W rozmaitych komentarzach można przeczytać, że obecnie między Zełenskim a Kołomojskim iskrzy, ponieważ pierwszy uniezależnił się od drugiego. Nie wiadomo, czy utrzymane w tonie szantażu wobec państw zachodnich wypowiedzi oligarchy z wywiadu dla „NYT” mają ukraińskiemu przywódcy pomóc czy zaszkodzić. Ich kontekstem jest i to, że na 9 grudnia zaplanowano w Paryżu spotkanie czwórki normandzkiej – Ukrainy, Rosji, Francji i Niemiec – w sprawie uregulowania sytuacji w Donbasie.
W działaniach Zełenskiego można zauważyć dążenie do deeskalacji tego, co się dzieje na linii Kijów – Moskwa. Rezultaty to między innymi wymiana więźniów, obejmująca 35 osób z każdej ze stron (w tym ukraińskiego reżysera Ołeha Sencowa), oraz zwrot Ukrainie trzech okrętów wojennych, które Rosjanie przejęli siłą rok temu w Cieśninie Kerczeńskiej.
Tymczasem ze strony ukraińskiej opozycji formułowane są pod adresem Zełenskiego oskarżenia o zdradę. Chodzi o złagodzenie kursu wobec Kremla, który przecież wciąż nie zgadza się na likwidację podporządkowanych Rosji samozwańczych „republik ludowych” w Donbasie i przekazanie Ukrainie pełnej kontroli nad regionem.
Tak więc patrioci ukraińscy jasno wyrażają wobec Zełenskiego swoje pretensje. Rzecz w tym, że w przypadku dramatu, który jest udziałem Ukrainy, bieżące wydarzenia polityczne i towarzyszące im piarowskie gry przesłaniają to, co jest naprawdę istotne, a co umyka uwadze mediów.
Weźmy choćby sposób myślenia ludzi kojarzonych z ukraińskimi kręgami opiniotwórczymi – reprezentującymi opcję liberalną i prozachodnią. Mogłoby się wydawać, że to właśnie oni są bezkompromisowymi krytykami linii Zełenskiego. Bliski jest im etos zrywu na kijowskim Majdanie w roku 2014. W ich oczach Rosja to agresor i okupant, na którego wybiegi dyplomatyczne nie można się nabierać.
Jednym z tych ludzi jest pisarz Jurij Andruchowycz. Dwa tygodnie temu miałem okazję sięgnąć ponownie po jego książkę „Ostatnie terytorium”. Ta wydana w Polsce w roku 2002 pozycja jest zbiorem publikowanych wcześniej na różnych łamach tekstów, które powstały na długo przed rosyjską aneksją Krymu i przejęciem władzy w Donbasie przez prorosyjskich separatystów.
Andruchowycz to okcydentalista. Pochodzi z Iwano-Frankiwska (dawniej – Stanisławowa) i chciałby, żeby Ukraina cywilizacyjnie należała do Europy. Co jednak zrobić z olbrzymim ciężarem tego, co zostało po Związku Sowieckim?
W eseju „Czarnobyl, mafia i ja” autor pisze o „zrujnowanych krajobrazach” Ukrainy. „Przepełnione śmietniki – czytamy – z których każdy zdaje się świadczyć o naszej kulturze, która sama siebie nazywa jedną z najstarszych kultur w Europie. Powszechna lumpenizacja wszystkiego i wszystkich: tandetna rosyjska muzyka, ogolone głowy, spirytus przemysłowy, wybuchy epidemii cholery i brutalności” (przełożyła Lidia Stefanowska).