Mogłem wyjść na Nowy Świat bez krawata, ale nie bez „uwodziciela” Kierkegaarda
piątek,
17 stycznia 2020
Kiedyś zatrzymałem się przed stoliczkiem mahoniowym. Pani Barbara Tyszkiewicz, matka Beatki, powiedziała: Koniecznie musi pan kupić, to jest koniec XVIII wieku . No więc zacząłem pisać coraz dłuższe teksty do „Nowej Kultury” i w końcu udało mi się zebrać pieniądze i kupić ten stoliczek za 1150 złotych. Zachowałem go do dzisiaj.
Andrzej Dobosz w 96. odcinku programu „Z pamięci” opowiada o tym, jak kiedyś wyglądała warszawska ulica Nowy Świat – cz. 1.
Nazajutrz przysłał jej kosz wypieków. Zacytowałem więc jego wierszyk „Łukasz, Łukasz, czego szukasz…”. Rezultat był podobny. Kosz od pana Bliklego poprawił znacznie moją opinię w rodzinie.
zobacz więcej
Po zakończeniu zajęć uniwersyteckich lubiłem przechadzać się po Nowym Świecie. Ozdobą Nowego Światu były antykwariaty. Kiedyś, późnym wieczorem, zobaczyłem na wystawie przedwojenne wydanie „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza. Oszalałem zupełnie. Uprosiłem rodziców o pożyczenie mi pieniędzy mówiąc, że szybko coś napiszę. Wstałem bardzo wcześnie rano i już na jakieś 20 minut przed otwarciem stałem i kupiłem egzemplarz „Ferdydurke”.
Inną książką, którą zakupiłem, był „Dziennik uwodziciela” Sørena Kierkegaarda, w przekładzie Stanisława Lacka, w wydaniu z 1911 roku. Ten „Dziennik uwodziciela” zawsze zabierałem ze sobą na spacery i pytany, co czytam, otwierałem i pokazywałem. Był to mój jakby nieodłączny rekwizyt – mogłem wyjść bez krawata, ale nie bez Kierkegaarda.
Następnie na rogu Ordynackiej i Nowego Światu był jeden z trzech warszawskich antykwariatów Desy. Tam bywałem codziennie. Na ogół przedmioty, które budziły moje pożądanie były tak kosztowne, że nie mogłem sobie na nie pozwolić.
Tam spotykałem Franciszka Starowieyjskiego, panią Barbarę Tyszkiewicz, mamę Beatki. Kiedyś zatrzymałem się przed stoliczkiem mahoniowym. Pani Tyszkiewicz, obecna, powiedziała: –Koniecznie musi pan kupić, to jest koniec XVIII wieku, angielskiego, musi pan to kupić. No więc ja znów zacząłem pisać coraz dłuższe teksty do „Nowej Kultury” i w końcu udało mi się zebrać pieniądze i kupić ten stoliczek za 1150 złotych. Zachowałem go do dzisiaj, ma on jedną szufladkę.
Poza Stanisławem Jerzym Lecem, oczywiście często spotykałem na Nowym Świecie Tadeusza Konwickiego, który mieszkał gdzieś na tyłach tej ulicy. Spotykałem też Jana Lenicę, póki nie wyjechał do Francji.
Od poniedziałku można było zjeść obiad w Związku Literatów. Oczywiście ozdobą tych obiadów były nie tyle dania, które były w miarę skromne, natomiast towarzystwo. Najciekawsze rozmowy prowadził Kazimierz Brandys, w towarzystwie żony tłumaczki Marii, z Arturem Międzyrzeckim, także w towarzystwie żony Julii Hartwig. Wtedy po prostu siedziałem, słuchając ich żartów i wymiany opinii.
Kiedyś siedziałem w kawiarni przy stoliku Artura Międzyrzeckiego i w hallu pojawił się potężny Jarosław Iwaszkiewicz, który nigdy na dole nie pijał kawy, tylko noszono mu ją na górę, do gabinetu. Iwaszkiewicz był w bardzo długim palcie i Międzyrzecki powiedział: – W tej kapocie to Jarosław przyjechał z Ukrainy w młodości.
Zobacz też pozostałe odcinki „Z pamięci”. Numery 1-20:
Odcinki programu „Z pamięci” od 21. do 40.:
Odcinki programu „Z pamięci” od 41. do 60.:
Odcinki programu „Z pamięci” od 61. do 80.:
Odcinki programu „Z pamięci” od 81. do 100.: