Historia marynareczki, przez którą dziecko wyzwało mnie od „krasnala”
piątek,
27 marca 2020
Cała inteligencja warszawska ubierała się na pchlim targu. Tak, że atrakcją tych „pcheł” były nie tylko same przedmioty – głównie ubraniowe, choć bywały tam też dobre, stare talerze porcelanowe i książki – były przede wszystkim osoby, które tam można było spotkać.
Andrzej Dobosz opowiada o Bazarze Różyckiego w 116. odcinku programu „Z pamięci”.
Podczas festiwalu młodzieży nad ulicami zawieszono barwne materie, przykrywając codzienną szarość życia. Ta dekoracja stolicy była jednym z wielkich dzieł Lenicy, Tomaszewskiego i warszawskiej ASP.
zobacz więcej
W młodości wielkim moim problemem była garderoba. Już na pierwszym roku studiów udawałem się na Pragę, na ówczesne „pchły” – Bazar Różyckiego. Dzisiaj tam są budki z gotowymi ubraniami, natomiast wtedy nie było żadnych budek, rzeczy leżały na ziemi, na jakichś starych ręcznikach, czy plastikach. Trzeba było się pochylać i wybierać coś sobie.
Niesłychanie częste były sytuacje, że ja się o coś targowałem, a tymczasem jakaś osoba brała to i kupowała natychmiast za cenę żądaną. To były twarde negocjacje, ale po prostu kupić bez targowania się byłoby nieuprzejmością wobec sprzedawców.
Cała inteligencja warszawska ubierała się na pchlim targu. Tak, że atrakcją tych „pcheł” były nie tylko same przedmioty – głównie ubraniowe, choć bywały tam też dobre, stare talerze porcelanowe i książki – były przede wszystkim osoby, które tam można było spotkać.
Oczywiście nie nosiłbym koszul po kimś, ani nakryć głowy, także jedyną rzeczą były marynarki. Po jakimś czasie zobaczyłem marynarkę welwetową w prążki podłużne, czarno-czerwone. Jej cena była monstrualna. W końcu gdzieś po roku sprzedawca nagle opuścił cenę i ja nabyłem tą marynarkę, którą włożyłem na siebie.
W tym czasie mieszkałem na Elektoralnej, w mieszkaniu Henryka Tomaszewskiego, który był za granicą i z obowiązkiem opiekowania się jego jamnikiem Filipem. Jak wróciłem, Filip bardzo domagał się spaceru. Ja już nie zdejmowałem marynarki, tylko wybiegłem. On zaczął mnie ciągnąć gwałtownie i nagle zobaczyłem jakieś ludowe dziecko, które siadło w zachwycie na chodniku, wołając: Matka, zobacz, pies ciągnie krasnala! No i wtedy trochę straciłem upodobanie do mojej marynareczki i wkrótce ofiarowałem ją, jako prezent ślubny, Annie Prucnal z STS-u.
Zobacz też pozostałe odcinki „Z pamięci”. Numery 1-20:
Odcinki programu „Z pamięci” od 21. do 40.:
Odcinki programu „Z pamięci” od 41. do 60.:
Odcinki programu „Z pamięci” od 61. do 80.:
Odcinki programu „Z pamięci” od 81. do 100.:
Odcinki programu „Z pamięci” od 101. do 120.: