Felietony

Kogo wykorzystuje Kreml. Marta Lempart i Ordo Iuris

Dlaczego feministki nie stawiają Polkom za wzór współczesnej Rosji? Przecież to w tym kraju kobiety, które zachodzą w „niechcianą” ciążę, same decydują o swoim „brzuchu”, a małżeństwo powszechnie nie jest traktowane jak świętość.

Tydzień temu w mediach społecznościowych została podjęta akcja solidarności z czołową działaczką Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Martą Lempart. Powodem była decyzja Sądu Okręgowego w Warszawie. Wydał on postanowienie, na mocy którego pani Lempart nie wolno rozpowszechniać – jak dosłownie to zostało ujęte w tym dokumencie – „informacji o tym, że Fundacja Instytut na rzecz kultury prawnej Ordo Iuris jest opłacanymi przez Kreml fundamentalistami”.

Aby wyjaśnić o co toczy się spór, trzeba przypomnieć wydarzenia z października ubiegłego roku. Wówczas w Sejmie posłowie rozpatrywali obywatelski projekt „Stop pedofilii”. Chodziło o nowelizację ustawodawstwa mającą wprowadzić prawną ochronę dzieci i młodzieży przed demoralizacją. A prawnicy Ordo Iuris angażowali się na rzecz tej inicjatywy.

Tymczasem Marta Lempart projekt „Stop pedofilii” potępiła. Uznała bowiem, że zakazuje on edukacji seksualnej. Na Twitterze o ludziach z Ordo Iuris napisała, że są „opłacanymi przez Kreml fundamentalistami”.
Bojowniczka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Marta Lempart. Fot. PAP/Maciej Kulczyński
Słowa te nie pozostały bez odpowiedzi ze strony fundacji. Prawnicy Ordo Iuris złożyli przeciw Lempart pozew o ochronę dóbr osobistych reprezentowanej przez nich organizacji. Proces trwa. Jednak zanim zapadnie wyrok, sąd udzielił fundacji, czyli powodowi, „zabezpieczenia na czas postępowania” (nie dłuższy niż rok) – poprzez wspomniane na wstępie postanowienie.

Solidarność z Martą Lempart zdążyli już wyrazić politycy i publicyści. A dokładniej ci z nich, którzy popierają prawo do aborcji czy spełnianie roszczeń wysuwanych przez środowiska LGBT.

W gruncie rzeczy bowiem w tle całej sprawy jest tocząca się również w III Rzeczypospolitej wojna kulturowa. W tym konflikcie po prawej stronie barykady są obrońcy tradycyjnego modelu rodziny, po lewej zaś – zwolennicy emancypacyjnych zmian społecznych, które miałyby nadać nowe znaczenia takim pojęciom, jak małżeństwo, macierzyństwo, ojcostwo, płeć, seksualność i usatysfakcjonowały grupy definiujące siebie jako dyskryminowane mniejszości.

O tym, czy Marta Lempart naruszyła dobra Ordo Iuris rozstrzygnie sąd. Natomiast niezależnie od tego, jaki zostanie wydany werdykt w tej sprawie, już teraz można dociekać, ile w tweecie działaczki feministycznej jest racji.

Pani Lempart wysunęła wobec Ordo Iuris tak naprawdę dwa oskarżenia: o pobieranie pieniędzy od władz rosyjskich i o fundamentalizm. Zacznijmy od fundamentalizmu. Termin ten na gruncie politologii i religioznawstwa ma wydźwięk opisowy i neutralny. Oznacza on zjawisko rygorystycznego przywiązania do norm i zasad, jakie obowiązują w danej doktrynie politycznej czy danej religii.

Niemniej od lat 80. ubiegłego wieku słowo „fundamentalizm” funkcjonuje także w kręgach lewicowych i liberalnych (nie tylko w Polsce) jako epitet, który ma przywodzić na myśl islamską teokrację irańską. Chodzi o to, że za czasów duchowego przywództwa ajatollaha Chomeiniego w Iranie, kraj ten uchodził wśród wielu ludzi na świecie za ośrodek fanatyzmu religijnego, sankcjonującego panowanie mężczyzn nad kobietami.

Mniejsza o to, ile w tej opinii o państwie irańskim było prawdy. Natomiast faktem jest, że kiedy u progu III RP zaczęła się batalia o delegalizację aborcji, to zwolennicy utrzymania prawa do dzieciobójstwa prenatalnego alarmowali, iż Polsce grozi „iranizacja”. Wtedy również zaczęli oni działaczy pro life piętnować jako ponurych i przerażających „fundamentalistów”, którzy – według nich – mieli kobietom szykować „piekło”.

Wszystko wskazuje na to, że do takiego właśnie zabiegu uciekła się Marta Lempart. Tyle że zarzucanie komuś fundamentalizmu nie robi już w Polsce wielkiego wrażenia. Jest jak zgrana płyta. Ekscytuje wyłącznie osoby, które biorą udział w wojnie kulturowej po stronie lewicy.
Bojowniczki irańskiego Basidżu (ochotniczych oddziałów Strażników Rewolucji Islamskiej) w Teheranie w 1988 roku. Fot. Kaveh Kazemi/Getty Images
Inaczej jednak brzmi zarzut o pobieranie kremlowskich pieniędzy. W Polsce wysługiwanie się Rosji – w dodatku płatne – postrzegane jest, z oczywistych względów, jako ciężka zbrodnia co najmniej od czasów Konfederacji Barskiej, która taką postawę bezkompromisowo zwalczała. Ma ono w sobie coś z grzechu Judasza. To akt zdrady ojczyzny dla odniesienia korzyści finansowych – w dodatku na rzecz jednego z dwóch, z perspektywy historycznej, największych wrogów.

Warto zauważyć, że z tego powodu w XX wieku w Polsce komuniści mieli problem z legitymizacją swojej aktywności politycznej. Komunizm był bowiem nad Wisłą często utożsamiany po prostu z Rosją.

Nie da się jednak zaprzeczyć temu, że w ciągu minionych 250 lat, w polskiej polityce obecna była także opcja prorosyjska. Dziś w Polsce – w odróżnieniu od takich krajów, jak Francja, Niemcy, Węgry – orientacja ta jest, przynajmniej jawnie, zjawiskiem raczej marginalnym. Można z nią się spotkać w niszowych mediach – choćby na portalu Konserwatyzm.pl czy w tygodniku „Myśl Polska”, gdzie ukazują się materiały wychwalające putinowską Rosję jako ostoję tradycyjnych wartości.

Czy Ordo Iuris także reprezentuje opcję prorosyjską? Poszukajmy odpowiedzi na tak postawione pytanie. Na przykład w miesięczniku „Polonia Christiana”. Dlaczego tam? Bo to czasopismo wydawane przez Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej imienia księdza Piotra Skargi. A to właśnie z inicjatywy tej organizacji utworzone zostało Ordo Iuris.

„Polonia Christiana” nie pozostawia złudzeń co do tego, jakim krajem jest współczesna Rosja. Na łamach miesięcznika można przeczytać teksty krytykujące politykę Kremla z pozycji konserwatywnych. W numerze ze stycznia-lutego bieżącego roku został opublikowany raport, w którym putinowska Rosja określona została mianem „fałszywej nadziei chrześcijaństwa”.

I tutaj dochodzimy do sedna problemu. W wielu krajach Władimir Putin stał się w lewicowych i liberalnych kręgach opiniotwórczych ikoną politycznego zła. Szczególnie przyczyniła się do tego agresywna, imperialna polityka Kremla, w tym wysłanie w roku 2014 „zielonych ludzików” na Krym i do Donbasu. Ale nie można też pominąć rosyjskiej polityki wewnętrznej.

Ważnymi wizerunkowo posunięciami na jej polu okazały się dwie ustawy podpisane przez Putina w roku 2013: pierwsza – zakazująca „propagowania nietradycyjnych relacji seksualnych wśród nieletnich”, druga – wprowadzająca kary za obrazę uczuć religijnych i bezczeszczenie świątyń. W tym samym roku prezydent Rosji podczas wystąpienia przed Zgromadzeniem Federalnym (dwiema izbami rosyjskiego parlamentu) oświadczył, że kluczową rolę w społeczeństwie rosyjskim powinny odgrywać: rodzina, patriotyzm i tradycyjne normy moralne.
Władimir Putin w petersburskiej katedrze. Prawosławne Boże Narodzenie, 6 stycznia 2020 roku. Fot. Alexander Demianchuk\TASS via Getty Images
Tym samym Putin zaczął się kreować na lidera konserwatyzmu w skali globalnej. A wiele środowisk prawicowych w Europie i USA przyjęło ów przekaz za dobrą monetę. Dlatego obrywa się im od lewicy i liberałów oskarżających ich o to, że realizują ideologiczną agendę Kremla. W Polsce efekt tego jest taki, że jeśli ktoś występuje przeciw wprowadzeniu do ustawodawstwa „małżeństw” jednopłciowych, to rzucany jest na kogoś takiego cień podejrzenia, że ma związki z Rosją.

Przypomina się tu zjawisko „reductio ad Hitlerum”. Chodzi o mechanizm dyskredytowania przeciwników politycznych, który polega na tym, że jeśli cokolwiek z ich przekonań ma coś wspólnego z poglądami dyktatora III Rzeszy, to uznani oni zostają za nazistów. Tyle że całą rzecz można sprowadzić do absurdu. Skoro bowiem na przykład Hitler uważał, że potrzebne są kampanie antynikotynowe, to czy każdy, kto jest za zakazem palenia w miejscach publicznych, staje się od razu nazistą?

Dziś w Polsce mamy do czynienia ze zjawiskiem „reductio ad Putinum”. Wyobraźmy sobie, że ktoś potępia reżim kremlowski za aneksję Krymu i wojnę w Donbasie czy za represje wobec środowisk opozycyjnych w Rosji. Wystarczy jednak, że towarzyszy temu krytyka „tęczowej” rewolucji kulturowej na Zachodzie, i wówczas ruchy LGBT będą poprzez wpływowych publicystów kogoś takiego dezawuować jako zwolennika opcji prorosyjskiej, o ile nie wręcz agenta Kremla. A takie oskarżenia w Polsce mają wagę ciężką.

Tymczasem jeśli przyjrzeć się rosyjskiej rzeczywistości, to się okaże, że Putin nie jest konserwatystą, lecz populistą. Brytyjski dziennikarz Peter Pomerantsev scharakteryzował putinowski system władzy jako „rodzaj postmodernistycznej dyktatury”. Gospodarz Kremla nie stoi na straży tradycyjnych wartości. Cynicznie gra konserwatyzmem. Owszem, występuje przeciw ruchom LGBT i antycerkiewnym performerom, tylko że ma to mało wspólnego z chrześcijaństwem. Wyczuwa się tu raczej nabytą w czasach jego młodości koszarową mentalność kagebisty, który rozprawiając się z rozmaitymi ekscentryzmami, dyscyplinuje społeczeństwo.

Znamienne, że Putin nie ograniczył prawa do aborcji. Gdyby bowiem to zrobił, wielu Rosjanom by się naraził. W ich świadomości aborcja jest formą antykoncepcji, czyli standardową usługą medyczną (to relikt epoki sowieckiej). Dlatego rosyjscy polityczni decydenci nie chcą ograniczać prawa do niej, choć przyjmując takie stanowisko zachowują się wbrew oczekiwaniom Cerkwi.

Tak więc za prezydentury Putina Rosja nie stała się tradycjonalistyczną arkadią. Pozostała krajem, w którym statystyki aborcji i rozwodów należą do najwyższych na świecie. Duża część społeczeństwa rosyjskiego żyje w nieformalnych związkach. Mimo że 70 procent Rosjan deklaruje wiarę prawosławną, to zaledwie 3 procent uczestniczy w liturgii Cerkwi (zresztą te dane przytacza publicysta Piotr Doerre na łamach „Polonia Christiana”).

Rosja: wiara bez miłości

Filip Memches: Rosja jawi się krajem nieodpowiedzialnych mężczyzn i samolubnych kobiet. Tworzą oni związki, w których przekazywanie życia jest przekleństwem, a nie błogosławieństwem.

zobacz więcej
Gdyby nie brać pod uwagę ustaw przeciw ruchom LGBT i antycerkiewnym performerom, to można by wobec Marty Lempart oraz innych polskich feministek zastosować „reductio ad Putinum” i je zapytać: czy nie stawiają współczesnej Rosji Polkom za wzór? Przecież w tym kraju kobiety, które zachodzą w „niechcianą” ciążę, same decydują o swoim „brzuchu”, a małżeństwo nie jest powszechnie traktowane jak świętość. To przejaw emancypacji obyczajowej, a nie „fundamentalizmu” czy „iranizacji”.

Odłóżmy jednak te złośliwości na bok. Zastanawiając się nad całą sprawą serio trzeba wziąć i taką rzecz pod uwagę, że siłą każdego narodu jest kapitał społeczny. W Polsce na przestrzeni dziejów rósł on głównie za sprawą Kościoła katolickiego, a nie idei, które afirmują indywidualistyczną samorealizację i sieją zwątpienie w sens wspólnoty. Katolicyzm zakorzenił Polaków w tym, z czego wyrosła cywilizacja łacińska. U jej podstaw leży przekonanie, że człowiek jest stworzeniem społecznym, które powołane jest miłować bliźnich, a nie samoistną jednostką dążącą do egoistycznie pojętego szczęścia.

W Polsce to katolicyzm stoi na przeszkodzie Kremlowi, a nie ruchy emancypacyjne. Te bowiem zachęcają Polaków do odrzucenia takich „przeżytków”, jak rodzina, naród, Kościół. A bez tych wspólnot Polacy stają się zbiorowością zatomizowanych „prawdziwych Europejczyków”, którzy są wobec wrogów bezbronni.

Natomiast jeśli feministki z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet uwierzyły w konserwatywny wizerunek prezydenta Rosji, to stawiają chochoła, żeby go potem obalić. Można wysunąć hipotezę, że w ten sposób dają się rozgrywać przez Kreml tak samo, jak ci politycy prawicowi w Europie i USA, którzy Władimira Putina błędnie postrzegają jako strażnika tradycyjnych wartości. I nie ma się co dziwić, dezinformacja jest rosyjską specjalnością.

– Filip Memches

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Po tym, gdy rosyjskie feministki z bojówki Pussy Riot zorganizowały w cerkwi happening będący parodią modlitwy do Bogurodzicy o przepędzenie z Rosji Władimira Putina i zostały zatrzymane przez policję, ich polskie koleżanki 8 marca 2012 roku demonstrowały swoje poparcie dla Rosjanek pod pomnikiem Mikołaja Kopernika w Warszawie. Fot. PAP/Paweł Supernak
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?