Teraz zaś – kiedy czołowe amerykańskie stacje telewizyjne ogłosiły, że w tegorocznym wyścigu do Białego Domu górą okazał się Joe Biden – wątek stosunków amerykańsko-rosyjskich wrócił. Dlaczego? Trump nie uznał zwycięstwa Bidena stwierdzając, że doszło do mnóstwa fałszerstw w głosowaniu i trzeba będzie to rozstrzygnąć na drodze sądowej.
W Rosji w prokremlowskich mediach od razu odezwali się komentatorzy, którzy tę sytuację za oceanem uznali z satysfakcją za objaw upadku amerykańskiej demokracji. A polscy antagoniści Trumpa zinterpretowali owe rosyjskie głosy jako wyraz poparcia dla niego.
Czy mają rację? To prawda, że gdy cztery lata temu Trump ubiegał się o prezydenturę USA, uchodził za polityka, z którym ekipa Władimira Putina wiąże nadzieje. Przyczyniły się do tego choćby wielokrotnie składane deklaracje miliardera, że chce naprawić stosunki amerykańsko-rosyjskie.
Poza tym Trump szokował zapowiedziami izolacjonistycznej polityki – na przykład przebąkiwał o tym, że gdyby Rosja zaatakowała należące bądź co bądź do NATO państwa bałtyckie, to amerykańscy żołnierze nie będą za nie przelewać krwi.
Rzecz w tym, że kiedy kandydat Partii Republikańskiej zasiadł w Białym Domu, bynajmniej nie obrał kursu, który byłby w smak Kremlowi. Takie ruchy, jak wzmocnienie wschodniej flanki NATO, odbierane były przez moskiewski establishment jako akty wrogości wobec Federacji Rosyjskiej.
Znamienne, że w jednym z sondaży przeprowadzonych w Rosji jeszcze przed tegorocznymi wyborami prezydenckimi w USA, dwie trzecie respondentów stwierdziło, że wynik tej rywalizacji nie ma znaczenia dla amerykańskiej polityki wobec ich kraju. Obecnie zaś prokremlowskie media nie kryją rozczarowania minionym czteroleciem w relacjach Moskwy z Waszyngtonem (choć pojawiają się też opinie, z których wynika, że w porównaniu z Bidenem Trump to mniejsze zło).
W wywiadzie udzielonym „Komsomolskiej Prawdzie”, dyrektor Instytutu USA i Kanady Rosyjskiej Akademii Nauk Walerij Garbuzow powiedział, że postawienie przez Kreml na Trumpa w roku 2016 okazało się wielką pomyłką. Jego zdaniem, rosyjscy prominenci dali się uwieźć słowom amerykańskiego polityka. Według Garbuzowa, Trump łączył prorosyjską retorykę z praktyką sankcji skierowanych przeciw Federacji Rosyjskiej, co powinno było moskiewskie elity otrzeźwić.