Ciemne strony Wschodu. Chciwość, kłamstwo, przemoc
piątek,
15 stycznia 2021
Francuski arystokrata już w roku 1839 napisał książkę, która tłumaczyła mechanizm funkcjonowania państwa Stalina.
W piątek 15 stycznia 2021 roku o godzinie 20.50 na antenie TVP Historia zostanie wyemitowany spektakl „Listy z Rosji” na podstawie książki Astolphe’a de Custine’a.
Złudzenia zachodnioeuropejskich elit dotyczące Rosji mają swoją długą historię. Zazwyczaj przywoływane są one w kontekście uwiedzenia przez komunizm. ZSRR realizował swoje międzynarodowe cele nie tylko przy pomocy nagiej siły, ale i solidnej agentury wpływu, którą w istotnym stopniu stanowiły osoby opiniotwórcze. One zaś odgrywały rolę „użytecznych idiotów” będących pasami transmisyjnymi propagandy sowieckiej.
Metody, którymi posługiwało się pierwsze państwo komunistyczne w dziejach świata, nie zostały jednak wymyślone od zera przez bolszewików. Przedrewolucyjna carska Rosja także starannie dbała o swój wizerunek. W latach 30. XIX wieku przyciągnął on francuskiego arystokratę, Astolphe’a markiza de Custine’a.
Jego ojciec i dziad zostali zgilotynowani podczas jakobińskiego terroru. Wychowała go matka. W roku 1814, gdy miał 24 lata, asystował ówczesnemu ministrowi spraw zagranicznych Francji, Charlesowi de Talleyrandowi w trakcie obrad Kongresu Wiedeńskiego.
Był zagorzałym monarchistą i pobożnym katolikiem (choć zarazem w paryskich kręgach towarzyskich ciągnął się za nim skandal – opinia człowieka, który wikłał się w związki homoseksualne mimo tego, że założył rodzinę). De Custine’a niepokojem napawał oczywisty fakt, że w nowoczesnym społeczeństwie mieszczańskim masy uwodzi się sofistyką i demagogią.
Kraj odrębny od Europy
Obawiał się rosnącej pozycji adwokatów i dziennikarzy. Upatrywał w nich nowych tyranów. W roku 1839 udał się zatem do Rosji, żeby – jak sam wspominał – szukać w tym kraju, nietkniętym przez rewolucję, argumentów przeciw rządom reprezentacyjnym.
Francuz przybył do imperium Romanowów za panowania cara Mikołaja I, który sprawował władzę w sposób bezwzględny. Bezpośrednio przed nim na tronie rosyjskim zasiadał jego brat, Aleksander I. Ten z kolei kreował się na liberała. Rosji jednak nie zmienił. Tymczasem Mikołaj I mocno przykręcił śrubę. Despota miał na swoim koncie między innymi stłumienie zrywu dekabrystów oraz powstania listopadowego.
Pobyt de Custine’a w Rosji trwał trzy miesiące. Drzwi związanych z carskim dworem salonów były przed francuskim pisarzem – jako człowiekiem szlachetnego urodzenia i potomkiem ofiar rewolucji – otwarte. Umożliwiono mu też podróżowanie po kraju. Zwiedził Petersburg, Moskwę, Jarosław i Niżny Nowogród. I bardzo dużo z tego, co zobaczył oraz przemyślał, notował w formie korespondencji – przypuszczalnie do fikcyjnego adresata.
Tym samym nazbierało się mnóstwo materiału, z którego później powstał głośny reportaż. „Listy z Rosji” – bo pod takim tytułem ukazał się polski przekład książki „La Russie en 1839” – nie były jednak pochwałą państwa Mikołaja I. Im dłużej francuski pisarz poznawał rosyjską rzeczywistość, tym coraz bardziej się przekonywał, że jego wyobrażenia o niej, rozmijały się z nią.
Ze Wschodu de Custine wrócił jako zwolennik rządów konstytucyjnych. Ale mimo to błędem byłoby twierdzić, że dokonał on istotnego zwrotu światopoglądowego. Można bowiem przyjąć hipotezę, że tym, co przeraziło Francuza w Rosji, nie był nawet sam ustrój absolutystyczny (znał ten system ze Starego Kontynentu), lecz cywilizacja, na gruncie której się ukształtował. De Custine odkrył, że przede wszystkim ów kraj jest odrębny od Europy.
W „Listach z Rosji” czytamy o reżimie opartym na chciwości, kłamstwie i wymuszonym przemocą posłuszeństwie. Przy czym to nie są wady konkretnego modelu politycznego, lecz cechy organizacji stosunków społecznych, która się utrwaliła w ciągu dziejów na określonym terytorium. Nawet zapatrzony w Zachód car Piotr I Wielki reformował kraj w ramach jej brutalnych reguł.
Kultura polityczna Rosji w opisie de Custine’a jest wytworem traumatycznego zbiorowego doświadczenia, jakim dla mieszkańców ziem ruskich było w późnym średniowieczu jarzmo Złotej Ordy. Ciemiężona ludność przejęła od swoich oprawców ich metody rządzenia, co dokładnie Francuzowi wyjaśnił już w drodze do Rosji – na pokładzie statku „Mikołaj I” – książę K.
Nic nie jest takie proste jak się nam wydaje.
zobacz więcej
Sławny reportaż, książka znakomita
W „Dzienniku pisanym nocą” Gustaw Herling-Grudziński stwierdza, że pod tym inicjałem kryje się w książce de Custine’a rosyjski dyplomata, Piotr Kozłowski. Ów człowiek w rozmowie z francuskim pisarzem wskazywał konsekwencje podboju ziem ruskich przez Mongołów. Zwrócił uwagę choćby na to, że w mentalności Rosjan daje o sobie znać brak cnót rycerskich, które z kolei – według niego – stanowią w Europie dziedzictwo jej katolickiej tożsamości. Zdaniem K, Rosjanie nie podejmują walki w imię jakichś idei, lecz wyłącznie po to, żeby zdobywać łupy.
Jeśli zatem rozmówca de Custine’a miałby rację, to nasuwa się wniosek, że jakakolwiek doktryna polityczna, którą szermowali bądź szermują władcy Rosji – czy chodziłoby o reakcjonizm, czy o liberalizm, czy o komunizm – była lub jest wyłącznie przykrywką dla ich bardzo przyziemnych dążeń (podobnie mongolscy chanowie prowadząc ekspansywną politykę nie roztrząsali kwestii teologicznych).
W książce francuskiego pisarza można też znaleźć fragmenty brzmiące wręcz proroczo. W jednym z nich pisze, że gdyby kiedyś ludowi rosyjskiemu udało się wywołać „prawdziwą rewolucję, masakra byłaby regularna jak parada wojskowa. Miasteczka i wsie zamieniono by w koszary, a zorganizowane morderstwo wychodząc w pełnym uzbrojeniu z chat postępowałoby naprzód w szeregu, we wzorowym porządku”.
Nic dziwnego, że „Listy z Rosji” nie spodobały się caratowi, zwłaszcza że wywołały one w Europie oddźwięk. Ich autor zamiast odegrać rolę „użytecznego idioty” odsłonił ciemne strony Wschodu. Rosyjskie służby podjęły więc działania dyskredytujące książkę de Custine’a. Po francusku ukazała się seria tekstów, które ją zrecenzowały w sposób zjadliwie krytyczny. W samej Rosji długo nie była ona dopuszczona do druku.
To jednak jej nie zaszkodziło. Reportaż zyskał sławę. W XX stuleciu dostrzeżono jego ponadczasowość. Herling-Grudziński cytuje słowa amerykańskiego sowietologa, George’a Kennana, zdaniem którego, jeśli nawet przyjmiemy że „Listy z Rosji” nie były „książką zbyt dobrą o Rosji w roku 1839”, to powinien niepokoić fakt, że okazały się „książką znakomitą, chyba najlepszą ze wszystkich jakie dotąd napisano, o Rosji Stalina, a także książką zupełnie niezłą o Rosji Breżniewa i Kosygina”.
Dzieło de Custine’a zasługuje też na uwagę w kontekście obecnych sporów o politykę prezydenta Władimira Putina. Od drugiej dekady XXI wieku Kreml serwuje światu przekaz, że Rosja stoi na straży tradycyjnych wartości i kontestuje zachodnią lewicową rewolucję kulturową. Wielu ludzi prawicy w Europie i USA dało się na tę narrację nabrać. Tymczasem powinni oni brać przykład z de Custine’a. Dziś francuski pisarz mógłby uchodzić za patrona tych konserwatystów, którzy decydując się na poznanie Rosji i odkrywając, że nie jest ona żadną tradycjonalistyczną arkadią, po prostu się nią rozczarowali.
Jedynym wolnym kapłanem jest kapłan katolicki
Ale książka de Custine’a zawiera też bardzo ciekawe wątki dotyczące negatywnych zjawisk, które się odnoszą nie tylko do Wschodu. Oto choćby taka konstatacja: „W społeczeństwach wszystko może służyć despotyzmowi, bez względu na to, jakiej fikcji pozwolono tam górować, monarchicznej czy demokratycznej”.
W innym miejscu zaś autor podejmując kwestię podporządkowania rosyjskiej Cerkwi prawosławnej państwu, oznajmia: „Dla krążenia soków religijnych konieczna jest niezależność Kościoła, ponieważ rozwój najszlachetniejszej zdolności narodów, zdolności do wiary, zależy od godności duchowieństwa”.
Następnie de Custine myśl tę rozwija: „tym, co decyduje o losie dusz, jest wolność człowieka sprawującego wobec nich funkcje kapłana. Otóż jedynym na świecie wolnym kapłanem jest kapłan katolicki. Wszelki kapłan zbuntowany przeciw swemu przywódcy duchowemu traci swoją siłę (…) Oto dlaczego we wszystkich schizmatycznych krajach lud pogardza kapłanami, mimo protekcji królów, lub mówiąc ściślej z powodu tej protekcji, która ich uzależnia od władcy, nawet w tym, co dotyczy ich boskiej misji”.
To spostrzeżenie można odnieść nie tylko do Cerkwi rosyjskiej. Warto choćby przyjrzeć się sytuacji wspólnot wyznaniowych we współczesnych zachodnich liberalnych demokracjach.
Weźmy poszczególne nurty protestantyzmu. Tracą one w społeczeństwach na znaczeniu dlatego, że mają coraz mniej do powiedzenia o sprawach ostatecznych, a coraz bardziej się koncentrują na problemach, których rozwiązywanie stanowi domenę instytucji świeckich.
Z kolei gdy hierarchowie Kościoła katolickiego negatywnie oceniają, z moralnego punktu widzenia rozmaite – rzekomo postępowe – inicjatywy ustawodawcze (jak usuwanie pojęć „matka” i „ojciec” z dokumentów państwowych), są przez część polityków traktowani jako zagrożenie dla praw człowieka.