Brodski przyszedł na świat w roku 1940 w Petersburgu (ówczesnym Leningradzie) w zasymilowanej rodzinie żydowskiej. To portowe miasto z jego monumentalną neoklasycystyczną architekturą istotnie ukształtowało imaginarium pisarza.
Marzył o wstąpieniu do marynarki wojennej – oczywiście sowieckiej, bo rosyjskiej nie było. Jego ojciec, Aleksander – dziennikarz i fotograf – dosłużył się w jej szeregach stopnia kapitana. Tyle że w roku 1950 został zdemobilizowany w ramach „walki z kosmopolityzmem”. Termin ten był eufemistycznym określeniem państwowego antysemityzmu, który w ZSRR rozpętano pod koniec lat 40.
Z tych właśnie przyczyn w roku 1954 Josif Brodski nie został przyjęty do szkoły morskiej. Ale znamienne, że fascynację marynarką wojenną wspominał z sentymentem do końca życia. To dużo mówi o poczuciu tożsamości pisarza, który żywił atencję wobec munduru morskich sił zbrojnych ZSRR, a jednocześnie zadarł z sowieckim systemem.
Przy czym jeśli już mowa o kłopotach Brodskiego – nie był bezpośrednio zaangażowany w jakąś nielegalną działalność polityczną. Natomiast zainteresowanie KGB wzbudziło to, że obracał się w kręgach opozycyjnych i publikował wiersze w samizdacie.
W latach 60. ruszyła na twórczość Brodskiego nagonka. Reżimowi recenzenci zarzucali jego poezji oderwanie od rzeczywistości, „formalizm”, „dekadentyzm”.
Wreszcie w roku 1964 pisarz stanął przed sądem z oskarżenia o pasożytnictwo społeczne. Został skazany na pięć lat przymusowych prac w oddaleniu od swojego miejsca zamieszkania. Poetka Anna Achmatowa, która ceniła i promowała dorobek Brodskiego, werdykt sądu ponoć skomentowała gorzko ironicznie: „O jaki życiorys szykują naszemu rudemu! Można byłoby pomyśleć, że to on celowo kogoś do tego zadania wynajął”.
Ostatecznie – pod wpływem petycji w obronie pisarza kierowanych do władz przez cieszące się powszechnym autorytetem osoby – wyrok skrócono do półtora roku. O Brodskim robiło się coraz głośniej na Zachodzie, gdzie postrzegano go – wbrew temu, co on sam na swój temat uważał – jako bojownika z totalitaryzmem. W roku 1972 sowiecki resort spraw wewnętrznych postawił pisarzowi ultimatum: opuszczenie ZSRR lub represje. Brodski wybrał to pierwsze. Osiadł w USA.
Jeśli chodzi o stosunek do Rosji, Brodskiemu nie brakowało pod tym względem krytycyzmu. Niemniej nie podzielał on perspektywy, która powszechna była i jest wśród środkowoeuropejskiej inteligencji. Może o tym świadczyć choćby jego polemika z czeskim prozaikiem (także politycznym emigrantem) Milanem Kunderą z roku 1985.
Kundera przywołując w pamięci najazd wojsk sowieckich na swój kraj w roku 1968, zastanawiał się nad tym, czy jest w kulturze rosyjskiej coś barbarzyńskiego. I doszedł do wniosku, że tak – wskazując dzieła Fiodora Dostojewskiego. Według Kundery, afirmowane są w nich gorące emocje, którymi Rosjanie bombardują inne narody. Tymczasem – zdaniem Czecha – cywilizacja zachodnia oparta jest na chłodnym rozumie.