Nowy Kmicic, nowy Dyzma, nowy Wokulski
piątek,
19 lutego 2021
Arsene Lupin, Hercules Poirot, wielki Gatsby – znowu odwiedzą nas w tym roku. Kino francuskie i anglosaskie wciąż na nowo opowiada te same historie, sięgając do klasyki literatury popularnej. Dlaczego nie mieliby tego robić polscy filmowcy?
Tak „Piłsudski” , jak i „Legiony” nie do końca są hollywoodzkie. Nie są ani powrotem do „polskiej szkoły filmowej”, ani nie są to produkcje kameralne czy artystyczne. To filmy pomiędzy tymi gatunkami.
zobacz więcej
Więcej na ten temat w „Tego się nie wytnie” w TVP Kultura w czwartek 25 lutego 2021 o godz. 20.00. Gośćmi programu będą Ewa Błaszczyk i Janusz Olejniczak.
Ostatnie tygodnie przyniosły sukces serialowi inspirowanemu powieściami o Arsenie Lupinie. Do tej pory powstało już pięć ekranowych wersji przygód dżentelmena włamywacza. W najnowszej ciemnoskóry Omar Sy (znany z „Nietykalnych”) gra człowieka naśladującego bohatera książek Maurice’a Leblanca.
W Ameryce ogłoszono, że wkrótce czeka nas premiera kolejnej adaptacji „Wielkiego Gatsby’ego” Francisa Scotta Fitzgeralda. Słynny melodramat ekranizowany był raptem osiem lat temu, a główną rolę zagrał wtedy Leonardo di Caprio.
Na jesień przełożono premierę „Śmierci na Nilu” według powieści Agaty Christie. Poprzedni film o przygodach Herculesa Poirot, „Morderstwo w Orient Expressie”, nakręcono cztery lata temu. Warto dodać, że obie książki były ekranizowane w latach 70. Widzom to jednak nie przeszkadza. Kolejne wersje przygód Sherlocka Holmesa, bohaterów Jane Austen czy Aleksandra Dumasa zawsze znajdą swoją publiczność.
Pozostaje tylko żałować, że w Polsce nie mamy tradycji cyklicznego odświeżania klasyki. Ale przecież to się może zmienić. Oto nasze top 5 powieści, które, sfilmowane ponownie, stałyby się hitami.
❶„Potop”
Henryk Sienkiewicz to najlepszy polski opowiadacz historii, choć od jakiegoś czasu nie ma najlepszej prasy. Współczesnym odbiorcom i filmowcom chyba wydaje się staroświecki, a do tego zbyt poczciwy. I to jest bodaj najgorsze co o pisarzu można powiedzieć.
Tymczasem Sienkiewicz został po prostu upupiony. Zapewne dlatego, że jest patriotyczny i jasno oddziela dobro od zła. Ale przecież opowiada epickie historie, ociekające krwią i pełne namiętności. A z nich wszystkich najlepsza jest ta o przemianie chuligana i zdrajcy w bohatera.
Prawdę mówiąc do ponownego nakręcenia nadają się wszystkie powieści Sienkiewicza, włącznie ze zrealizowanym raptem 20 lat temu „Ogniem i mieczem” (akurat ta ekranizacja jest tak kompletnie wyzuta z emocji, że można ją nazwać poczciwą).
Ale „Potop” nakręcony dziś, po Quentinie Tarantino, mógłby porwać miliony widzów. Mamy tam wszystko co trzeba: wartką akcję, wielką miłość i Kmicica - jedną z najbarwniejszych postaci w historii polskiej literatury. Inscenizacja musiałaby być szybsza i bardziej werystyczna, śmierć powinna wyglądać jak śmierć. Ale i tak największym problemem jest znalezienie aktora równie charyzmatycznego jak Daniel Olbrychski.
❷„Kariera Nikodema Dyzmy”
To przypadek analogiczny. Mówimy Dyzma i widzimy Romana Wilhelmiego. W tym sensie jest to zadanie karkołomne, ale przecież Amerykanie najpierw dali Gatsby’emu twarz Roberta Redforda, a później Leonardo di Caprio. I zadziałało.
Dołęga-Mostowicz to kolejny obok Sienkiewicza autor, którego wszystkie najważniejsze powieści sfilmowano. Dlaczego „Dyzma”, a nie „Znachor”, przy którym płacze kolejne pokolenie Polek? Wydaje się jednak, że opowieść o parweniuszu przypadkiem wyniesionym na szczyt bardziej pasuje do czasów Instagrama i osób znanych z tego, że są znani. Poza tym już Jerzy Kosiński, pisząc „Wystarczy być” wyraźnie inspirowane Dołęgą-Mostowiczem (i sfilmowane z genialnym Peterem Sellersem) pokazał uniwersalność tej opowieści.
No i jest w tym tekście wielki potencjał komediowy, jakoś kojarzący się z „Biurem” Ricky’ego Gervaisa (największy telewizyjny hit czasów pandemii). W tym serialu bohater jest prostakiem i bucem udającym inteligenta i równiachę.
Oczywiście, warto przypomnieć, że po roku 1989 podjęto komediową próbę uwspółcześnienia powieści Dołęgi-Mostowicza (w reżyserii Jacka Bromskiego), ale bez sukcesu. Może dlatego, że twórcy nie zaufali literackiemu oryginałowi? Jednak Cezary Pazura, który w tamtym filmie grał Nikosia, zasługuje by zagrać Nikodema. Jeśli ktoś miałby się mierzyć z legendą Wilhelmiego to właśnie on.
❸„Trędowata”
Komedii romantycznych mamy w nadmiarze i prawie żadna się nie udała. Za to melodramatów się w Polsce nie kręci. A przecież nawet najtwardsi mężczyźni lubią czasem w kinie uronić łzę. Nie kręci się też w Polsce dramatów kostiumowych, tymczasem sukcesy adaptacji Jane Austen czy innych „Bridgertonów” pokazują, że współczesna publiczność lubi opowieści z życia wyższych sfer.
A jeśli tak to „Trędowata” Heleny Mniszkówny wydaje się najlepszą kandydaturą. Tak, oczywiście, to synonim powieści dla kucharek, ale dziś można by taką ekranizację zrobić w sposób bardziej drapieżny niż w najpopularniejszej wersji Jerzego Hoffmana z 1976 roku. Stefcia Rudecka powinna być mniej bierna i bardziej wyemancypowana, a mezalians (zwłaszcza, ze chodzi o wielkie pieniądze) jest dziś bardziej zrozumiały niż w czasach PRL-u.
❹„Akademia Pana Kleksa”
W czasach gdy Krzysztof Gradowski kręcił ten film na półkach w sklepach stał tylko ocet i to widać w każdym ujęciu. Jak na trudne warunki, powstało arcydzieło, choć to nie poziom realizacji zdecydował o sukcesie tylko świetne aktorstwo (Piotr Fronczewski!!!), muzyka Andrzeja Korzyńskiego i dowcip Jana Brzechwy.
Wyobraźmy sobie jednak jak przy odpowiednim budżecie można by dziś tę książkę sfilmować. Dopiero dziś na jej podstawie mógłby powstać polski Harry Potter. A przecież Brzechwa wymyślił swoją szkołę magii długo przed narodzinami Joanne Rowling i z pewnością na światowy rozgłos zasługuje.
Fantasy w Polsce z powodów technologicznych nigdy się nie udawało, więc jest szansa, żeby to nadrobić. Aby sukces był pełny piosenki powinien napisać Elton John (jak w „Królu Lwie”) albo Justin Timberlake (jak w „Trollach”).
❺„Lalka”