A wprowadzanie na listę lektur książek Karola Wojtyły, co zapowiada minister edukacji? To akurat idea słuszna. Choć należy to robić z umiarem i adresować do młodzieży najbardziej wyrobionej. Teksty Jana Pawła II są ważnym zapisem przemian chrześcijaństwa. Tymczasem coraz więcej wskazuje na to, że znaczna część młodych ludzi (i ich rodziców) żyje w świecie postchrześcijańskim. Polska tak szybko się laicyzuje, że wyzwanie jakim może być dla inteligentnych młodych ludzi np. „Pamięć i tożsamość” (o tej książce wspomina się w kontekście listy lektury) może przynieść ciekawe efekty.
Mieszane uczucia budzi natomiast inna idea ministra Czarnka, czyli zwiększenie obecności w programach tematyki patriotycznej. Już teraz jest jej całkiem sporo (jeśli chodzi o lektury m.in. „Kamienie na szaniec”, „Dywizjon 303”, „Monte Cassino”, a ze starszych np. „Syzyfowe prace” czy „Reduta Ordona”), trzeba zatem uważać, żeby nie przedobrzyć.
Oczywiście, role w tej sztuce są od dawna rozpisane i wiadomo kto będzie za, a kto przeciwko „W pustyni i w puszczy”, Janowi Pawłowi II oraz tematyce patriotycznej. Tak, kanon lektur to sprawa polityczna i do tego kwestia najwyższej wagi. Zapewniam, że to stwierdzenie nie jest przesadą.
Otóż badania czytelnictwa pokazują pewną prawidłowość. Są dwa momenty, kiedy Polacy przestają czytać. Pierwszy to końcówka liceum, czyli dawna trzecia klasa gimnazjum. Drugi to emerytura (co akurat tym razem nas nie interesuje). To znaczy, że dla wielu ludzi książki przeczytane w szkole są najważniejszym formacyjnym doświadczeniem.
Wbrew temu co czytamy u publicystów o mocnych poglądach i słabej orientacji w temacie: dzieci i nastolatki w większości sięgają po lektury. Rzeczywiście część z nich korzysta z bryków, większość woli gry i internet, ale jednak czytają. To dlatego tak ważne jest, jakie książki im się proponuje.
W podejściu do kanonu lektur ścierają się dwie koncepcje. Pierwsza, że trzeba go unowocześnić i dostosować do wymagać współczesnych uczniów. Druga, że to podstawowy zasób wiedzy na temat literatury i że służy wychowywaniu świadomych obywateli. Wyraźnie widać, że zwolennicy tej drugiej koncepcji mają rację, nawet jeśli świat współczesny zmienia się w kalejdoskopowym tempie.
Dostosowywanie lektur do współczesnej wrażliwości, pomijanie tekstów trudnych czy martyrologicznych, czyli to wszystko co proponują szkolni progresywiści to pomysły z gruntu fatalne. W ten sposób wychowamy ludzi nie posiadających elementarnej wiedzy. Nie wszyscy w pełni zrozumieją „Dziady” czy „Kordiana”, ale wszyscy powinni wiedzieć o istnieniu tych arcydzieł i mieć za sobą pobieżną choćby lekturę.