Więcej na temat światowych bestsellerów w „Tego się nie wytnie” na antenie TVP Kultura. 15 kwietnia 2021 o godz. 20 gośćmi programu będą piosenkarka Halina Mlynkova i satyryk Krzysztof Jaroszyński.
Chińczyki trzymają się mocno – pisał ponad sto lat temu autor „Wesela”. I miał rację. Przynajmniej jeśli chodzi o kino. Nie dość, że trzymają się mocno, to jeszcze trzymają za gardło Hollywood. Pandemia pokazała, że stali się samowystarczalni, a film świetnie służy ich propagandzie.
Przypadek biznesu kinowego potwierdza, że Donald Trump miał rację, wytaczając Chińczykom wojnę gospodarczą. Problem w tym, że zdecydowanie się spóźnił. Może jeszcze dekadę temu Amerykanie mieliby jakąś szansę w tym starciu. Dziś przegrywają na całej linii.
Co jakiś czas przez światowe media przetacza się fala oburzenia na postępowanie wielkich studiów hollywoodzkich, które cenzurują filmy albo korzystają z niewolniczej pracy (umieszczanych w obozach koncentracyjnych) muzułmańskich Ujgurów. Było tak m. in. w przypadku „Mulan” czy przygotowywanej właśnie adaptacji „Problemu trzech ciał” Liu Cixina.
Dlaczego tak się dzieje? Nie chodzi tylko o chińskie pieniądze angażowane w produkcję, choć mówimy o miliardach dolarów. Ci, którzy się nie ugną, jak np. Quentin Tarantino, nie mają wstępu na chiński rynek. A jeśli aktor jest twarzą filmu antychińskiego, to może bardzo zaszkodzić producentowi (przypadek Brada Pitta i „World War Z” oraz Richarda Gere, któremu poparcie dla Dalajlamy zrujnowało karierę).
Najważniejsze jest jednak co innego. Chińczycy Hollywood nie potrzebują, bo doskonale radzą sobie sami. Wystarczy jeden rzut oka na światowy box office, by przekonać się, że ¾ dochodów filmowego biznesu pochodzi dziś z Chin, a większość tych pieniędzy trafia do producentów z Państwa Środka.
To, oczywiście, efekt pandemii: wstrzymywania premier największych hitów, wypuszczania ich w streamingu, zamykania całych krajów z USA na czele. Faktów to jednak nie zmienia.
W podsumowaniach ubiegłego roku chińskie kino okazuje się najbardziej kasowe. W pierwszej dziesiątce najpopularniejszych filmów 2020 co drugi pochodzi z Państwa Środka. W pierwszej trzydziestce nawet więcej niż połowa. W czołówce jest tylko jeden obraz, który nie odniósł sukcesu w Chinach, to japońska manga „Demon Slayer The Movie: Mugan Train”.