Felietony

Pandemia odsłoniła narodowe egoizmy. Czy COVID-19 zniszczy Unię Europejską?

Powód, dla którego elity europejskie piętnują prawicę antysystemową nie dotyczy jej zbliżenia z Rosją, ponieważ same one mają na sumieniu układanie się z Kremlem. W istocie chodzi o sprzeciw antysystemowców wobec lewicowej rewolucji kulturowej.

Program „ Trzeci Punkt Widzenia” poświęcony wpływowi sytuacji w Niemczech na politykę europejską w niedzielę 25 kwietnia o godz. 11.50 na antenie TVP Kultura.

Rosja dzieli Europę. Taki przekaz na Starym Kontynencie serwują przede wszystkim środowiska, które kojarzone są z głównym nurtem polityki w Unii Europejskiej. O sprzyjanie Kremlowi i rozbijanie unijnej jedności chadecy, socjaldemokraci, liberałowie zgodnym chórem oskarżają prawicę antysystemową.

Obrywa się zatem takim ugrupowaniom jak węgierski Fidesz, włoska Liga, francuskie Zjednoczenie Narodowe (dawny Front Narodowy), Alternatywa dla Niemiec. Ich politycy nieraz okazywali co najmniej wyrozumiałość wobec ekspansywnych działań Kremla na obszarze postsowieckim.

Skądinąd warto na początku zaznaczyć, że podział „systemowość – antysystemowość” jest umowny. Na przykład stojący na czele Fideszu Viktor Orbán był niegdyś liberałem. Studiował filozofię polityczną na Uniwersytecie Oksfordzkim jako stypendysta fundacji założonej przez George’a Sorosa. A zatem sam się wywodzi z systemu. I można postawić tezę, że wystąpił przeciw niemu, żeby go naprawić, a nie zniszczyć.

W narracji europejskich elit zerkanie prawicy antysystemowej w stronę Moskwy ma podłoże aksjologiczne i światopoglądowe. Zachód to demokracja, wielokulturowość, wolność, zaś Wschód reprezentuje autorytaryzm, tradycjonalizm, zamkniętość. Po jednej stronie jest Dobro, po drugiej – Zło. Prawica antysystemowa jawi się zatem jako sojuszniczka Zła, która opowiada się po jego stronie z pobudek ideologicznych.

Oczywiście to prawda, że Rosja próbuje skłócić wewnętrznie UE. Tyle że – inaczej niż w czasach ZSRR – nie stoi za tym ideologia. Chodzi głównie o realizację przyziemnych interesów moskiewskiego establishmentu, któremu zależy na trwaniu przy władzy. I temu celowi podporządkowuje on również swoją politykę zagraniczną.

Obsługujący Kreml propagandziści sięgają po różne argumenty. Wszystko u nich zależy od bieżących okoliczności. Kiedy widzą korzyść w wizerunkowym kreowaniu Rosji na liderkę globalnego konserwatyzmu, wówczas z ich ust płyną niepoprawne politycznie słowa o „Gejropie” i „liberastach”. Kiedy jednak na celownik biorą Ukrainę, wtedy używają lewicowej retoryki, która może przypominać tę, jaką od ponad 30 lat „Gazeta Wyborcza” wojuje z polską prawicą.

A więc przeciw ukraińskim politykom wytaczana jest ciężka artyleria, że skoro chcą oni wyciągnąć swój kraj spod wpływów Rosji, to są faszystami i nazistami. Takie zarzuty brzmią szczególnie absurdalnie jeśli przypomnimy, kogo dwa lata temu obywatele Ukrainy wybrali na swojego prezydenta. Wołodymyr Zełenski to rosyjskojęzyczny polityk pochodzenia żydowskiego.

Tymczasem europejskie elity kreślą manichejską wizję, z której miałoby wynikać, że nowa zimna wojna Zachodu z Rosją to starcie dobrego progresywizmu ze złym konserwatyzmem. Takim stawianiem sprawy chcąc nie chcąc próbują wybielić siebie i zakłamują rzeczywistość. Paktują one bowiem z Kremlem, choć oficjalnie nie szczędzą mu krytyki, między innymi za łamanie praw człowieka.
Prezydent Rosji Władimir Putin z wizytą u prezydenta Francji Emmanuela Macrona w Pałacu Wersalskim w maju 2017 roku. Fot. Chesnot/Getty Images
Znanym przykładem układania się państw Unii z Moskwą pozostaje Nord Stream 2. Inwestycja ta jest realizowana mimo sankcji, którymi UE i USA objęły Rosję za jej atak na Ukrainę. Współpraca niemiecko-rosyjska na tym polu zatem kwitnie. A przecież gabinet Angeli Merkel w Berlinie tworzą chadecy i socjaldemokraci, nie zaś Alternatywa dla Niemiec.

Zostawmy jednak Nord Stream 2, bo to w Polsce już zgrany temat. Są rzeczy dużo bardziej świeże. Pandemia COVID-19 obnażyła ile jest prawdy w tym, co głoszą środowiska perorujące o europejskiej solidarności, także biorąc pod uwagę relacje UE z Kremlem.

„Rzeczpospolita” nie jest organem prawicy antysystemowej. Linia redakcyjna tego medium jest raczej bliska liberalnemu dyskursowi i opozycyjna wobec „dobrej zmiany”. Dlatego niespodzianką są dwa materiały, które się niedawno w nim ukazały.

I tak, 8 kwietnia „Rzeczpospolita” obwieściła expressis verbis, że „Niemcy zrywają solidarność” w zakresie szczepień. Okazuje się, że Berlin podjął negocjacje z Moskwą w kwestii zakupu rosyjskiej szczepionki Sputnik V. A przecież jeszcze w marcu Thierry Breton, unijny komisarz do spraw rynku wewnętrznego, gorąco zapewniał: „Europa absolutnie nie potrzebuje Sputnika!”.


Co ciekawe – jak czytamy w „Rzeczpospolitej” – Niemcy wcale się nie chwalili przed Europą swoimi szczepionkowymi planami. Ujawnił je Reuters powołując się na „źródła dyplomatyczne”. Dopiero potem minister zdrowia RFN Jens Spahn w wywiadzie dla telewizji WDR potwierdził, że Berlin z Moskwą negocjuje w sprawie szczepionki.

Warto dodać, że inicjatywa Berlina zyskała poparcie byłego szefa Komisji Europejskiej, Jeana-Claude’a Junckera. To polityk luksemburskiej chadecji. Chadekiem jest również kanclerz Austrii, Sebastian Kurz. Oświadczył on, że jego kraj także zamierza kupić od Rosjan Sputnika V.

Znacząco skomentował tę sytuację autor tekstu w „Rzeczpospolitej” Jędrzej Bielecki: „następuje niezwykłe odwrócenie ról: na pięć miesięcy przed odejściem z polityki kanclerz Merkel, która przez 16 lat była gwarantem stabilności Unii, uderza w integrację, podczas gdy premier Mateusz Morawiecki jeszcze w połowie marca w czasie spotkania w Paryżu z Emmanuelem Macronem zapewniał, że Polska będzie solidarnie trzymała się unijnego programu szczepionkowego”.

Czy Unia Europejska mogła być katolicką i monarchiczną wspólnotą pod jednym berłem?

Przedwojenne koncepcje polskich konserwatystów.

zobacz więcej
A może – wbrew zdumieniu publicysty – to nie role się odwróciły, tylko pandemia coś odsłoniła. Chodzi o zjawiska, które były już obecne, zanim pojawił się SARS-CoV-2. Po prostu z powodu pandemicznego kryzysu one się nasiliły i teraz je widać bardzo wyraźnie. To narodowe egoizmy najpotężniejszych unijnych graczy – skrywane za frazesami o europejskiej solidarności.

Do takiego wniosku może prowadzić to, co powiedział w rozmowie z „Rzeczpospolitą” z 5 kwietnia Dominique Moïsi.

Ten znany francuski politolog oznajmił: „[pandemia] pogłębiła przepaść między Unią a obywatelami. (…) Wmawiano nam, że działając razem, staniemy się silniejsi. A dostaliśmy rywalizację, kto jest w starciu z wirusem słabszy: Bruksela czy rządy narodowe. Kraje jak Serbia lub Węgry, które postawiły na szczepionki chińskie i rosyjskie, wyszły na tym lepiej”.

Ponadto Moïsi ponarzekał na ociężałość administracji UE. I stwierdził: „pandemia podała w wątpliwość globalizację, przez co rządy narodowe są na fali. Ale Unii brakuje też solidarności. Gdy migranci lądują na Lampedusie, Francuzom nie przychodzi na myśl przyjść z pomocą Włochom. Gdy Polska ma problemy z Rosją, reszta UE uważa, że w Warszawie panikują”.

Jeśli coś takiego mówi ktoś, kto jest kojarzony z głównym nurtem debaty europejskiej, to opinia tego człowieka zabija już wszelki euroentuzjazm. Zwłaszcza, że okazuje się, iż w Unii są równi i równiejsi. Świadczy o tym choćby to, że Niemcom zamiar zakupu rosyjskiej szczepionki uchodzi płazem. A Węgrom za szczepienie Sputnikiem V się dostaje.

Dlaczego? Bo – nieco zagadnienie upraszczając – w Berlinie rządzą europejskie elity, a w Budapeszcie – prawica antysystemowa, którą traktują one jako zagrożenie dla Europy. Ale elity te mają do niej taki stosunek bynajmniej nie dlatego, że rządzone przez Fidesz Węgry kłaniają się Rosji.

Przecież opcja prorosyjska w Budapeszcie miała się dobrze, zanim formacja Orbána objęła władzę. W roku 2008 ówczesny premier Węgier z partii socjalistycznej Ferenc Gyurcsány (ten sam, który wyznał z rozbrajającą szczerością: „Kłamaliśmy rano, nocą i wieczorem”) podpisał z Władimirem Putinem umowę dotyczącą budowy węgierskiego odcinka South Stream. Ruch ten oznaczał odrzucenie priorytetowego wtedy dla UE, konkurencyjnego projektu gazociągu Nabucco.

Tak więc powód, dla którego elity europejskie piętnują prawicę antysystemową nie dotyczy stosunków międzynarodowych, ponieważ same one mają na sumieniu układanie się z Kremlem. W istocie chodzi o to, że antysystemowcy podważają ich monopol polityczny i stawiają opór lewicowej rewolucji kulturowej, której socjaldemokraci i liberałowie przecierają szlak, chadecy zaś przed nią kapitulują.
Początek układania rur gazociągu Nord Stream 2 w kwietniu 2009 roku na Bałtyku. Fot. Thomas Eugster\TASS via Getty Images
Natomiast o tym, kto sprzyja Kremlowi i rozbija unijną jedność, nie decyduje uplasowanie na mapie podziału „lewica – prawica”, lecz geopolityka. We Francji całe spektrum sił od lewa do prawa kieruje się – skrycie lub jawnie – nacjonalizmem, antyamerykanizmem i rusofilią (nie chodzi tu o emocje wobec USA i Rosji, lecz wektory strategii geopolitycznych). Tak samo jest w Niemczech – oprócz Zielonych. Im bowiem w kwestii relacji międzynarodowych trzeba oddać sprawiedliwość, ponieważ są zwolennikami twardego kursu wobec Moskwy i między innymi opowiadają się za rezygnacją z Nord Stream 2.

Jeśli zaś chodzi o polską rację stanu, to różni się ona od francuskiej, niemieckiej czy nawet węgierskiej. Określone położenie geograficzne sprawia, że Warszawa nie może sobie pozwolić wobec Moskwy na taką politykę, jaką prowadzą Paryż, Berlin, Budapeszt. Sąsiedztwo z Rosją jest bardzo trudne. Z tej przyczyny dla Polaków solidarność europejska to realna potrzeba, a nie pusty slogan.

– Filip Memches

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


O tym, jak mogą wpłynąć zbliżające się jesienne wybory parlamentarne w Niemczech na politykę europejską rozmawiać będą Marek A. Cichocki, Dariusz Gawin i Dariusz Karłowicz w kolejnym odcinku programu „Trzeci Punkt Widzenia”, w niedzielę 25 kwietnia o godz. 11.50 na antenie TVP Kultura.
Zdjęcie główne: Ampułki ze szczepionką Sputnik V w Moskwie. Fot. Forum/Anton Novoderezhkin / TASS
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?