To ciężkie oskarżenia. Tyle że kardynał Wyszyński mówiąc u progu epoki gierkowskiej o kobietach niepłodnych, nie posługiwał się terminologią medyczną. A zatem nie poruszał kwestii dotyczących sztucznego zapłodnienia (pierwsze dziecko poczęte in vitro urodziło się w roku 1978). Natomiast chodziło mu o wskazanie wzorca kulturowego, który coraz bardziej dawał o sobie znać w Polsce drugiej połowy XX wieku.
Prymas Tysiąclecia dostrzegał już na horyzoncie konsumpcjonizm lat 70. – oczywiście ograniczony warunkami niewydolnej gospodarki socjalistycznej. Jego przejawem był model rodziny „dwa plus jeden” lub góra „dwa plus dwa”, który się rozprzestrzeniał na blokowiskach PRL-owskich miast.
Państwo komunistyczne aspirowało do roli modernizatora obdarowującego masy Polaków awansem społecznym. Płci pięknej obiecywało ono emancypację. Przyszłość miała należeć do kobiet pracujących zawodowo, a nie gospodyń domowych. Coraz powszechniej wielodzietność postrzegano jako coś anachronicznego.
Jeśli zatem arcybiskup Jędraszewski przywołał słowa kardynała Wyszyńskiego, to dlatego, że uznał, iż są one wciąż aktualne. I miał ku temu powody. W III Rzeczypospolitej dzieci rodzi się coraz mniej. Rodziny wielodzietne nieraz słyszą o sobie, że są patologią. Jest to pokłosiem przede wszystkim dominującej obyczajowości, którą kształtują opiniotwórcze liberalne środowiska.
Po roku 1989 chciały one zachować zdobycze PRL-owskiego feminizmu (takie jak prawo do aborcji). Wchodząc w konflikt z Kościołem straszyły widmem katolickiego państwa wyznaniowego. I trend ten utrzymuje się do dziś (choć został nieco przyhamowany w połowie ubiegłej dekady, kiedy z kolei nastąpił wzrost nastrojów konserwatywnych, który przełożył się w polityce na poparcie dla prawicy).
Skądinąd znamienne, że w III RP kobieta namawiana jest do niezależności wobec męża i Kościoła, ale już nie wobec korporacji, w której pracuje. Nasuwa się wniosek, że w komunizmie rodzinę miało zastąpić państwo, zaś w kapitalizmie jej miejsce ma zająć właśnie korporacja.
Wracając do treści listu „Naszego Bociana” – skoro arcybiskup Jędraszewski nie podejmował w swojej homilii kontrowersji dotyczących sztucznego zapłodnienia, to chciałoby się rzec: uderz w stół, a nożyce się odezwą.
Jest rzeczą oczywistą, że parom borykającym się z bezpłodnością czy niepłodnością oraz osobom poczętym in vitro lub poprzez inseminację należą się po prostu empatia i szacunek. Z tego względu Kościół wypowiadając się na temat tych ludzi powinien się wystrzegać sformułowań, które mogą oni odebrać jako sypanie soli na ich otwarte rany. Ale to bynajmniej nie oznacza, że trzeba unikać podejmowania trudnych i wywołujących spory tematów. A prawda w oczy kole.