Cywilizacja

„In vitro” dla par lesbijskich. Liberalizm uderza w rodzinę

Politycy z partii z Emmanuela Macrona mówią wprost: „Nie ma czegoś takiego, jak prawo dziecka do ojca”.

Emmanuel Macron zapowiadał wielkie reformy i zamierzał popisać się energią, z jaką je wprowadzi. Niemal wszystkie wielkie projekty, jakie sobie założył, nie doszły do skutku. Opór społeczeństwa spowodował, że prezydent Francji wytracił impet.

Namnożyły się problemy, których unika: kwestie emerytur, lekarzy pogotowia, wreszcie żółtych kamizelek. W czasie jednej z zagranicznych podróży nazwał swoich rodaków „opornymi Galami”. Niedługo jednak zapisze na koncie sukces, bo jedną z nielicznych zmian, jaką uda mu się przeprowadzić do końca jest odebranie dziecku prawa do ojca. 15 października 2019 r. niższa izba francuskiego parlamentu przyjęła w pierwszym czytaniu odpowiednią ustawę.

Śladami Napoleona

Macron wprowadza znaczącą zmianę w prawie. Oznacza ona udostępnienie technik wspomaganego rozrodu – chodzi głównie o in vitro – parom lesbijskim. Nie jest to tylko rozszerzenie środkami prawnymi usług medycznych, lecz uderzenie w samo jądro cywilizacji europejskiej.
We Francji uaktywniły się także środowiska przeciwne pomysłom Emmanuela Macrona. Fot. Antoine Gyori/Corbis via Getty Images
Filiacja, czyli struktura łączącą biologicznych rodziców z biologicznymi dziećmi, zostanie przerwana i będzie zależeć wyłącznie od woli tych, którzy chcą posiadać dziecko. W dokumentach będzie mogło widnieć, że rodzicami są dwie matki. Francja wchodzi w nową epokę swojego życia historycznego, w której brak ojca przestaje być krzywdą, a stanie się pewnym stylem życia.

Napoleon przyznał kiedyś, że tytułem do jego chwały nie są dziesiątki zwycięskich bitew, lecz kodeks cywilny, bo to on po nim zostanie. Gdy zastanowimy się, co zostało po François Hollandzie, to odpowiedź jest jasna: legalizacja małżeństw homoseksualnych. Teraz jego następca, Macron, również chce wyryć swoją małą bruzdę w historii.

„Macron to pierwszy od lat prawdziwy liberał, jakiego widziała Francja”, zauważył Marcel Gauchet, historyk lewicy. Niektórzy mówią o nim „liberał integralny”. Rasowy liberał to ktoś, komu nie tylko zależy na zerwaniu osłon socjalnych, lecz przede wszystkim na zaprowadzeniu porządku, w którym jednostka i jej pragnienia nie będą mieć żadnych granic. Takiego układu, w który jednostka jest wszystkim, a wspólnota – niczym.

Objęcie władzy przez Macrona i rozpad tradycyjnych lewicowych i prawicowych partii uruchomił we Francji namysł nad tym, czym jest liberalizm. Ani telewizyjni filozofowie, ani dyżurne autorytety intelektualnie nie mają dobrych i dostatecznie szerokich odpowiedzi. Uparli się przy kliszy: Macron zatrzymał faszyzm Marine Le Pen. Ich refleksja nie jest w stanie wybić się ponad ten schemat.

Feministki w hidżabach

Poza tym szablonem pojawiły się jednak bardzo ciekawe rozważania pisarzy politycznych, których niełatwo przypisać do klarownych kategorii. Chodzi mi głównie o Alaina de Benoist, którego określa się mianem twórcy Nowej Prawicy, lecz który nigdy nie czuł się dobrze z metką „prawicowca”, ogłaszając niedawno, że podział na prawicę i lewicę jest skończony.

Wśród tych, którzy nie nalezą do żadnej ortodoksji, a którzy mówią rzeczy cenne, należy wymienić również Jean-Claude’a Michéę. Ich refleksja rozbija zaskorupiałe podziały na lewicę i prawicę, aby sięgnąć głębiej. Badają sedno epoki, której decydująca oś oddziela liberałów od antyliberałów.

Czym jest liberalizm? To przede wszystkim „błąd antropologiczny”. Ostry narcyzm, na jaki chorują nasi współcześni, zanikanie więzi we wspólnocie, prymat prawa nad obowiązkiem, teoria gender, wysyp przelotnych i efemerycznych zjawisk, którymi równie szybko się fascynujemy, co nudzimy, poczucie utraty sensu, wycofanie się do życia prywatnego - to wszystko skutki postawienia jednostki w sercu społeczeństwa, jakie wymienia de Benoist.

„Tęczową zarazę” wywołali heteroseksualiści

Arcybiskup Marek Jędraszewski zdemaskował wirus fałszywego, infantylnego pojmowania wolności.

zobacz więcej
Na tym polega wielki błąd antropologiczny liberalizmu, na założeniu, że wszystko, od przynależności narodowej zaczynając a na płci kończąc, zależy od wyboru jednostki. Najpierw jesteśmy jednostkami, a jakimi jesteśmy jednostkami, na to nie ma żadnego wpływu ani biologia, ani historia. Decyduje o tym tylko nasza zachcianka.

Państwo liberalne głosi, że w obszarze wartości jest neutralne. Trudno jednak traktować tę zasadę bezstronności na poważnie, skoro najwyższą wartość liberalną stanowi jednostkowa wolność. Taki typ państwa mnoży kolejne prawa, rozdaje je bez końca, aż w końcu doprowadza tę logikę do absurdalnej przesady.

Stąd też jego sprzeczności, jak muzułmanki feministki domagające się prawa do noszenia hidżabu, który stanowi przecież oznakę kobiecej podrzędności i podległości w islamie. Albo inna sprzeczność: twierdzenie, że rasizm wymierzony w białych nie może być rasizmem, bo przecież tylko biali mogą być rasistowscy. Każdy kolejny dzień powiększa tę listę.

Aby zmarli zamilkli

Liberalizm podszyty jest przekonaniem, że nasza przynależność do wspólnoty narodowej to kwestia decyzji. Możemy się z niej wypisać, jeżeli to nam się podoba, jeśli tylko uznamy, że lepiej by się nam żyło na przykład jako Belgowie. To zaproszenie do wykorzenienia, do odcięcia się od głębokiego związku, jaki wplata nas w historię. Lewicowy twórca – włoski pisarz, malarz, reżyser – Pier Paolo Pasolini trzeźwo wytykał liberalnemu kapitalizmowi, że potrzebuje on ludzi odartych z przeszłości. Wystarczy przypomnieć sobie wypowiedź Macrona, gdy ten przekonywał, że coś takiego, jak francuska kultura wcale nie istnieje.

Polacy, naród, który nie uwolnił się od historii, bo czerpie z niej dumę, nie wyobraża sobie, żeby zobowiązania, jakie narzucili nam przodkowie – ginący za niepodległość i za marzenie o wolności – mogły zostać odrzucone. Odwrócić się plecami do pokoleń, który złożyły z siebie ofiarę, pogardzić ich pracą i wysiłkiem, to dla naszego zmysłu moralnego wydaje się niegodziwe. Liberalizm chce, aby zmarli zamilkli, abyśmy przestali pytać ich o drogę. Jego idealnym typem ludzkim jest człowiek bezdomny. Jedyna wierność, jaką dopuszcza, to wierność własnym pragnieniom.

Jednostka jest jak czysta tablica. Historia nic w niej nie zapisała, moralność też nie zostawiła swojego znaku, uczucia narodowe przesłaniają jej pole wyboru, które współcześnie ma być szersze niż kiedykolwiek. Wspólnota, czyli coś, co nas poprzedza, nie może krępować nam ruchów, troska o jej przyszłość nie może określać tego, co chcemy zrobić z własnym życiem.
"In vitro bez ograniczeń teraz!" Parada Gay Pride w Paryżu w czerwcu 2017. Fot. Owen Franken/Corbis via Getty Images
Do naszych decyzji nie powinny wtrącać się żadne względy moralne, narodowe, historyczne, ani rodzinne, bo podstawą jest nasze życzenie. A nasze życzenia mogą iść w każdym kierunku, byleby nie ograniczały poszukiwania przyjemności, w jakie zapuściły się inne jednostki. Absolutna samotność zostaje tu zrównana z absolutną wolnością.

Rynek prowadzi do erozji wszystkich światopogladów

Czy można być konserwatywnym liberałem? To sprzeczność. Z jakiej racji liberał ma powstrzymać napływ imigracyjny, skoro liberalizm opiera się idei mobilności, ruchliwości, nomadyzmu? W jaki sposób bronić granic, skoro te granice stanowią bariery dla handlu, które należy usunąć?

Jak chronić wartości i narodowe tradycje, skoro zakłada się, że społeczeństwo nie jest wspólnotą, tylko zbieraniną jednostek? Jak pomstować na upadek małych przedsiębiorstw, skoro wychwala się wolną konkurencję, która ten upadek powoduje?

„Prawicowa ekonomia”, stwierdza Michéa, „może funkcjonować w dłuższej perspektywie jedynie z lewicową kulturą”. Konserwatywni liberałowie nie chcą spojrzeć prawdzie w oczy, że to liberalny kapitalizm i rozszerzanie logiki rynku na wszystkie dziedziny życia wyniszcza pień, z którego wyrastają tradycyjne wartości. Zarówno de Benoist, jak i Michéa, zgadzają się pod tym względem: rynek zmierza do tego, aby zmieść wszystko, co stanowi historyczną albo kulturową przeszkodę dla jego ekspansji. Prowadzi do erozji wszystkich światopoglądów i wyznań, które stawiają jakieś wartości ponad chciwość i interesowny egoizm.

Filozof Jean Vioulac pisze, że „powstanie społeczeństwa konsumpcyjnego rozpuszcza wszystko, co mogłoby hamować kupowanie towarów, obala każdą moralność, która sprzeciwia się natychmiastowemu zaspokojeniu naszych pragnień”. Katolicka wrażliwość i konserwatywne odruchy skazane są na wymazanie ze społeczeństwa liberalnego.

Kapitalizm najbardziej rewolucyjna siłą

Liberalizm jest nihilizmem. Wolność wyboru, jaką rozporządza jednostka, to jedyny ołtarz, którego nie pozwala ruszyć. Przyznać jednak, że nie ma niczego, co mogłoby stać ponad tą wolnością, to oznajmić, iż wszystkie wybory są warte tyle samo.

W liberalizmie nie można narzucać wspólnych wartości, bo każdy ma nieograniczoną wolność wyboru tych wartości, które mu odpowiadają. Konserwatyzm, który dąży do tego, aby utrzymać przy życiu i rozwinąć wspólnotę wokół pewnych tradycji, musi, z liberalnego punktu widzenia, wydawać się zamachem na wolność jednostki.

Liberalizm to w istocie rewolucja moralna, która na szczycie wartości umieszcza interes osobisty, interes materialny i handlowy, a resztę spycha w bagno relatywizmu. Nie wszyscy chcemy tego samego, ale wszyscy chcemy pieniędzy. Nie wszyscy mamy te same wartości, lecz wszyscy zgadzamy się, że pieniądz ma wartość.

Gejowska duma i ofiara. Obrazki z dziejów LGBT

Naziści wcale nie mieli zamiaru eksterminować homoseksualistów. Chcieli ich reedukować.

zobacz więcej
Według Michéi w historii nigdy nie było siły bardziej rewolucyjnej od kapitalizmu. To echo słów Marksa, że wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu i wielkie zerwanie z potocznym lewicowym i konserwatywnym poglądem, że kapitalizm to system zachowawczy i patriarchalny.

„Nigdy w dziejach świata”, tłumaczy Michéa, „żaden system ekonomiczny i społeczny nie przeobraził do tego stopnia, ani w takim tempie, oblicza świata i samej substancji ludzkiej duszy”. W końcu hasła Maja 68’ pokroju „rozkosz bez granic” („jouir sans entraves”) czy „zakazuje się zakazywać” („il est interdit d’interdire”) to slogany arcyliberalne. Liberalizm wywołuje permanentną rewolucję obyczajową.

Co z ludzka naturą?

Wielki podział polityczny naszych czasów stawia naprzeciw siebie liberałów i antyliberałów. Po jednej stronie demokracje liberalne, po drugiej demokracje nieliberalne.

Jedni nie wierzą, że istnieje coś takiego jak wspólnota, iż może ona mieć wartość dla jednostki i nadawać jej życiu znaczenie, dopuszczają wyłącznie osobisty interes, a w narodach widzą złudzenie i balast historii. Drudzy są przekonani, że bez wspólnoty jednostka ląduje na ziemi jałowej, zdezorientowana i bezbronna.

Liberałowie to partia wykorzenienia, kosmopolitów, którzy w Szanghaju czują się równie dobrze co w Paryżu. Przeciwnicy liberałów to obóz zakorzenionych, którzy nie chcą, aby ich świat przekształcił się w jedno wielkie „gdziekolwiek”.

Liberalizm jednak idzie dalej i atakuje coś więcej. Widzimy we Francji jak uderza w samą naturę ludzką, w samą strukturę rodziny. „Nie ma czegoś takiego, jak prawo dziecka do ojca”, powiedział z naciskiem Jean-Louis Touraine, deputowany z partii francuskiego prezydenta.

W najbliższych dekadach rozstrzygnie się, czy nieliberalne demokracje będą w stanie przywrócić suwerenność i odeprzeć strumienie imigracji. Może jednak ważniejsze pytanie brzmi: czy nieliberalne demokracje ocalą naturę ludzką?

– Krzysztof Tyszka-Drozdowski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Autor jest absolwentem Międzyobszarowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych na Uniwersytecie Warszawskim. Zajmuje się francuskim monarchizmem i polską rewolucją konserwatywną. W Instytucie Filozofii UW przygotowuje doktorat poświęcony Charles’owi Maurrasowi. Wydał nakładem wydawnictwa Teologia Polityczna książkę „Żuawi nicości” poświęconą zjawisku „nihilizmu reakcyjnego”.
Zdjęcie główne: Marsz Dumy w mieście Angers w zachodniej Francji w maju 2019 roku szedł pod hasłami poparcia dla prawa wszystkich kobiet - także par lesbijskich - do zapłodnienia in vitro. Fot. Estelle Ruiz/NurPhoto via Getty Images
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.