Felietony

Odpowiedzialność genetyczna. Co łączy czarny rasizm z polską lewicą?

Nowojorska psychiatra opowiada na Yale, że „śniła o wypróżnieniu magazynku rewolweru w głowę każdej białej osoby” i „odeszła względnie niewinna”, jakby „wyświadczyła światu przysługę”. Studenci Oxfordu zażądali usunięcia portretu królowej Elżbiety II z sali, bo się kojarzy kolonialnie, choć za jej panowania Wielka Brytania pokojowo pozbyła się wszystkich kolonii. Polskiej lewicy byłoby łatwiej, gdyby Rzeczypospolita miała kolonie lub niewolników, najlepiej jedno i drugie. Ale łatwo nie jest. Radzi więc sobie, „zaorując” księcia – czyli potomków byłej szlachty.

Ostatnie wieści z krajów coraz bardziej wrażliwych na zbrodnie rasizmu przyniosły informację o tym, że niemiecka firma produkująca gry planszowe, naciskana przez opinie publiczną postanowiła wycofać i nie produkować więcej kostek koloru czarnego. Przeważyły doniesienia, że projektant tych gier, Włoch, miał już w swoim kraju kłopoty, bo używał w internecie słowa „Negri”. Niemiecka firma i włoski projektant dwa razy przeprosili. Dotąd w takich wypadkach wymagano zazwyczaj tylko dwukrotnego przeproszenia. Niektórym pomaga, innym nie. Wspomniany Włoch już nie będzie współpracował z niemiecką firmą.

Kolejny ważny krok w procesie uwrażliwiania świata na systemowy rasizm ma datę 4 czerwca tego roku. Mogliśmy się wtedy dowiedzieć, że na uniwersytecie Yale, podobno jednym z najlepszych na świecie, pani doktor Aruna Khilanani, psychiatra, wygłosiła w kwietniu wykład dla studentów medycyny pod tytułem „Psychopatyczny problem białego umysłu”. Wyznała w nim, że „śniła o wypróżnieniu magazynku rewolweru w głowę każdej białej osoby”, która stanęła jej na drodze. I dodała, że w tym samym śnie zakopywała ciała ofiar, wytarła zakrwawione ręce i „odeszła w podskokach względnie niewinna”, jakby „wyświadczyła światu przysługę”. Wykład był nagrany i udostępniony tylko w wewnętrznej sieci uniwersytetu, co pani doktor zakwalifikowała jako tłamszenie wolności wypowiedzi.
Dr Aruna Khilanani otrzymała licencję medyczną stanu Nowy Jork w 2008 roku. Jej strona internetowa mówi, że ma doświadczenie w „dostrzeganiu zarówno świadomych, jak i nieświadomych struktur rasizmu/seksizmu/homofobii/konserwatyzmu”. Jest psychiatrą sądowym i psychoanalitykiem z praktyką w Harlemie. Fot. printscreen z Twittera
Nie po to wszak jest cnota, by pod korcem stała ¬– i najciekawsze fragmenty wykładu rozpowszechniły amerykańskie media, za byłą redaktor działu opinii „The New York Times” Bari Weiss, która zamieściła nagranie na platformie internetowej Substack. Doktor Khilanani jest etniczną Hinduską i nasuwa się podejrzenie, że mówiąc o „Psychopatycznym problemie białego umysłu” już samym tytułem wykładu, nie mówiąc o jego treści, rażąco zawęziła zagadnienie. Oprócz studentów, pani doktor ma także pacjentów, chyba nie białych, gdyż narażałoby to ją na ogromny dyskomfort. Jak wyznała w wykładzie: „Biali ludzie sprawiają, że moja krew się gotuje”. Ze swoimi białymi przyjaciółmi zerwała już parę lat temu, bo „tam nie ma dobrych jabłek”.

Środa, 9 czerwca, przyniosła wiadomość, że studenci Oxfordu zażądali usunięcia portretu królowej Elżbiety II z jednej z sal, bo się kojarzy kolonialnie. „Świetlica ma być przestrzenią, w której wszyscy powinni czuć się mile widziani”, napisali studenci. Na pewno jej ojciec, Jerzy VI, władał jeszcze imperium kolonialnym, a za jej panowania Wielka Brytania pokojowo pozbyła się wszystkich kolonii, ale chodzi pewnie o jakąś odpowiedzialność genetyczną. Sama królowa, jeżeli już, to kojarzyć się powinna z dekolonizacją. Doniesienia są zdawkowe i trzeba dopowiadać sobie samemu.

Polskie przebudzenie

Na naszym podwórku Dzień Dziecka zbudził aktywność wprawionego już w szukaniu rasizmu w literaturze dziecięcej Macieja Gduli. Wierszyk „Bambo” Juliana Tuwima uznał za rasistowski. Komunikat był na Twitterze, stąd krótki, a warto byłoby dociec który fragment wiersza konkretnie ma najbardziej budzić rasizm w polskich dzieciach. Obstawiam koniec:
Szkoda że Bambo czarny, wesoły
nie chodzi razem z nami do szkoły.

Rewolucja młodych, wykształconych, z wielkich miast

Korzeni obecnych buntów należy upatrywać w roku 1968, kiedy marksistowskie hasła zagościły na amerykańskich uczelniach – twierdzi prof. Tomasz Żyro.

zobacz więcej
Lewica przebudzona (woke) nowym odczytywaniem historii, czyli specyficznie nadwrażliwa, ma w Stanach Zjednoczonych i krajach Europy zachodniej łatwiejsze życie, niż ich towarzysze w Polsce. Tam na ulicy widać z odległości stu metrów, kto jest potomkiem ciemiężonych i zniewolonych, a kto potomkiem ciemiężycieli. Kim się trzeba opiekować, a kogo zwalczać i kto ma zawsze rację, a kto jej nigdy nie ma. Tam kolor skory mówi o dawnych katach i ofiarach. Nadmienić należy, że – niestety – tylko wśród obywateli heteroseksualnych. Dlatego obywatel LGBT musi być ostentacyjny, bo jeżeli choćby nie okręci się tęczową flagą, to na pierwszy rzut oka może być pomylony ze swoim systemowym, obiektywnym oprawcą, czyli heteroseksualistą.

Polskiej lewicy byłoby łatwiej, gdyby Rzeczypospolita miała kolonie lub niewolników, najlepiej jedno i drugie. Kolonie były podobno na Kresach, ale w to chyba sami głosiciele tych rewelacji nie wierzą. Szlachta litewska i ruska spolonizowała się szybko oraz dobrowolnie i trudno znaleźć klasyczny kraj kolonialny, w którego władzach centralnych i regionalnych zasiadaliby, a właściwie przeważali przedstawiciele nacji skolonizowanej, jak było w Rzeczypospolitej przedrozbiorowej. Zaś los chłopa na Kujawach czy na Podolu był taki sam, świadomość narodowa też taka sama – tutejsza. Kresy wschodnie można uznać za skolonizowane, jeżeli przyjmie się jakąś, nieznaną jeszcze, teorię samokolonizacji.

Co do niewolnictwa, to w tej dziedzinie zwolennicy teorii krytycznej mają lepiej i gdy w Ameryce konie kują, to i polska (lewicowa) żaba może nogę podstawić. W Polsce bowiem panowała pańszczyzna, zniesiona dopiero w połowie XIX wieku, a w zaborze rosyjskim po powstaniu styczniowym. Nie był to polski wynalazek, ale na Zachodzie zniknął znacznie wcześniej, u nas z biegiem lat ciężary pańszczyźniane wzrastały, zamiast się stopniowo zmniejszać, jak tam. Przypisanie chłopa do ziemi i pańskiej jurysdykcji czyniły jego kondycję podobną do niewolniczej na amerykańskim Południu. Z tą różnicą, że chłop był dla szlachcica wprawdzie pośledniejszej kategorii, ale człowiekiem, gdy czarny niewolnik dla plantatora był żywym narzędziem.
Dwaj chłopi z Kresów na wozie, lata 1920 - 1939. Fot. NAC/Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny, sygn. 1-P-2285a
Było, minęło – mogłoby się wydawać, ale w braku czarnych niewolników polska lewica ma białych, nie gorszych jako narzędzie słusznej walki.

Oto po ponad półtora wieku od zniesienia pańszczyzny na Górnym Śląsku pisarz Szczepan Twardoch ciągle czuje jej brzemię. W końcu lutego ogłosił w Gazecie Wyborczej, że jest potomkiem „śląskich chamów”, czyli niewolników, i zamierza ze słowem „cham” zrobić to samo, co Murzyni w Ameryce zrobili ze słowem „niger” ¬¬– uczynić je tabu dla nie chamów, czyli państwa. Domniemywać należy, że potomkowie białych niewolników będą mogli sobie „chamować” do woli, jak w filmach i tekstach rapu robią z „niger” Murzyni w Ameryce.

Arystokracja przeprasza, że żyje

Komu ma drętwieć szczęka, gdy spróbuje wypowiedzieć słowo „cham”? Byłej szlachcie, czyli obecnej inteligencji, która to klasa panoszy się w Polsce przez stulecia, z przerwą na okupację i stalinizm. Rzeczywiście, dorastając w PRL, gdy planowałem ścieżki kariery życiowej wszystko okazywało się niedostępne. Wszędzie, jak nie Potocki, to Lubomirski, jak nie Branicki, to Czartoryski. Radziwiłłowie i ich krewni, oficjaliści i panny z fraucymerów obsiedli najlepsze miejsca i posady. Żadnych – nie daj Boże – sekretarzy ze słomą w butach czy tych z miast, z obliczem rozjaśnionym internacjonalizmem, nigdzie nie było. W polityce, administracji, mediach, nauce sami bene natus, choć już nie koniecznie posesionatus. Wszędzie pytano: kto cie spłodził i kto cię rodził?

Że co, że nie tak było, a zamiast wylegitymowanego herbu trzeba było mieć całkiem inną legitymację? To nic nie szkodzi. I tak ci dobrze urodzeni mieli kapitał społeczny i kulturowy, który im wiele rzeczy w życiu ułatwiał. Szczepan Twardoch nie chce niczego szlachcie zabierać, współcześnie to właściwie inteligencji, ale ona cała z „panów”, bo i Kaczyński, i Trzaskowski i inne nazwiska. Chce, żeby inteligencja miała świadomość swojego uprzywilejowania i napomknął, że jej wzorce kulturowe, jakie narzuca reszcie społeczeństwa (jakiejś około 90%), są same w sobie uzurpacją.

Czy potomkowie chłopów nadal jęczą pod butem szlachecko-inteligenckich panów?

Warto się zdecydować, czy polski lud niósł ze sobą błogosławione egzorcyzmowanie kultury szlacheckiej czy naganną brutalność.

zobacz więcej
Twardoch zamieszał, sprowokował i w tej samej gazecie doczekał się odpowiedzi Macieja Radziwiłła. Radziwiłł zaczyna w stylu właściwym dla arystokracji, gdy ich ktoś w mediach zagadnie o pochodzenie: że się nie puszy, nie wynosi, że pochodzenie to większa odpowiedzialność za tradycję, a rodzice surowo karali za wszelkie myślenie, że jest się kimś lepszym niż inni. To na pewno prawda, lecz jest w wypowiedzi Radziwiłła coś rytualnego. Arystokracja tak została przećwiczona przez PRL, że zanim jej przedstawiciel przejdzie do meritum, musi użyć formuły: „przepraszam, że żyję” – co tylko rozzuchwala równościowych harcowników.

Maciej Radziwiłł nazwał postawę Szczepana Twardocha marksizmem genetycznym, nieistniejącym w klasyce marksizmu, bo rzeczywiście u Karola Marksa potomek wyzyskiwaczy, który sam już nie wyzyskuje, nie jest wyzyskiwaczem. Nawet Włodzimierz Lenin dawał takim pożyć po wywłaszczeniu, dopiero Józef Stalin „naprawił” to niedopatrzenie. Maciej Radziwiłł zauważa, że co do kapitału kulturowego, to ważne, czy rodzice zachęcają do nauki i konsumpcji kultury, stawiają odpowiednie wzorce i pobudzają ambicje dziecka, a to się ma nijak do posiadania pańszczyźnianych dusz 15 pokoleń temu. No i że moralizatorskie spojrzenie z dzisiejszej perspektywy na stosunki społeczne sprzed dwustu lat jest bez sensu.

Szczepan Twardoch odpowiedział Maciejowi Radziwiłłowi, że jednak wyzysk i stulecia niesprawiedliwości dają Radziwiłłowi jakieś przywileje i w ogóle, że bujać to my, ale nie nas. Było więcej tego samego, tym razem spersonalizowanego w prześmiewczo-ironicznej formie „Jego Książęca Mość”, w jakiej Twardoch zwracał się do Radziwiłła. Znany pisarz sprowadził adwersarza do poziomu swoich fiksacji i na tym gruncie pokonał doświadczeniem. Rzec by można za Mickiewiczem: Głupi niedźwiedziu, gdybyś w mateczniku siedział...

Gorsi od wnuczki nazisty

Kimś, kto w natężeniu złych emocji wobec „białych suprematystów” po obu stronach Oceanu mógłby się równać z doktor Aruną Khilanani nie okazał się Szczepan Twardoch. Wspomagający atak na Macieja Radziwiłła podjęła w Gazecie Wyborczej, w jej serwisie Wyborcza.biz, Adriana Rozwadowska. Pisze to samo, tylko ostrzej i poszerza pretensje o sugestię jakichś mglistych koneksji, pewnie rodzinnych, bo Maciej Radziwiłł skończył studia MBA w Illinois, co pozwala mu pełnić lukratywne funkcje w bankowości. Jakby on jeden skończył studia za granicą, a nie mieli tego w życiorysie zazwyczaj ludzie z całkiem innego towarzystwa.
Adriana Rozwadowska poszerzyła pole dotychczasowej polemiki Szczepana Twardocha z Maciejem Radziwiłłem. Na zdjęciu pisarz podczas briefingu po próbie medialnej spektaklu "Pokora" w Teatrze Śląskim w Katowicach, 9 czerwca 2021. Fot. PAP/Andrzej Grygiel
Gdyby pani redaktor zechciała przejrzeć listę beneficjentów stypendium fundacji Fulbrighta i Forda w latach późnego PRL, to zapewniam, że nie znajdzie tam nie tylko książąt Świętego Cesarstwa, ale nawet galicyjskich hrabiów. Amerykanie cywilizowali wtedy czerwonego i to legitymacja partyjna była przede wszystkim warunkiem wstępu na te listy, a po zmianie ustroju – doświadczenie i kontakty jak znalazł.

Rozwadowska ma jeszcze pretensje, że Radziwiłł jest z Warszawy, a „z Warszawy jest najbliżej do Warszawy”. Sam jestem z Warszawy i zapewniam, że los uprzywilejował w ten sposób nie tylko książąt. Ale – i tu już sprawa poważniejsza – książętom mogło coś wartościowego ocaleć w zawieruchach dziejowych. Coś, do czego ich przodkowie doszli wyzyskiem innych, a nie własną, krystalicznie uczciwą ciężką pracą, jak na przykład polscy miliarderzy, których się nikt nie czepia, bo przecież nie ma o co.

Kolekcja Czartoryskich, której najcenniejszym obiektem jest „Dama z łasiczką” Leonarda da Vinci, wzbudziła emocje Twardocha i po nim – Rozwadowskiej. Państwo od książąt Czartoryskich tę kolekcję kupiło, zapłaciło, a pośredniczył Maciej Radziwiłł. Oj, pochodzenie owej „Damy...” nie jest zacne, kryje się za nim pańszczyzna, a część zysku Fundacji Książąt Czartoryskich, przetransponowana do fundacji radziwiłłowskiej Trzy Trąby, powstała kosztem polskiego podatnika. Za większością dzieł sztuki powstałych przed mecenatem państw kryje się wyzysk i uciemiężenie słabszych, co jest konstatacją banalną i jeżeli lewica zechce być konsekwentna, to będzie się działo. Miejmy nadzieję, że tylko medialnie, bo jak napisał Szczepan Twardoch: „Zdaję sobie sprawę, że wywłaszczenie niestety chyba nie wchodziło tu w grę”.

Niedobrze, gdy ktoś ma po przodkach cenne ruchomości, jeszcze gorzej, gdy chce odzyskać nieruchomości. Radziwiłłowie całkiem legalnie odzyskali pałac w Jadwisinie i to wzbudziło czujność Adriany Rozwadowskiej, która poszerzyła pole dotychczasowej polemiki Twardocha z Radziwiłłem. Przypomnienie tej polemiki z marca może by nie miało sensu, gdyby nie to uzupełnienie, które daje do myślenia o tym, co można mieć w głowie.

Szczepan Twardoch: Polska nie jest cywilizowanym państwem

„Polacy przywykli do całkowicie jednorodnej etnicznie, gomułkowskiej wizji Polski”.

zobacz więcej
Rozwadowska przywołuje wnuczkę nazistowskiego zbrodniarza Amona Goetha, do której nie można mieć pretensji o zbrodnie dziadka, chyba żeby chciała odzyskać willę w Płaszowie, którą dziadek sobie „przytulił” za okupacji. Dlaczego wnuczka Goetha, a nie Niklas Frank, którego ojciec „przytulił” sobie Wawel? Byłoby bardziej efektownie. Ta wnuczka nazisty byłaby jak Radziwiłłowie, gdyby chciała teraz willę zajętą przez dziadka na tej samej zasadzie, na jakiej Niemcy zajęły Polskę.

Radziwiłłowie sięgający po Jadwisin, czyli po swoje, są gorsi od wnuczki nazisty, która nie sięga po cudze. Na jakiej zasadzie by mogła sięgnąć, gdyby zechciała, tego się nie dowiemy. Ot taki chwyt porównania Radziwiłła z nazistą, logika nie z tej ziemi. Jeszce niedawno reductio ad Hitlerum, nawet bardziej logiczne, dyskwalifikowało w dyskusji.

Amon Goeth nie był zwykłym komendantem obozu w Płaszowie, na którego terenie stała wspomniana willa. Wyróżniał się spośród innych komendantów podobnych placówek. Lubił sobie wyjść na balkon na piętrze tej willi, której nie chce „odzyskać” jego wnuczka i strzelać do więźniów, dla ćwiczenia oka. Organizował także polowania na więźniów żydowskich, którym kazał się ścigać, a w strzelaniu do nich wprawiali się także inni esesmani, których gościł.


Maciej Radziwiłł nie odpowiedział Adrianie Rozwadowskiej. Może zniesmaczony dowcipną, jak telewizyjne kabarety, lekkością wywiedzenia przez Twardocha nazwy fundacji Trzy Trąby od zasiadania w niej trzech Radziwiłłów, przestał czytać, co o nim piszą.

Adriana Rozwadowska, wspominając tę przyzwoitą wnuczkę Goetha, co nie rości sobie pretensji do nieruchomości, dodaje nie wiadomo czemu, że jest ona czarna. Wnioskujemy, że gdyby nie była czarna, to pewnie by chciała. Całkiem jak Radziwiłłowie, prawda?

Autorka zaznacza wprawdzie, że przykład z wnuczką Goetha jest „(celowo) przejaskrawiony”. Bardziej przejaskrawiony jest dla tych, co wiedzą, jak działał w Płaszowie Amon Goeth, a może tylko bardziej smaczny, bo kojarzy nazwisko Radziwiłł nie z byle jakim nazistą, ale wyróżniającym się w zbrodni. To byłby przekaz jednak ekskluzywny, jakiś taki nielewicowy. Na jaki odbiór liczyła autorka, trudno dociec. Komentować to trudno, może nie trzeba.

Doktor Aruna Khilanani przynajmniej część swojego zacietrzewienia wobec niosących w sobie, świadomie lub nie, systemowy rasizm kamufluje konwencją snu. Adriana Rozwadowska w dziedzica Jadwisina wali po prostu wyjątkowo obrzydliwym nazistą. Nie wiem, jaki jest odbiór rasistowskich ataków na białych w amerykańskim internecie. Na forum pod artykułami Twardocha, Radziwiłła i Rozwadowskiej w Gazecie Wyborczej wylał się potok podszytej kompleksami agresji – wobec Macieja Radziwiłła, bo polemistom gratulowano, jak to „zaorali” księcia. Jeden wzmożony dynamitard cytował nawet „Warszawiankę” z 1905 roku. Powinien przeczytać to psychiatra, psychosocjolog, psycholog – mieliby materiał do przemyśleń. Byle nie taki „ chłodny” i „ bezstronny” specjalista, jak dr Khilanani.

– Krzysztof Zwoliński

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Protest w Madrycie przeciwko rasizmowi, w ramach ruchu społecznego Black Lives Matter, stworzonego w zeszłym roku po śmierci Afroamerykanina obywatela George'a Floyda w Stanach Zjednoczonych. 6 czerwca 2021. Fot. Marcos del Mazo/LightRocket via Getty Images
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?