Zastanawiałem się właśnie, co pomyślałby sobie bóg wina, gdyby zjawił się na Ziemi
in personam, po czem zajrzał do kilku sklepów, zjadł obfity obiad na paryskim Montparnassie, a następnie porozmawiał z prostymi konsumentami napoju, któremu patronuje. W pierwszej chwili wydawało mi się, że byłby zszokowany, ale teraz jestem pewien, że powiedziałby jak Dyzma: „Może być”.
Bachus, czy też Dionizos, kojarzy nam się jakoś odruchowo ze starożytnością, mimo iż rzesze winopisarzy odwołują się do niego w swoich tekstach raz po raz. Nikt nawet nie zastanawiał się, gdzie mógłby być teraz. Wszak zaczynał jako tracki bóg Sabazjos, potem zmienił paszport na grecki, gdzie wpisano mu imię Dionizos, a skończył z rzymskim dokumentem wystawionym na nazwisko Bachus. Gdzie zatem przebywa obecnie i jak się zwie? Może ma unijny paszport dyplomatyczny? Jednak nawet z takim, nie wszędzie mógłby wjechać bezproblemowo. Nieważne, bóg to bóg, pewnie swoje sposoby ma.
Ostatnie roczniki win niemal na całym świecie były dobre, więc wszystko jest w zasadzie OK. Gorzej będzie ze sprzedażą, bo wina będzie za dużo, ceny pewnie spadną, ale jakość się utrzyma. Co ciekawe – zastanawiałem się ostatnio – dlaczego jakość win, nawet tych najtańszych, supermarketowych, ciągle rośnie. Rzecz jasna, patrzę na to globalnie, bo zawsze i wszędzie trafimy na podłą flaszkę. Jednak, kiedy ten wzrost jakości się zaczął?
Otóż doszedłem do wniosku, iż stało się to dzięki powstaniu spółdzielni winiarskich. Długo psioczyliśmy na nie i ich produkty, ale to właśnie one z czasem były w stanie zaoferować duże ilości win o stałej jakości. Ruch spółdzielczy jest pochodną filoksery, która pod koniec ubiegłego wieku zniszczyła winnice Europy i niemal całego świata, wynikłej z tego biedy oraz kryzysu lat 20.
Zrazu ichniejsze wina były byle jakie, ale z czasem w tym ruchu pojawiło się wielu mądrych ludzi. Dziś spółdzielnie są wszędzie, wyspecjalizowały się i robią wina na wszystkich poziomach, nawet te butikowe. Jeszcze ciekawsze jest jednak to, iż wiele najsłynniejszych wytwórni pracuje systemem quasi-spółdzielczym, choć o tem nawet nie wiemy. Bo jak inaczej określić sytuację, kiedy wzięta winiarnia skupuje owoce od kilkudziesięciu winogrodników na podstawie wieloletnich kontraktów? Ale pewnie też tak było choćby na Bliskim Wschodzie w czasach Dionizosa.