Szaranowicz ujął to tak: „Siedząc przed mikrofonem, trzeba widzowi coś z siebie oddać – to musi być kawałek prawdziwego ciebie. Musisz się otworzyć. Ale dopóki nie masz pewnych narzędzi zawodowych i warsztatu, to otwierając się za bardzo, możesz się narazić na śmieszność. Człowiek jest wtedy bezradny, w pewien sposób nagi.”
I dalej: „Najgorzej...gdy nie trafiasz w nastrój, nie trafiasz w odczucia widowni, nie trafiasz w istotę widowiska. Nie zauważasz czegoś ważnego. Komentator to zawód, w którym na żywo jesteś twórcą.”
I jeszcze jeden akapit: „Byłem świadkiem występów kolegów, którzy rzeczywiście »pojechali emocjonalnie« na granicy tego, co można nazwać sztuką. Ale później zamieniło się to w doskonałość zawodową. I ich wyróżnik. Po latach my, dziennikarze, mamy pewien rodzaj intuicji, jak poruszać się po tej cienkiej granicy.”
W zasadzie nic dodać, nic ująć: sama sól roboty komentatorskiej. Dopiero na tym można budować dramaturgię widowiska, co jest głównym zadaniem komentatora. Komentarz sportowy, Włodek ma rację, to kreacja spektaklu na żywo. Kolejny szczebel zawodowy.
Żeby to robić dobrze, trzeba mieć wiedzę i talent narracyjny. Wiedza służy do czytania sportu, a zdolność przekazu do tworzenia nastroju poprzez stopniowanie napięcia. Widowisko sportowe to fabuła sensacyjna z nieznaną pointą i tak powinna być opowiadana.
Klapanie nazwisk, opowieści o historii transferów, medalach i tytułach, które zajmują połowę transmisji lub więcej, to bardziej zadanie konferansjera niż komentatora. Trzeba umieć wyważyć proporcje, aby emocje nie zamieniały się w nudziarstwo.
W tej książce Włodek wspomina swoje doświadczenia. A tak naprawdę przygody komentatorskie, bo ze sportem jest trochę tak jak z tym pudełkiem czekoladek: nigdy nie wiesz, kiedy trafisz na wielkie wydarzenie. Ale zawsze musisz być na to gotowy.
Sportowcy ci tego nie ułatwiają. W 1996 roku przed igrzyskami olimpijskim w Atlancie obaj wiedzieliśmy, że Michael Johnson jest kandydatem na nowego rekordzistę świata w biegu na 400 m. Był w formie, miał szansę już wówczas. Jednak wcześniej wystartował w finale na 200 m, i co? I walnął rekord na 200, który wtedy wydawał się kosmiczny. Włodek doprowadził go do mety i padł na krzesełko pół żywy. Wycisnął z tego biegu i z siebie co tylko się dało. Miał 19 sekund, żeby w pełni ogarnąć, co się dzieje, i dał radę.
W tym fachu istotne jest to, żeby nie przegapić ważnej sytuacji, ale równie ważne jest to, żeby umieć wykorzystać szansę, która pojawia się znienacka. W ułamku sekundy przeskoczyć na inną orbitę, odciąć wszystko oprócz tego, co się wydarza i zaufać instynktowi.