We współczesnej Europie chrześcijaństwo zostało sprowadzone do wymiaru zacnego światopoglądu, który ma dodatkowo legitymizować panujące świeckie dogmaty. Tak właśnie można interpretować stosunek progresistów do papieża Franciszka.
W swojej narracji dotyczącej dzisiejszego Kościoła katolickiego podkreślają oni przyjazne gesty obecnego następcy świętego Piotra wobec mniejszości seksualnych i migrantów, które interpretują jako poparcie Watykanu dla ruchów LGBT i projektów wielokulturowego społeczeństwa.
Szkopuł w tym, że Franciszek ma na swoim koncie również wiele wypowiedzi idących pod prąd progresizmowi. Znana jest jego opinia na temat tego, co nazywa on „kolonizacją ideologiczną”. Terminem tym określa narzucanie społeczeństwom rozmaitych politycznie poprawnych standardów w polityce zdrowotnej, edukacji, kulturze.
W tym kontekście na uwagę zasługuje pewne dzieło, któremu Franciszek co najmniej dwukrotnie udzielił rekomendacji. Chodzi o napisaną w roku 1907 powieść „Władca świata” Roberta Hugh Bensona (18 listopada minie 150. rocznica urodzin tego pisarza, dlatego warto przypomnieć jego utwór). W roku 2015 wracając do Rzymu z pielgrzymki na Filipiny, papież o owej książce powiedział: „czytając ją dobrze zrozumiecie, co mam na myśli mówiąc o kolonizacji ideologicznej”.
Skądinąd warto zauważyć, że książka Bensona spotkała się również z wielkim uznaniem kardynała Josepha Ratzingera – zanim został on zwierzchnikiem Kościoła. W roku 1992 ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary dostrzegł w tej powieści ostrzeżenie przed unifikacją ludzkości po zimnej wojnie.
O czym opowiada „Władca świata”? To dystopijna i zarazem apokaliptyczna wizja przyszłości. Glob ziemski podzielony jest na trzy części: Cesarstwo Wschodnie, Europę (od Uralu po Afrykę) i Rzeczpospolitą Amerykańską. Kraje europejskie się jednoczą w jedno potężne państwo, w którym wiodącą rolę odgrywa masoneria. Przywódcy tego politycznego tworu hołdują doktrynie humanitaryzmu. Swojego wroga upatrują zaś w katolicyzmie i dlatego dążą do unicestwienia Kościoła.