Niemniej od polityki nie da się uciec. I tu warto zwrócić uwagę na to, że choć w „Stawce…” jest załgana wizja historii rodem z propagandy komunistycznej, to jednak nie jest ona podawana w sposób nachalny.
Owszem, pierwszy odcinek to pean na cześć „przyjaźni polsko-radzieckiej”. Rzecz jasna przemilczana jest okupacja wschodnich ziem II RP przez Sowiety, a co za tym idzie antypolski sojusz między III Rzeszą a ZSRR. Kraj Rad jawi się jako mocarstwo, które od wybuchu drugiej wojny światowej stało po tej samej stronie, co Polska. A główny bohater – Polak z Pomorza, przywdziewając mundur oficera Abwehry zostaje po prostu szpiegiem sowieckim.
Jednak w kolejnych odcinkach sowieckość Klossa jest właściwie ukryta. Wiadomo tylko, że działa on na rzecz polskiego podziemia. To fakt, że w tym przypadku chodzi o polskich komunistów, czyli część antyniemieckiej konspiracji podporządkowaną – pośrednio lub bezpośrednio – Kremlowi, niemniej o tym się właściwie nie mówi. Mało tego, w niektórych odcinkach Kloss współpracuje z agentami państw zachodnich, dzięki czemu podczas emisji serialu w PRL chwilami się zapominało o trwającej w latach 60., 70. i 80. zimnej wojnie.
Można zatem wysnuć następujący wniosek: „Stawka…” jako produkt popkulturowy odwoływała się do uczuć patriotycznych. Choć bowiem establishment PRL próbował Polakom narzucić zależność od Związku Sowieckiego, władzę dyktatorską i gospodarkę planową, to jednocześnie zdawał sobie sprawę, że żadna inżynieria społeczna nie zdoła Polaków wynarodowić. Dlatego władza ludowa optowała bardziej za retoryką patriotyczną niż „internacjonalistyczną”.
Dalekosiężny efekt takiego podejścia zaczął dawać o sobie znać w latach 80. Reżim Wojciecha Jaruzelskiego głosząc hasła w rodzaju „Socjalizmu będziemy bronić jak niepodległości” zrobił dużo, żeby ówczesnemu młodemu pokoleniu Polaków patriotyzm kojarzył się z opresyjnym państwem. Tym samym przygotowywano grunt dla pedagogiki wstydu w III RP. I można się tylko zastanawiać, czy był to celowy zabieg. Sporo do myślenia daje wylansowanie przez ekipę Jaruzelskiego jako swojej twarzy Jerzego Urbana – nihilisty szydzącego z patriotyzmu.