I znowu to samo: mam się bratać z Krzyśkiem, chociaż wszyscy wiedzą, że to łajdak i nie waha się przed zniszczeniem przyjaźni, jeśli ma ochotę na romans z żoną przyjaciela. I co tu robi Ada przy tym stole? Przecież to straszna baba, żadnemu nie przepuści. A Andrzej, który jest chory na władzę i idzie po trupach, byle ją zdobyć? Edyta? Mąż umarł, a ona dziecko sobie zafundowała, i to z kim? Na nikim nie zostawilibyśmy suchej nitki, ale …na szczęście przychodzi wieczór wigilijny. Wieczór przed Bożym Narodzeniem. Wigilia.
Nadchodzi – jakby za szybko – po wielkim rozgardiaszu ostatnich przedświątecznych dni, bieganinie, krzątaninie, kłótniach i sporach nieistotnych i niepotrzebnych, po gotowaniu świątecznych potraw i pakowaniu prezentów, uspokajaniu niecierpliwych dzieci i rozedrganych nastolatków. I trzeba, wyciszyć spory, wyciągnąć rękę, usiąść do stołu. Razem.
Na rozpoczęcie Wigilii
Znowu jesteśmy razem, w mniejszym lub większym rodzinnym i przyjacielskim gronie. Jak zapewne większość z nas wie czy pamięta „w owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz”.
Wybitna sprawa ten precyzyjny opis dni poprzedzających Narodzenie Jezusa! W wielu rodzinach ten fragment czyta się na rozpoczęcie wieczoru wigilijnego – bo kto dzisiaj mówi „wieczerzy” – jeszcze zanim się połamiemy (przynajmniej u nas w Polsce) opłatkiem, zanim złożymy sobie życzenia z okazji urodzin naszego Zbawiciela. Każda rodzina ma własny zwyczaj, niekiedy uświęcony latami tradycji – gdzie indziej bardziej elastyczny: tu zawsze czyta ojciec, tam najstarszy syn, gdzieś zaproszony gość, a jeszcze gdzie indziej dziecko, które właśnie nauczyło się dobrze czytać. Nie brakuje literackich opisów tego momentu. O ileż jednak wspanialsze są własne doświadczenia: – Kiedyś czytał dziadek, potem tata, a teraz czytam ja – oznajmia nasz najstarszy wnuk, ale już wyrywają się i jego siostry, i coraz lepiej przygotowany młodszy kuzyn. Najważniejsze, że wszyscy chcą czytać.
Przodkowie Jezusa
Czytamy więc i słuchamy po to, żeby sobie przypomnieć, jak to było z narodzeniem Jezusa. A było tak, że do Jego Matki – którą wybrał sobie Bóg – przyszedł Archanioł Gabriel i oznajmił jej w sobie właściwy, a dla nas niepojęty, sposób, że zostanie Matką Syna Bożego. O ile się zgodzi, oczywiście.
Nie ma żadnego kłopotu, żeby zrozumieć, że to wszystko działo się naprawdę, każdy może sprawdzić na mapie oraz w podręcznikach historii: Cesarstwo Rzymskie, podboje, prowincje, administracja, zarządzenia.
W Betlejem, w Ziemi Judzkiej, urodziło się dwa tysiące dwadzieścia jeden lat temu dziecko płci męskiej, któremu nadano imię Jezus. Chrześcijanie na całym świecie – kilka miliardów ludzi – wierzą, że to Bóg przyszedł wtedy na swój świat, Bóg stał się człowiekiem.
To właśnie jest w wigilijnej historii takie fantastyczne: wszystko jest osadzone w realiach. A w naszych czasach jeszcze bardziej, bo wiemy coraz więcej: pracują na to archeologia, geografia, badania archiwalne, studiujemy dawne języki i bez kłopotu (pomijając, oczywiście, covid, ale to kłopot doraźny) jeździmy do Ziemi Świętej, żeby zobaczyć, dotknąć i sprawdzić to wszystko, o czym mówią nam Ewangelie.