Moda na krytykowanie Boga. Skąd się bierze ten tupet, by sadzać Go na ławie oskarżonych?
piątek,
4 marca 2022
Spójrzmy w te straszliwe ciemności, w jakich pogrążony jest człowiek, który samego Boga chciałby posadzić na ławie oskarżonych i podejrzewa Go o okrucieństwo albo o obojętność na los swoich stworzeń. Niekiedy nasza arogancja posuwa się aż do oskarżania Boga Ojca o to, że był okrutny wobec własnego Syna i wysłał Go na straszną mękę śmierci na krzyżu.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Teologia Polityczna u progu Wielkiego Postu, który chrześcijanie zaczęli w tym tygodniu, drukujemy fragment III tomu Dzieł Zebranych „Nasza Wiara” ojca Jacka Salija OP.
„Gdyby Bóg naprawdę był Miłością – ktoś mnie niedawno przekonywał – to nikogo by nie skazywał na potępienie wieczne. Bo choćby nie wiem, co złego człowiek zrobił podczas krótkiego pobytu na tej ziemi, to karać go za to na wieki jest okrucieństwem i niesprawiedliwością. Nawet zwyczajny ojciec nigdy by tak swojego dziecka nie karał. Zwyczajny ojciec, chociaż jest tylko ułomnym człowiekiem, nie rozlicza dziecka z jego złych uczynków, ale zazwyczaj puszcza je w niepamięć. Ja nie chcę Boga, który przygotował ludziom wiekuiste piekło! Nie chcę Boga, tak mało wrażliwego na niedolę swoich stworzeń!”.
Chciałbym tu przedstawić tezę, że Boga prawdziwego w ogóle nie da się zasadnie oskarżyć o cokolwiek. Kiedy zaś Go krytykujemy i oskarżamy, wzmacniamy tylko w ten sposób swoje fałszywe o Nim wyobrażenia i osłabiamy w sobie zdolność do miłowania Go i do bezwarunkowego zawierzenia się Mu. Przedtem jednak przynajmniej w paru zdaniach trzeba przypomnieć, jakie przesłanie zawierają w sobie liczne ostrzeżenia przed potępieniem wiecznym, jakie znajdują się na kartach Ewangelii.
Bóg bezgranicznie miłosierny
Dwie elementarne zasady odczytywania zawartych w Ewangeliach pouczeń trzeba sobie przypomnieć, ażeby prawidłowo zrozumieć, co znaczą słowa Pana Jezusa mówiące o potępieniu wiecznym. Po pierwsze: Nie ma w Ewangeliach (i w całym Piśmie Świętym) ani jednego zdania, które w wymiarze ostatecznym nie byłoby słowem Bożej miłości do nas. I zasada druga: Skoro wierzymy, że całe Pismo Święte zostało napisane pod natchnieniem Ducha Świętego, to zawarte w nim zdania i twierdzenia należy odczytywać w świetle wszystkich innych wypowiedzi biblijnych na dany temat.
W myśl zasady drugiej jest czymś oczywistym, że wypowiedzi Pana Jezusa mówiące o potępieniu wiecznym należy porównać choćby na przykład z następującym fragmentem Księgi Mądrości: „Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia! Bo we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie. Dlatego nieznacznie karzesz upadających i strofujesz, przypominając, w czym grzeszą, by wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie, uwierzyli” (Mdr 11,23–12,2).
Zresztą sam Pan Jezus mówił przecież: „Nie przyszedłem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić” (J 12,47).
Co do zasady pierwszej: Czyżby nawet słowa Pana Jezusa o potępieniu wiecznym były słowami miłości? Oczywiście! Cała Ewangelia jest jedną wielką obietnicą zbawienia i wezwaniem do tego, żeby się na nie otworzyć. Wezwaniem do zbawienia przeniknięte są również Chrystusowe ostrzeżenia przed potępieniem wiecznym. Podobnie jak znaki drogowe informujące o utrudnieniach i ostrzegające przed niebezpieczeństwami przeniknięte są obietnicą bezpiecznego przejazdu przez tę drogę.
Prawdziwa miłość sięga niekiedy po środki twarde i ostre: jeśli nie ma innego sposobu, żeby doprowadzić do opamiętania tego, kogo się kocha. Serce ludzkie może bowiem stwardnieć i obrosnąć kamieniem. Może do tego stopnia utracić wrażliwość, że nie rozumie nawet moralnego i duchowego elementarza. Wtedy nie ma rady, trzeba nieraz sięgnąć nawet po młotek, żeby ten kamień rozbić i dotrzeć do żywego serca.
Pan Jezus próbował dotrzeć nawet do takich serc i używał wówczas środków różnych. Potrafił w oczy powiedzieć faryzeuszom, że są plemieniem żmijowym i grobami pobielanymi, ostrzegał nas wszystkich, żebyśmy sobie nie przygotowywali ognia wiecznego. Mówił tak, bo nas kocha.
Nie wiemy, czy piekło jest puste, ale z całą pewnością Pan Jezus jest pierwszym, który chciałby, żeby było ono puste. Jeżeli ktoś tam się znajdzie, to dlatego, że sam tego będzie chciał. Jednak nie posuwajmy już dalej naszego zgłębiania tej tajemnicy. Raczej przywołajmy dwuwiersz Antoniego Goreckiego:
Pytali: „Czy jest piekło?” Ten rzekł: „Co żartować? Lepiej nie iść do niego, niż czy jest, próbować”.
Jeżeli Boga nie traktuje się poważnie…
Zdrowy rozsądek każe wątpić, ażeby można było uzyskać duchową suwerenność poprzez uleganie owczemu pędowi.
zobacz więcej
Przede wszystkim jednak pragnę tu zwrócić uwagę na rozszerzającą się w naszych czasach modę krytykowania i oskarżania Boga, jakbyśmy byli od Niego lepsi i mądrzejsi, tak jakbyśmy byli jakimiś nadbogami.
Wielu współczesnych ludzi chyba nie rozumie tego, że nasza pycha osiąga szczyty szaleństwa, kiedy próbuje korygować Boże przykazania, krytykować Bożą naukę, oskarżać Boże postępowanie wobec nas.
Postawa ta jest przeciwieństwem pełnych czci dla Boga sporów, jakie prowadzili z Nim sprawiedliwy Hiob czy wielki przywódca ludu Bożego, Mojżesz. Nie ma też nic wspólnego z modlitwą, która niekiedy przyjmuje postać walki z Bogiem, jednak walki prowadzącej do tego, że człowiek jeszcze więcej zawierza Mu samego siebie (por. Ez 22,30; Kol 2,1; 4,12).
Na marginesie zwrócę uwagę na to, że Katechizm Kościoła Katolickiego co najmniej pięciokrotnie podkreśla, że w modlitwie nie wahamy się nieraz „prosić, żalić się, wołać natarczywie, wzywać, podnosić głos, krzyczeć, a nawet «walczyć»”.
Skąd się bierze ten tupet, że zabieramy się do oskarżania samego nawet Pana Boga? Żyjemy w czasach, kiedy oskarżanie innych – często niesprawiedliwe, a nawet zupełnie bezpodstawne – stało się nałogiem wielu z nas.
Komuś, kto w takim nałogu jest pogrążony, już bardzo niedaleko do tego, żeby nawet Bogu wciąż mieć coś za złe: Gdzie był Bóg, kiedy autobus z pielgrzymami spadał w przepaść? Czy Bóg nie widzi mojego nieszczęścia: dlaczego nie wysłuchuje moich modlitw, ażeby syn mój przestał pić? Tyle się modlę o dobrą żonę, czy Bóg mnie nie słyszy? Dlaczego człowieka dobrego, który mógłby jeszcze żyć, Bóg zabiera z tego świata, a tylu ludzi złych żyje sobie zdrowo i spokojnie? Jeżeli Bóg nas kocha, to dlaczego tyle zła jest w naszym świecie?
Początkiem takiego myślenia jest ukształtowanie sobie obrazu Boga na obraz i podobieństwo samego siebie. Benedykt XVI, jeszcze przed swoim wyborem na papieża, tak o tym pisał: „Coraz częściej zamazujemy oblicze jedynego Boga. Na przykład gdy mówimy: cóż, wszyscy bogowie to jeden i ten sam Bóg. Każda kultura ma swe specyficzne formy wyrazu, i nie w tym problem, czy się Boga uznaje za osobę, czy za bezosobową istotę, czy się go nazywa Jupiterem, Śiwą czy jakkolwiek inaczej. Coraz wyraźniej widać, że Boga nie traktuje się poważnie. Że odeszliśmy od Boga i zwracamy się już tylko ku zwierciadłu, w którym widzimy jedynie nasze własne odbicie” [ „Bóg i świat. Z kardynałem Josephem Ratzingerem rozmawia Peter Seewald”, tłum. G. Sowiński, Kraków 2001, s. 154]
Jan Paweł II w encyklice o Duchu Świętym mówił o tym znacznie ostrzej: „Znajdujemy się tutaj w samym centrum tego, co można nazwać «anty-Słowem», czyli «przeciw-Prawdą». Zostaje bowiem zakłamana prawda o tym, kim jest człowiek, jakie są nieprzekraczalne granice jego bytu i jego wolności. Ta «przeciw-Prawda» jest możliwa dlatego, że równocześnie zostaje dogłębnie «zakłamana» prawda o tym, kim jest Bóg. Bóg-Stwórca zostaje postawiony w stan podejrzenia, głębiej jeszcze: w stan oskarżenia w świadomości stworzeń. Po raz pierwszy w dziejach człowieka dochodzi do głosu przewrotny «geniusz podejrzeń». Stara się on «zakłamać» samo Dobro, absolutne Dobro” [Jan Paweł II, Encyklika Dominum et vivificantem, 37].
Co z obu tych wyjaśnień wynika praktycznie? Otóż jeżeli kiedykolwiek zdarzy nam się oskarżać o coś Pana Boga, będzie to znaczyło, że w wielkich ciemnościach jesteśmy pogrążeni. Nikt z nas nie jest lepszy ani mądrzejszy od Pana Boga. Jeżeli w nas jest cokolwiek naprawdę dobrego i mądrego, to wszystko to mamy od Boga, który jest samą Dobrocią i samą Miłością, i samą Mądrością. My możemy Go nie rozumieć, ale jeżeli zaczynamy Go o coś oskarżać, z góry wiedzmy, że oskarżamy nie Boga prawdziwego, ale fałszywe wyobrażenia, jakie na Jego temat stworzyliśmy. Boga prawdziwego w ogóle nie da się słusznie oskarżyć o cokolwiek.
Spójrzmy w te straszliwe ciemności, w jakich pogrążony jest człowiek, który samego Boga chciałby posadzić na ławie oskarżonych i podejrzewa Go o okrucieństwo albo o obojętność na los swoich stworzeń. Niekiedy nasza arogancja posuwa się aż do oskarżania Boga Ojca o to, że był okrutny wobec własnego Syna i wysłał Go na straszną mękę śmierci na krzyżu.