Kijów czeka na papieża
piątek,
11 marca 2022
Papież od razu, 24 lutego – w dniu rosyjskiej agresji – udał się do rosyjskiej ambasady. – To mnie bardzo zabolało i boli do tej pory, te odwiedziny – mówi wierna Kościoła greckokatolickiego, Ukrainka mieszkająca w Polsce, aktywna uczestniczka działań pomocowych i akcji modlitewnych. – Bo dlaczego Ojciec Święty nie odwiedził naszej ambasady? – pyta z żalem.
Czy papież Franciszek pojedzie do Kijowa? Czy zdecyduje się na taki akt wsparcia Ukrainy zaatakowanej przez Rosję i zarazem na takie orędzie nadziei i pokoju, jakim byłaby sama jego obecność w tym mieście?
Z apelem o bezpośrednie wsparcie papieża, jakim byłaby jego, choćby kilkugodzinna, wizyta w osaczonym mieście – zwrócili się Witalij i Władimir Kliczkowie, mer ukraińskiej stolicy i jego brat, kiedyś światowej sławy bokserzy, którzy stoją w pierwszym szeregu obrońców Kijowa. Z entuzjazmem i nadzieją mówił o takim projekcie biskup Edward Kawa, pomocniczy biskup lwowski w dniu, kiedy do Lwowa przybył papieski wysłannik, kardynał Konrad Krajewski. Ale również w Polsce rodzą się inicjatywy, aby zwrócić się do papieża z takim apelem.
„Po Ukrainie płyną rzeki krwi i łez. To nie jest tylko operacja wojskowa, ale wojna, która sieje śmierć, zniszczenie i nędzę” – powiedział papież do wiernych w niedzielę, 6 marca. Obudził nadzieję, że świat nie zostawi tego bezpodstawnie zaatakowanego kraju samego.
„Ojcze Święty, czekamy na Ciebie!”. Tak woła Kijów i liczni wierni w Polsce. „Wierzymy, że Twoja obecność w Kijowie jest w stanie zmienić sytuację i wojska rosyjskie opuszczą Ukrainę. Prosimy o Twój przyjazd, ufając, że przyniesiesz orędzie pokoju tam, gdzie trwa straszliwa wojna będąca zagrożeniem dla pokoju na całym świecie” – czy taki apel dotrze do papieża?
Autorzy tej inicjatywy – i kilku innych, między innymi apelu o poświęcenie Ukrainy Sercu Pana Jezusa i Matce Bożej – działają niezależnie od wszelkich struktur oficjalnych, bo nie mają wiary w ich skuteczność. Postawa kardynała Pietro Parolina, po papieżu najwyższego rangą przedstawiciela Stolicy Apostolskiej, jej sekretarza stanu, jest nie tylko zniechęcająca, ale i zastanawiająca.
Od 24 lutego, czyli od początku rosyjskiej napaści na Ukrainę ani razu nie użył on tego właśnie sformułowania: że to jest napaść, agresja, atak, wojna i że to Rosja jest sprawcą. A przecież to on jest głównym wykonawcą polityki zagranicznej Watykanu – i zapewne głównym doradcą papieża w sprawach zagranicznych, głównym źródłem wiedzy Franciszka.
Wojna sprawiła, że czas biegnie szybciej i nie wszyscy już pamiętają, że papież od razu, 24 lutego – w dniu rosyjskiej agresji – udał się do rosyjskiej ambasady, co liczni obserwatorzy i komentatorzy uznali za ważny i mocny krok, ale też za pierwszą część „pakietu dyplomatycznego” – dopóki się nie okazało, że drugiej części nie będzie. Do ambasady ukraińskiej papież nie poszedł. Nie był to więc żaden „pakiet”, a przez wielu wiernych wizyta ta została uznana za zrozumienie – czy próbę zrozumienia – rosyjskich żądań, jeśli nie za ich wsparcie.
– To mnie bardzo zabolało i boli do tej pory, te odwiedziny – mówi wierna Kościoła greckokatolickiego, Ukrainka mieszkająca w Polsce, aktywna uczestniczka działań pomocowych i akcji modlitewnych. – Bo dlaczego Ojciec Święty nie odwiedził naszej ambasady? – pyta z żalem.
Jeśli pomysłodawcą wizyty mógł być sam papież – bo to działanie w jego stylu już teraz znanym, choć wciąż nie końca akceptowanym przez dostojników, ale też i wiernych – to można przypuścić, choć graniczy to już właściwie z pewnością, że wizytę w ambasadzie ukraińskiej mógł mu odradzić kard. Pietro Parolin.
Przykrym uzasadnieniem takich przypuszczeń jest depesza relacjonująca wypowiedź kard. Parolina dla włoskiego dziennika „Il Messaggero”, którą KAI umieścił w serwisie informacyjnym w nocy z 9 na 10 marca.
„Jestem bardzo zaniepokojony tym, co się dzieje. Teraz to już naprawdę wojna totalna” – stwierdził kard. Pietro Parolin.
Skład kolegium przestaje odzwierciedlać rzeczywiste podziały w Kościele, a to jest niebezpieczne.
zobacz więcej
Teraz? Po dwóch tygodniach ataku, bombardowań ostrzeliwania, mordowania?
Czytamy w depeszy: „na uwagę dziennikarki Franki Giansoldati, że według informacji burmistrza Mariupola wojska rosyjskie zbombardowały 900-łóżkowy szpital cywilny, że pod gruzami są dzieci, a jedno z nich zmarło z odwodnienia”, oraz pytania, „co to wszystko ma wspólnego z operacją wojskową, jak określają ją Rosjanie?”, kardynał Parolin odpowiedział: „Jest to pytanie nie tylko uzasadnione, ale i słuszne, ponieważ pierwsza wersja, jaką podano o tej wojnie, była taka, że to operacja wojskowa mająca na celu zniszczenie instalacji wojskowych Ukrainy, a tym samym zapewnienie i zagwarantowanie bezpieczeństwa Rosji, ale zbombardowanie szpitala dziecięcego nie ma nic wspólnego z tym celem”.
Dziennikarka „Il Messaggero” zapytała kard. Parolina o rozmowę z szefem rosyjskiego MSZ Siergiejem Ławrowem – czy z rozmowy można było wywnioskować, jaki jest ostateczny cel działań rosyjskich, być może zdobycie Kijowa
„Powiedział, że celem jest zagwarantowanie bezpieczeństwa Rosji, że wszystko, co wydarzyło się w ostatnich latach, zagraża bezpieczeństwu kraju. To było treścią tej rozmowy telefonicznej”– oznajmił kard. Parolin. I stwierdził to bez żadnego komentarza. KAI podaje za włoskim dziennikiem, że „nie chciał kwalifikować zbrodni rosyjskich, wskazując, że do tego celu powołane są inne organy”.
Dobrze, że chociaż zauważył, że „Nie do przyjęcia jest jednak fakt, że bombardowany jest szpital. Nie ma żadnego powodu ani motywacji, by to robić”. Tu rzeczywiście okazał się wytrawnym dyplomata, bo wprost nie uchodziło tego nie powiedzieć. Piszę to, rzecz jasna, z ironią.
Nie czas jednak na ironię. Skoro w czternastym dniu wojny poważny dyplomata – do tego duchowny Kościoła katolickiego – dalej odwołuje się do rosyjskiej propagandy, to można zadać poważne pytanie, o co mu chodzi i czym się kieruje.
Bo jeśli chodzi mu o dobro dialogu z rosyjskim prawosławiem, to chyba wobec śmierci zaatakowanych niewinnie ludzi, w tym dzieci, nie jest to dobro najwyższe. Zwłaszcza, że postawa Patriarchy Moskwy i Wszechrusi Cyryla w żaden sposób do tego dobra się nie odwołuje. Przeciwnie, Cyryl jest tylko i wyłącznie zwolennikiem Władimira Putina i jego militarno-imperialnej ideologii. Z arogancją i z wiernopoddańczą wobec rosyjskiej agresji retoryką odpowiada na pytania swoich prawosławnych braci z Cerkwi na Zachodzie, listy od innych hierarchów chrześcijańskiego świata – jako jeden z pierwszych napisał do niego abp Stanisław Gądecki, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski – czy apele od uczonych.
Nieoczekiwanie, w tę prorosyjskę retorykę wpisuje się abp Carlo Maria Viganò, były nuncjusz papieski w Stanach Zjednoczonych i w pewnym sensie adwersarz papieża Franciszka. Viganò w swoim – wprost szokującym – oświadczeniu pisze, że „w praktyce Federacja Rosyjska jest zagrożona militarnie – ze strony broni i baz rakietowych – zaledwie kilka kilometrów od jej granic, podczas gdy w podobnej odległości od Stanów Zjednoczonych nie ma bazy wojskowej” – i dodaje, że NATO nie dotrzymało obietnicy danej Rosji, a dotyczącej nierozszerzania swoich granic.
Wierzyć się nie chce, kiedy się widzi taki passus w jego, abp. Viganò, wypowiedzi: „Jeśli przyjrzymy się temu, co dzieje się na Ukrainie, nie dając się zwieść rażącym fałszerstwom mediów głównego nurtu, zdamy sobie sprawę, że wzajemny szacunek dla prawa został całkowicie zignorowany; rzeczywiście mamy wrażenie, że administracja Bidena, NATO i Unia Europejska świadomie chcą utrzymać sytuację oczywistej nierównowagi, właśnie po to, by uniemożliwić jakąkolwiek próbę pokojowego rozwiązania kryzysu ukraińskiego, prowokując Federację Rosyjską do wywołania konfliktu”.
Prowokując Federacje Rosyjską!