Czy świat został zbawiony przez ofiarę Armii Czerwonej?
piątek,
15 kwietnia 2022
Władimir Putin znakomicie się czuje w roli łobuza, który uciera nosa globalnemu żandarmowi (USA) oraz jego sojusznikom.
Wbrew rozpowszechnionej opinii dzisiejsza Rosja nie jest krajem prawosławnym. Patriarcha Moskwy Cyryl I może mówić różne rzeczy, ale liczą się fakty. Choć zdecydowana większość Rosjan deklaruje wiarę prawosławną, to w życiu liturgicznym Cerkwi regularnie uczestniczy zaledwie kilka procent.
Świadectwem obecnego stanu rzeczy jest również kondycja moralna społeczeństwa rosyjskiego. Gwałty i mordy, jakich dopuszczają się żołnierze rosyjscy na ukraińskiej ludności cywilnej obnażają zakłamanie, które wylewa się z moralizatorskich połajanek Cyryla na temat ruchów LGBT.
Ale do tego dochodzą też inne czynniki. Weźmy choćby statystyki aborcji i rozwodów w Rosji – należą one do najwyższych na świecie. Ponadto duża część Rosjan żyje w nieformalnych związkach.
Tak więc można postawić tezę, że w Rosji mamy do czynienia ze społeczeństwem, które nie traktuje serio Cerkwi i jej nauczania. Zresztą takie podejście Rosjan dotyczy nie tylko spraw religijnych.
W tym kontekście na uwagę zasługuje wywiad, którego miesiąc temu kanałowi internetowemu Nawalny Live udzielił znany z mocno opozycyjnego stanowiska wobec Kremla rosyjski pisarz Dmitrij Bykow. W rozmowie tej stwierdził on coś, co może być dla Polaków zaskakujące, a mianowicie, że Rosjanie zawsze mieli ironiczny stosunek do wszelkich ideologii i z tego powodu jeszcze niedawno można było mieć nadzieję, że ich ojczyzna uniknie faszyzmu, czyli doświadczenia, które stało się udziałem wielu innych krajów. A zdaniem Bykowa, teraz Rosja odsłania właśnie swoje faszystowskie oblicze.
W pierwszej chwili trudno się z pisarzem w tej kwestii zgodzić. Przecież od połowy XX wieku dla kolejnych pokoleń Rosjan istotnym punktem odniesienia była wielka wojna ojczyźniana. Po roku 1945 w Związku Sowieckim ukształtował się jej mit, bynajmniej nie tożsamy z ideologią komunistyczną. Do niego odwołuje się „teologia polityczna”, która oddziałuje na rosyjską świadomość zbiorową do dziś. W tym sensie, w odróżnieniu choćby od prawosławia, porządkuje ona myślenie Rosjan o świecie.
Owa „teologia polityczna” interpretuje historię XX stulecia w kategoriach wręcz metafizycznej walki Dobra ze Złem. Rzecz jasna Dobro to ZSRR jako pogromca nazizmu, a Zło – III Rzesza i jej kolaboranci (czyli, jeśli mowa o Ukrainie, chodzi o banderowców).
Jak wiadomo, w Rosji rokrocznie 9 maja obchodzony jest Dzień Zwycięstwa. Główny punkt uroczystości państwowych to oczywiście wielka parada wojskowa na Placu Czerwonym w Moskwie. Nasuwa się tu porównanie do procesji rezurekcyjnej w Cerkwi, ponieważ pokonanie hitlerowskich Niemiec ma w propagandzie Kremla rangę wydarzenia mesjańskiego. Kremlowski przekaz można przecież odbierać następująco: owszem, ludzkość została zbawiona przez ofiarę, lecz nie Jezusa Chrystusa, ale Armii Czerwonej w drodze do Berlina. I z perspektywy chrześcijańskiej brzmi to jak bluźnierstwo.
Może się zatem wydawać, że o ile Rosjanie prawosławia nie traktują poważnie, o tyle zgoła inaczej – bynajmniej nieironicznie – podchodzą do mitu wielkiej wojny ojczyźnianej. Nadal dużo bardziej świętują Dzień Zwycięstwa niż prawosławną Niedzielę Wielkanocną. I postrzegają samych siebie jako naród antyfaszystów – wspólnotę, która ocaliła świat.
Tyle że społeczeństwo rosyjskie też się zmienia. Wraz z bankructwem realnego socjalizmu i rozpadem Związku Sowieckiego postawiło ono na konsumpcjonizm. Skoro zaś obietnice komunizmu okazały się pustosłowiem, to jakiekolwiek wielkie narracje ideologiczne, przyjmuje ono z cyniczną nieufnością. Politykę postrzega jako pole bezwzględnego starcia przyziemnych interesów, a nie dziedzinę, w której ludzie realizują szlachetne intencje. We Władimirze Putinie zaś upatruje nie polityka próbującego wdrożyć jakąś nową ideologię, lecz po prostu „efektywnego menedżera” (skądinąd terminem tym propaganda kremlowska określa Józefa Stalina).
Rodzi się zatem pytanie: dlaczego Rosjanie popierają „operację specjalną”, czyli atak swoich wojsk na Ukrainę, który Kreml uzasadnia rzekomo szczytnymi celami („denazyfikacją”)? Być może odpowiedź tkwi w bardzo ciekawej uwadze poczynionej przez Bykowa w przywołanym wyżej wywiadzie, a dotyczącej tego, co nazywa on faszystowskim obliczem Rosji.
Otóż, według pisarza, faszyzm to nie ideologia, lecz zjawisko emocjonalne – postawa, która polega na czerpaniu przyjemności z bycia złym człowiekiem. Bykow dalej nie rozwija tej swojej myśli, a szkoda. Dlatego, że w rozważaniach nad naturą reżimu Putina wskazuje ważny trop. Warto zatem pójść tym śladem.
Analizując politykę rosyjską za prezydentury Putina, można dojść do wniosku, że Kreml stopniowo, coraz bardziej, lekceważy prawo międzynarodowe, a wraz z napaścią wojsk rosyjskich na Ukrainę nastąpiła szczególna brutalizacja tego procesu. Dyktator Rosji znakomicie się czuje w roli łobuza, który uciera nosa globalnemu żandarmowi (USA) oraz jego sojusznikom. I z perspektywy Rosjan nie ma znaczenia, kto w tym konflikcie ma – w sensie moralnym – rację. Skoro bowiem polityka to zderzenie interesów, wówczas trzeba się kierować partykularyzmem.