Tę wielowiekową rosyjską osobność już w międzywojniu przenikliwie analizował historyk Feliks Koneczny. Pisał on o przynależności Rosjan do cywilizacji turańskiej. Uważał, że jest ona spadkiem po mongolskim podboju ziem ruskich. Twierdził, że cechuje ją dryl wojskowy, a etyka, prawo i religia w ramach niej nie mają znaczenia.
Znamienne, że to, co z punktu widzenia Konecznego, czyli Polaka i katolika, było wrogie i obce, na gruncie
eurazjanizmu – doktryny rosyjskich myślicieli afirmujących odrębność Rosji od Zachodu – jawi się jako przyjazne i swojskie.
W tej chwili sytuacja jest podobna do tej, która była w epoce zimnej wojny. Tyle że role się odwróciły. W Rosji komunizm został zastąpiony osobliwą wersją konserwatyzmu. Tym, czym w okresie Związku Sowieckiego był bolszewizm, tym dziś jest zjawisko określane mianem „raszyzmu”. Patriotycznej retoryce elit politycznych towarzyszy zblatowanie tronu z ołtarzem. Państwo rosyjskie ma na swoim koncie działania podejmowane w ubiegłej dekadzie na przekór zachodnim progresistom. To uderzenie między innymi w organizacje pozarządowe, które są finansowane z zagranicy, a także w ruchy LGBT oraz performerów dopuszczających się bluźnierczych aktów wobec prawosławia (głośny przykład to uwięzienie w kolonii karnej członkiń grupy Pussy Riot za profanację soboru Chrystusa Zbawiciela w Moskwie w 2012 roku).
Tyle że – tak jak w okresie ZSRR – nie mamy do czynienia z doktryną wskazującą cel, lecz wyłącznie ze środkiem legitymizującym działania Kremla. Chodzi o odróżnienie się na użytek propagandowy od Zachodu. Skoro zaś w krajach zachodnich rząd dusz przejęli spadkobiercy goszyzmu, którzy wychwalają między innymi feminizm, genderyzm, ekologizm, to Rosja pozycjonuje się na kontrze jako strażniczka tradycyjnych cnót.
Należy jednak zauważyć, że choć większość społeczeństwa rosyjskiego nie kupuje zachodnich nowinek obyczajowych, to zarazem z rezerwą odnosi się do wymagań moralnych stawianych przez prawosławie (vide: traktowanie aborcji jak zwykłego zabiegu medycznego). I to jest miarodajne dla Putina oraz jego towarzyszy. Jeśli bowiem czymś się oni kierują, to populizmem uzupełnionym autorytaryzmem.
Tymczasem w Polsce lewica oraz liberałowie wciąż odnoszą się do konserwatywnej narracji Kremla serio. I nie ma znaczenia, czy wynika to z tego, że się mylą czy że manipulują. Tak czy inaczej chodzi im o to, żeby zawstydzać prawicę komunikatem: skoro w różnych kwestiach zajmujecie stanowisko konserwatywne, to jesteście jak Putin, a więc macie coś wspólnego ze zbrodniami wojsk rosyjskich na Ukrainie.
Rzecz jasna taki szantaż ma wywołać w polskim życiu publicznym złudzenie, że dziś nie ma innych opcji niż zachodni progresizm i prokremlowski konserwatyzm. Konsekwencją tego jest opinia, że skoro światopogląd konserwatywny w jakimś zakresie został przez politykę Putina skompromitowany, to ludzie prawicy powinni zrewidować swoje przekonania. Pojawia się ona nie tylko w lewicowych i liberalnych mediach. Wygłaszana jest nawet w kręgu publicystów, odwołującego się do dawnego polskiego republikanizmu, thinkzine’u Nowa Konfederacja, co zakrawa na uleganie szantażystom.
Ale właśnie Putinowi oraz jego towarzyszom w to graj. Tyle że lewicy i liberałom w Polsce również. Tym samym obie strony barykady paradoksalnie coś łączy. Tym czymś jest lansowane przez nie kłamstwo, że mamy do czynienia z polaryzacją: konserwatywna Rosja kontra progresywny Zachód.
A jaka jest prawda? Rosja nie stanowi dla Polski zagrożenia o charakterze ideologicznym – między innymi dlatego, że nie stawia sobie za cele podbojów ideologicznych. Zresztą – w odróżnieniu od zachodnich kulturträgerów – nie ma czym Polaków kusić. I jeśli nawet propagandyści Kremla powołują się na „antyfaszyzm” i mówią o „denazyfikacji” Ukrainy – skądinąd nawiązując tym samym do języka zarówno stalinizmu, jak i zachodniej lewicy – to wiadomo, że jest to pusta retoryka, która ma usprawiedliwić zbrodnie wojsk rosyjskich.
Natomiast Rosja stwarza dla Polski oraz innych państw europejskich niebezpieczeństwo jako wroga siła geopolityczna i odrębna od Zachodu czy też obca względem niego cywilizacja.
Skoro zaś tak, to konserwatyzmu i progresizmu – pojęć kluczowych w politycznych i światopoglądowych debatach wewnątrz Zachodu – nie powinno się do tego mieszać.
– Filip Memches
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy