Dzisiejsza sytuacja w świecie obnaża słabość diagnoz i recept Habermasa. Koncyliacyjność polityków krajów zachodnich wobec Kremla raczej go rozzuchwala niż skłania do ustępstw. Można się intelektualnie gimnastykować nad tym, jaka ma być na arenie międzynarodowej komunikacja między politykami, żeby zapanował pokój, a i tak ostatecznie górą będą interesy poszczególnych państw oraz rozmaitych ekonomicznych grup nacisku. I nie da się abstrahować od uwarunkowań społeczno-kulturowych. One bowiem kształtują mentalność uczestników gier politycznych. Prawda zaś jest taka, że Rosję może poskromić wyłącznie siła, co z kolei przywódców Zachodu konfuduje.
Na tym tle rozdźwięk w polityce wschodniej między koalicjantami rządu Scholza jest godny uwagi. Znamienne okazuje się rozczarowanie Habermasa Zielonymi. W czasach zimnej wojny ugrupowanie to miało charakter pacyfistyczny (postulowało globalne rozbrojenie atomowe) i w jakimś stopniu realizowało wizję niemieckiego filozofa. Potem jednak zaczęły się zmiany.
Warto przypomnieć, że Joschka Fischer, minister spraw zagranicznych Niemiec w latach 1998-2005, jako polityk Zielonych był zwolennikiem interwencji zbrojnej NATO w Kosowie (żeby powstrzymać dokonywaną przez Serbów rzeź albańskiej ludności tego regionu) i Afganistanie (żeby rozprawić się z talibami po zamachach na World Trade Center i Pentagon 11 września 2001 roku). Wywołało to w łonie jego formacji poważne spory, bo oznaczało odrzucenie pacyfistycznej agendy.
Obecnie w odróżnieniu od dużej części niemieckiej klasy politycznej Zieloni ani nie żywią wobec Kremla złudzeń, ani w kwestiach wschodnich nie chowają głowy w piasek. Piętnują to, co robi prezydent Władimir Putin zarówno wewnątrz Rosji (autorytaryzm), jak i w świecie (działania ekspansywne). W ubiegłym roku ustami Annaleny Baerbock (zanim jeszcze objęła ona tekę ministra spraw zagranicznych) wystąpili przeciw uruchomieniu Nord Stream 2. Wśród zastrzeżeń do tego przedsięwzięcia było i to, że Rosja traktuje gazociąg jako narzędzie szantażu energetycznego.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Natomiast inaczej niż Zieloni zachowują się politycy Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD). Choć oba lewicowe ugrupowania sporo łączy (między innymi projekt europejskiego federalizmu czy faworyzowanie różnych „mniejszości”), to socjaldemokraci są spadkobiercami linii realizowanej na początku XXI wieku przez ich ówczesnego lidera, kanclerza Gerharda Schrödera. Stał on wówczas, wraz z prezydentem Francji, Jacques’em Chirakiem, na czele antyamerykańskiego frontu w UE. Prowadził politykę obliczoną na hegemonię Niemiec w Europie skutkującą „symetrycznym” nastawieniem wobec USA i Rosji. A tuż przed zakończeniem swojego kanclerskiego urzędowania zawarł z Rosjanami kontrakt na budowę pierwszego Nord Streamu.
Jak powszechnie wiadomo, Schröder, będąc wyrazistym przykładem polityka „starej” Europy (i to głównego nurtu, a nie antysystemowej prawicy) dającego się korumpować Rosjanom, stał się postacią emblematyczną. Gdy bowiem tylko przestał być szefem niemieckiego rządu, przyjął posadę w kontrolowanym przez Gazprom konsorcjum budującym Nord Stream. Zarabiał pieniądze w rosyjskich spółkach energetycznych.