Dowódca niemieckiej marynarki wojennej, nawołujący – w obliczu zagrożenia rosyjską agresją na Ukrainę – do okazania szacunku Władimirowi Putinowi, musiał złożyć dymisję. Cóż za hipokryzja! Przecież powiedział jedynie to, o czym wielu jego rodaków jest święcie przekonanych. Próby oswajania rosyjskiego niedźwiedzia zaczęły się już za kanclerstwa Konrada Adenauera (skądinąd antykomunisty i zwolennika trwałego związania Niemiec z Zachodem). SPD, po przejęciu władzy, otwarcie łasiła się do Moskwy. W Solidarności widziano zagrożenie dla pięknie rozwijającej się Ostpolitik. Wprowadzenie nad Wisłą stanu wojennego przywódcy socjaldemokratów przyjęli z nieukrywaną ulgą. Z poparciem dla Wojciecha Jaruzelskiego pospieszył też szef opozycyjnej CSU. W „Spieglu” można było przeczytać, że Polacy są sami sobie winni.
Rząd Helmuta Schmidta odmówił przyłączenia się do amerykańskich sankcji, nałożonych na PRL i ZSRR. Kością niezgody między sojusznikami był też gazociąg jamalski. Waszyngton próbował zablokować inwestycję, która mogła tchnąć nowe życie w słabnącą gospodarkę Kraju Rad. Europejczycy, pożądający taniego paliwa z Syberii, kontraktu na budowę nie zerwali. Zgodzili się jednak na zainstalowanie rakiet, które mogłyby razić cele w „miłującym pokój” Związku Radzieckim. Wywołało to wściekłość przeciwników wyścigu zbrojeń.
Protesty wybuchły we wszystkich krajach NATO, ale w Niemczech miały charakter najbardziej spektakularny. Pod bazą US Army w Mutlangen przez trzy lata z hakiem demonstrowali na siedząco młodzi pacyfiści, wspierani przez parlamentarzystów i celebrytów. Autorytetom moralnym z Kolonii, Hamburga, zachodniego Berlina i Zagłębia Ruhry przeszkadzała militarna obecność Stanów Zjednoczonych na starym kontynencie, a nawet samo istnienie Paktu Północnoatlantyckiego. Rakiety sowieckie, wymierzone w ich miasta, jakoś nie wzbudzały emocji.
Według zachodnioniemieckich intelektualistów RFN była za bardzo zamerykanizowana. Dla totalitarnej NRD mieli znacznie więcej zrozumienia i sympatii. Pierwszym zwiastunem nadchodzącego zjednoczenia był kult Michaiła Gorbaczowa, pleniący się po obu stronach żelaznej kurtyny. Zdezorientowani komuniści nie wiedzieli, jak zareagować na wiatr zmian, który unicestwił berliński mur, a potem całe czerwone imperium. Odpowiedzialny za tę katastrofę gensek – nieudacznik do dziś jest fetowany między Odrą i Renem jako mąż stanu, który położył kres zimnej wojnie.
Elity germańskiego pochodzenia
„Gorbi”, jak nazywają go Niemcy, mimowolny grabarz rosyjskiego imperium, ma już 90 lat. W zaświatach zapewne spotka jego twórcę, Piotra Wielkiego. Ciekawe, czy dojdzie do rękoczynów? Car otaczał się cudzoziemcami, o rodakach mając jak najgorsze zdanie. Ówczesna Rosja była dla Europejczyków krajem egzotycznym bardziej od Turcji osmańskiej. Na wschód od Rzeczpospolitej zapuszczali się jedynie awanturnicy, szukający drogi na skróty do znaczenia i bogactwa. W Moskwie istniała dzielnica zwana Słobodą Niemiecką. Zamieszkujący ją innostrańcy, w odróżnieniu od tubylców cieszyli się samorządem i wolnością wyznania.