Historia

Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944

Ryzykowały życiem. Uciekły z niemieckiego obozu jenieckiego o świcie 24 grudnia 1944 roku. W drodze do Lipska szukały schronienia w niemieckim kościele… To był zły pomysł.

Konkurs Świąteczny 2023
Wanda Kozłowska zaprzysiężona została do Armii Krajowej z pseudonimem „Takla” w 1942 roku. Była łączniczką kapitana „Żbikowskiego” Kazimierza Konata w Zgrupowaniu Wojskowej Służby Ochrony Powstania. Brała udział w szkoleniu sanitarnym i łączności, prowadzonym przez porucznika „Żuka” Witolda Zamędrowskiego. W pierwszym dniu powstania przydzielona jako łączniczka do dowódcy III Rejonu kapitana „Ratusza” Władysława Brzezińskiego. Następnego dnia przeniesiona do sztabu dowódcy IV Zgrupowania AK „Gurt”. Od 19 września łączniczka w 1 kompanii Zgrupowania „Gurt”. Kończyła powstanie w 2 Harcerskiej Baterii Artylerii Przeciwlotniczej „Żbik”.

Po kapitulacji powstania walczące w nim kobiety przewiezione zostały do Stalagu 344 w Lamsdorfie. 1 listopada wywieziono je wagonami do Stalagu IV B w Mühlbergu w Saksonii, położonym między Dreznem i Lipskiem. Od stacji kolejowej 1 256 Polek przemaszerowało trzy kilometry w padającym deszczu. Gdy doszły do obozu okazało się, że miejscowe władze nie zostały poinformowane o transporcie i dla ponad tysiąca kobiet zaczęto dopiero znosić do baraków sienniki i koce. Część przemoczonych i zziębniętych więźniarek przespała noc w zatłoczonych barakach na zabłoconych podłogach.

Rano okazało się, że podobóz z trzema rzędami baraków graniczył z obozem polskich jeńców z września 1939 roku i angielskich. Mężczyźni przez druty dostarczyli kobietom swetry, skarpety, szaliki i rękawiczki, a także żywność z paczek Czerwonego Krzyża. Jedzenie było tu znacznie lepsze niż w obozie w Lamsdorfie. Bochenek chleba na pięć kobiet, porcja margaryny i często odrobina marmolady, sera oraz od czasu do czasu konserw mięsnych. Na obiad pożywniejsza zupa, dziesięć ziemniaków i łyżeczka cukru.

Niemieckie władze obozowe zaakceptowały Anielę Cieszkowską „Reginę” jako polską komendantkę obozu. Zgodziły się na kontynuowanie rozpoczętego w Lamsdorfie szkolenia wojskowego i nauki z zakresu szkoły średniej, pogadanek, odczytów i imprez kulturalnych. Wsparcie duchowe uwięzione Polki miały od kapelana męskiego obozu ojca Roberta, francuskiego dominikanina, który odprawiał nabożeństwa i spowiadał. Wanda Kozłowska wspominała, że pięknie śpiewał piosenki prowansalskie i organizował życie kulturalne w obozie.
Stalag VI C Oberlangen – niemiecki obóz jeniecki w prowincji Emsland w północno-zachodnich Niemczech. Kobiety-jeńcy z powstania warszawskiego. Fot. za H. Walter, H. Nowak „W obozach”, w „Pełnić służbę: z pamiętników i wspomnień harcerek Warszawy 1939-1945”, PIW 1983, Domena publiczna, Wikimedia
Z Mühlbergu kilkaset uczestniczek Powstania Warszawskiego przewieziono wagonami kolejowymi do stalagu IV E w Altenburgu w Turyngii. 12 grudnia kobiety-oficerowie Armii Krajowej wywiezione zostały do obozu-oflagu Oberlangen przy granicy holenderskiej. W Altenburgu pozostały szeregowe i ze stopniami podoficerskimi.

„Tekla” Kozłowska 15 grudnia obchodziła dwudzieste urodziny. Z „Mają”, której prawdziwego imienia i nazwiska nie poznała nigdy, postanowiły uciec z obozu, przeznaczonego przez władze niemieckie do likwidacji. W przeciwieństwie do innych jenieckich obozów, ogrodzenie z drutów kolczastych nie było tu podłączone do prądu. Ustaliły między sobą, że najlepszą porą na ucieczkę będzie wczesna godzina poranna w Wigilię Bożego Narodzenia. Zamierzały dojść pieszo do Lipska, odległego o około 40 kilometrów od Altenburga. Liczyły na pomoc polskich kolejarzy, którzy kursowali między Lipskiem, Wrocławiem, Krakowem i Warszawą.

W niedzielę, 24 grudnia, o piątej rano przestał padać śnieg, ale silny mróz nie ustępował. Odziane w brudne, przepocone ubrania schowały do kieszeni kawałki chleba odłożonego z wczorajszej kolacji. Skradając się, podeszły do ogrodzenia z drutów. Tego ranka obozu pilnowało dwóch wartowników. Jeden, stary i wyraźnie zmęczony, chodził od budki wartowniczej wzdłuż ogrodzenia na odcinku liczącym około 200 metrów. Dochodząc do zakrętu, spotykał drugiego wartownika i krótko ze sobą rozmawiali.

Uciekinierki, ukryte za węgłem baraku, wykorzystały ten moment rozmowy wartowników, podbiegły do drutów i kalecząc dłonie, przeskoczyły na drugą stronę. „Tekla” zahaczyła nogą o drut i huknęła o ziemię. Wartownik usłyszał hałas. Zaczął się rozglądać. Dziewczyny ukryły się za budką. Widziały, że wartownik ich nie dostrzegł i kontynuował marsz wzdłuż ogrodzenia. Dziewczęta odczołgały się i powoli oddaliły od obozu.

Wigilia w niewoli

Ulice Warszawy opustoszały, jedynie widownie teatrzyków były zapełnione. W Masce grano „Gwiazdkę gwiazd”.

zobacz więcej
Miasteczko o tej porze było puste. Mieszkańcy jeszcze spali. Uciekinierki przeszły uliczkami do głównej drogi prowadzącej do Lipska. Po pokonaniu 17 kilometrów, doszły do miasta Borna. Z przekazanej mi relacji „Tekli” Kozłowskiej:

Pomiędzy zabudowaniami niskich domów z ogródkami widniała smukła wieża kościoła, do którego zdecydowałyśmy się wejść i zjeść wyniesione z obozu kromki chleba. Kościół nie był duży, ale przytulny. Po zjedzeniu chleba usnęłyśmy.

Obudziło mnie silne szarpnięcie. Przede mną stało kilku głośno rozmawiających ludzi, a ten, który mnie szarpnął, był w mundurze SS. Zaprowadzili nas na posterunek policji i przesłuchali. Po przesłuchaniu wsadzono mnie razem z wachmanem do pociągu, celem odstawienia do obozu w Altenburgu. Była Wigilia, starałam się o czymś pomarzyć, ale moja wyobraźnia była pusta. Pociąg jechał wolno, łagodnie kołysząc się na torach. Leżałam na podłodze i było mi ciepło. Ponieważ pociąg jechał do Altenburga przez Lipsk, mieliśmy tam przesiadkę.

Dworzec w Lipsku pełen był hałasujących ludzi i przyćmionego światła. Usiadłam przy stole, na końcu ławki. Obok mnie usiadł wachman. Na zegarze wybiła szósta wieczór. Nagle ktoś, przechodząc obok mnie, postawił na stole tekturową tackę z kiełbaską i kawałkiem chleba. Taka był moja Wigilia 1944 roku”.


***


Ze zlikwidowanego obozu w Altenburgu Wanda Kozłowska przeniesiona została do obozu w Oberlangen. Po wyzwoleniu podjęła służbę w polskich oddziałach we Francji i Wielkiej Brytanii. Po zakończeniu wojny dwa lata studiowała prawo na uniwersytecie w Oxfordzie, później w Technical College w Nottingham. Po powrocie do Polski w 1950 roku ukończyła studia na Politechnice w Łodzi. Wyszła za mąż.

Od 1996 roku Wanda Kozłowska-Wojciechowska była przewodniczącą środowiska IV Zgrupowania „Gurt” przy Światowym Związku Żołnierzy AK.

– Maciej Kledzik

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP2023
Tygodnik TVP jest laureatem nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zdjęcie główne: Widok na Bornę, stolicę powiatu Lipsk w Niemczech, w kraju związkowym Saksonia. Wśród domów wieże kościołów – w jednym z nich schowały się i zostały złapane dwie Polki, uciekinierki ze Stalagu. Fot. Brück & Sohn Kunstverlag Meißen – Praca własna, CC0, Wikimedia
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Zbrodnia Pomorska: Kto należy do narodu polskiego, musi zniknąć
Od września do grudnia 1939 roku na Pomorzu zamordowanych zostało 30 tysięcy osób w 400 miejscowościach.