Felietony

Tylko dla naprawdę wierzących

Dlaczego w takich Dębkach do jednej mszy staje w koncelebrze ośmiu księży? Dlaczego zamiast tego nie ma ośmiu mszy, co byłoby z wielkim pożytkiem dla wiernych, którzy nie schodzą przecież z plaży wszyscy o jednej godzinie?

– To jak, o szóstej przy plaży? – widok jest tyleż nieoczekiwany, ile imponujący: zamiast siedzieć z piwkiem, oni ciągną w upale piaszczystą drogą, żeby w prowizorycznej leśnej kaplicy, pod gołym niebem uczestniczyć w niedzielnej mszy. W czasie wakacji polskie wybrzeże pokazuje zupełnie inny obraz katolików i ich Kościoła niż ten znany z mediów.

Zastrzegam od razu, że nie będzie statystyk, procentów, tabelek i innych cudów z excela. Nie będzie nawet nazw, choć te najbardziej znane – jak na przykład Dębki – mogą się pojawić. – Dębkom już nic nie zaszkodzi – śmieją się z przekąsem bywalcy. Rzeczywiście, plaża wszystkich pomieści, choć tłum tam nieprawdopodobny. Ale mniej sławne fragmenty nadbałtyckich plaż? Letnicy wręcz błagają, żeby nie promować ostatnich miejscowości, w których jeszcze można pobyć w sosnowej głuszy, bez deptaków i dyskotek, bez straganów i smażalni. I bez innej infrastruktury w przybrzeżnym pasie.

W tym bez kościołów, choć przecież nie brakuje ich w naszym pięknym kraju. Ale w samej głuszy nie występują, są w miejscowościach odległych od plaży czy od plażowego lasu o kilka dobrych kilometrów. A ludzie chcą niedzielnej mszy – wbrew temu, co przeczytamy w codziennych doniesieniach o różnych wizerunkowych wpadkach Kościoła i w nieżyczliwych komentarzach. I chcą też plaży oraz niedzielnego dnia niezakłóconego wielokilometrową wyprawą do jakiegoś „city”. – Trzeba wybierać – powiedzą pryncypialiści. – Trzeba to zorganizować – powiedzą optymiści.

I faktycznie, organizują! Wzdłuż całego wybrzeża: od Kątów Rybackich, przez Jurate, Białogórę, Lubiatowo, Poddąbie czy Jarosławiec znajdziemy leśne „kaplice”. Właśnie „kaplice” – jednak wezmę to słowo w cudzysłów, bo często jest to tylko krzyż i minimalistyczny stół, nierzadko nawet bez żadnego daszku – w których w sezonie wakacyjnym gromadzą się w każdą niedziele ludzie.

Bezpośredni dostęp do szyszek, igliwia i patyków zapewnia rodzicom małych dzieci spokój – śmieje się czterdziestoletni prawnik z Warszawy, którego troje dzieci traktuje leśne msze jako nieodłączny element wakacji, a najstarszy synek z zapałem rozwija się w roli ministranta. – A już poważnie dodam, że tam przychodzą tylko ludzie naprawdę wierzący, bo komu innemu chciałoby się zasuwać z wózkiem i rowerkami po piaszczystej drodze – zaznacza.

Czego nie widać z lewicowej bańki

Jesteśmy społeczeństwem znacznie bardziej chrześcijańskim niż się nam wydaje – i nie chodzi o statystyki, tylko o postawy.

zobacz więcej
I z powodu tych ludzi to są takie świetne msze, bo panuje naprawdę atmosfera wiary. Zanim powiem dobre słowo o proboszczach z malutkich nieznanych nadmorskich parafii, zatrzymam się przy zwykłych świeckich. Choć zapewne raczej niezwykłych, bo jak inaczej nazwać ludzi dobrej woli, którzy bez żadnej zachęty, bez jakiekolwiek oczekiwania na pochwałę czy aprobatę przygotowują takie miejsce, troszczą się o kwiaty – owszem, leśne: wrzosy i nawłocie tworzą wszak piękną dekorację, ale trzeba o tym pomyśleć i przygotować – przywożą świece, przygotowują czytania i śpiew, nierzadko znajdują wśród chętnych do modlitwy ludzi grających na instrumentach, wreszcie służą jako ministranci.

Oczywiście, wszystko jest znacznie prostsze, kiedy w okolicy znajdują się na swoich letnich obozach różne grupy i stowarzyszenia: oazy, duszpasterstwa nie tylko akademickie, harcerze, wspólnoty rodzin i różne inne. Ale fenomenem są ludzie, którzy sami z siebie biorą się do pomocy przy organizacji leśnej mszy, bo tak im po prostu nakazuje poczucie obowiązku czy zwykła przyzwoitość. Niektórzy nawet może nie wiedzą, że prekursorem takich działań był – grubo ponad pół wieku temu – młody krakowski ksiądz Karol Wojtyła i prowadzone przez niego duszpasterstwo akademickie i postakademickie, które na wakacyjne szlaki wybierało miejsca w całej Polsce.

No, ale i tak najważniejszy jest ksiądz, bo wszystko można zorganizować, ale bez kapłana msza się nie odprawi. – Duży szacunek dla tych proboszczów znad morza, bo się zgadzają na różne nieprzewidziane sytuacje – mówi prawnik z Warszawy. – Raz harcerze, a raz artysta chce się produkować. Na co dzień mają parafijki po dwieście osób, a przez wakacje muszą sobie radzić z setkami ludzi z różnych stron, różnych kościelnych przyzwyczajeń, różnych oczekiwań. Zero rutyny, a jakoś wszystko się układa – podkreśla.
Caritas organizuje wakacje dla dzieci, nie tylko polskich, od lat. Na zdjęciu: wakacje 2014 roku dla dzieci z Ukrainy w Zboiskach, w ośrodku Caritas Archidiecezji Przemyskiej. Fot. PAP/Darek Delmanowicz
Ale jednak nie wszystko, bo łyżkę dziegciu dodała do mojej beczki coroczna bywalczyni sławnych Dębek, gdzie zjeżdża się „toute Varsovie” włącznie ze stołecznymi duchownymi, nierzadko też sławnymi.

– Kościołów i leśnych „kaplic” może nie brakuje, ale dostępności do mszy to, i owszem – mówi owa bywalczyni, zresztą osoba związana z Kościołem ślubami i bardzo mu oddana, co nie znaczy, że bezkrytyczna. – Może zaczniemy o tym wreszcie pisać i mówić: dlaczego w takich Dębkach do jednej mszy staje w koncelebrze ośmiu księży? Dlaczego zamiast tego nie ma ośmiu mszy, co byłoby z wielkim pożytkiem dla wiernych, którzy nie schodzą przecież z plaży wszyscy o jednej godzinie? Co by się stało jednemu czy drugiemu księdzu, gdyby odprawił msze w południe albo o 16.00? Przecież i tak zdąży się naplażować – narzeka nie bezpodstawnie, bo zajmuje się osobami niepełnosprawnymi i ma czas na mszę w różnych godzinach.

Ale na tej jednej łyżce dziegciu skończę, bo chcę przy okazji podzielić się wiedzą, którą z uporem godnym tej właśnie sprawy lansuję od lat. I od lat nie zgadzam się na biadanie zlewicowanych działaczy i publicystów narzekających, jak to tłumy dzieci nigdzie nigdy nie wyjadą, nie mają wakacji. Nic tylko szczaw i mirabelki.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Tymczasem pod egidą Kościoła – zarówno w sposób ściśle wyliczony, na koloniach i obozach Caritas, jak i bardziej luźny w różnych grupach parafialnych – odbywają się wakacje dla dzieci, młodzieży i rodzin. W tym roku, informuje Katolicka Agencja Informacyjna, po dwóch latach pandemicznej przerwy, blisko 15 tys. dzieci, w tym dwa tysiące z Ukrainy, skorzysta z wakacyjnego wypoczynku organizowanego przez Caritas. Caritas Polska dofinansowuje organizację tegorocznych wakacji kwotą blisko 2,8 mln zł: są to kolonie, półkolonie i wycieczki. Dla przykładu: Caritas Diecezji Kieleckiej (jedna z czterdziestu w strukturze ogólnopolskiej) organizuje w Chłapowie cztery 12-dniowe turnusy dla dzieci z domów dziecka, rodzin zastępczych, rodzin niepełnych bądź pozostających w trudnej sytuacji materialnej. W każdym z turnusów bierze udział ok. 90 uczestników. Wśród atrakcji są m.in. rejs statkiem z Władysławowa, wycieczki na Westerplatte, do Gdańska i Gdyni, zwiedzanie Daru Młodzieży i ORP „Błyskawicy”, ZOO, organy w Oliwie, latarnia morska w Rozewiu i oczywiście plaża.

Czy ta wiedza naprawdę jest tak niedostępna, że trzeba co roku od nowa wypisywać nieprawdę, że kościelne struktury nic nie robią dla biednych dzieci?

– Barbara Sułek-Kowalska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Siostry zakonne na plaży w Dębkach. Fot. Piotr Rybarczyk / Forum
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?