Jej akcja toczy się w niewymienionym z nazwy Kijowie na przełomie roku 1918 i 1919. To okres wojny domowej, która wybuchła w Rosji po przewrocie bolszewickim. Ukraina próbuje się wybić na niepodległość. W kraju tym trwają boje o władzę. Stronami konfliktu są: Hetmanat (do pewnego momentu pod patronatem Niemiec), na czele którego stoi Pawło Skoropadski, oraz Dyrektoriat Ukraińskiej Republiki Ludowej pod przewodnictwem Symona Petlury. Ale żadna z tych sił nie zdobędzie Ukrainy. Ostatecznie zwycięstwo odniosą bolszewicy.
W ten dramat wplątana jest rodzina Turbinów. To rosyjscy inteligenci, którzy są świadkami i uczestnikami dziejowego kataklizmu. Wokół nich rozlega się dezinformacyjny zgiełk. Stawiają oni, wbrew rozmaitym okolicznościom, na Hetmanat (zresztą porzucony przez Skoropadskiego, który zbiegł do Niemiec). Obawiają się zarówno komunizmu, jak i ukraińskiego nacjonalizmu. Wojska Petlury zdobywają Kijów, ale władza Dyrektoriatu w tym mieście trwa zaledwie półtora miesiąca.
„Biała gwardia” została napisana w pierwszej połowie lat 20. (później powstała też jej wersja teatralna – sztuka „Dni Turbinów”). Z wydaniem powieści były kłopoty. Za życia Bułhakowa utwór nie ukazał się w pełnej wersji. A Józef Stalin osobiście się przyczynił do tego, że pisarz od roku 1929 był objęty zakazem druku. Pozwolono mu tylko pracować w teatrze.
W „Białej gwardii” mnóstwo jest wątków autobiograficznych. Za prototyp Aleksieja Turbina można uznać samego Bułhakowa, który, tak jak ta postać, był z zawodu lekarzem wenerologiem. Pisarz w powieści portretuje, fragmentami autoironicznie, klasę społeczną, do której sam należał. Odsłania jej lęki, uprzedzenia, naiwne nadzieje.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Dziś trudno uczynić z „Białej gwardii” propagandowy użytek w którymkolwiek kierunku. Stąd biorą się pretensje Ukraińców do jej autora. Oni potrzebują afirmacji swoich narodowych bohaterów, w tym i Petlury, bez jakichkolwiek niuansów. A tego w powieści Bułhakowa szukać próżno.
Co więcej, w „Białej gwardii” są sceny, które biją w wizerunek Ukraińców. To choćby mord na Żydzie dokonany przez ukraińską tłuszczę. Można również wskazać szyderstwo z tych rosyjskojęzycznych mieszkańców Kijowa, którzy usiłując dowieść, że są Ukraińcami, w neofickim zapale nieudolnie starają się mówić po ukraińsku.
Bułhakow zarazem ujawnia jednak pogardę żywioną przez Rosjan względem ukraińskiej tożsamości kulturowej. I w tym przypadku czytelnikowi przychodzą do głowy rozważania, czy pisarzowi chodziło o obnażenie kompromitującej, godnej potępienia, postawy czy o pokazanie takich zachowań, jakie mogłyby być także jego udziałem.
Kiedy Bułhakow pisał „Białą gwardię” w ZSRR zaczęła być wdrażana polityka „korienizacji” („zakorzeniania”). Polegała ona na faworyzowaniu lokalnych tożsamości etnicznych w celu przezwyciężenia odziedziczonego po caracie „wielkomocarstwowego szowinizmu”. Realizowano ją także w Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej. Zamieszkujący ją Rosjanie byli ukrainizowani.