Felietony

Czy Bóg potrzebuje polityki?

Oczywiście, przez stulecia nie każdy chrześcijański król żył zgodnie z ideałem. Nie każdy władca mógł być Teodozjuszem czy choćby św. Ludwikiem IX, królem Francji (1214–1270). Ale „prymat tego, co duchowe” oznaczał, że autorytet duchowy (Kościół) mógł dyscyplinować, a nawet obalać małych i dużych przyszłych tyranów Europy. Wiążąc wspólnotę polityczną z władzą wyższą – właściwie najwyższą, augustiańska polityka oswoiła bestię ziemskiej władzy.

Dzięki uprzejmości krakowskiego wydawnictwa Esprit drukujemy fragment książki „Niezerwane więzi. Odkrywanie mądrości tradycji w czasach chaosu” Sohraba Ahmariego, amerykańskiego dziennikarza, emigranta z Iranu, który w 2016 roku został katolikiem. Przekład Małgorzaty Samborskiej.

Ludzie współcześni, od sławnych filozofów po zwykłych osobników z całego spektrum politycznego, są pewni, że religia i polityka nie mieszają się i nie powinny się ze sobą mieszać. A ponieważ nie możemy się zgodzić co do najważniejszego celu czy ostatecznego sensu ludzkiego życia, ich tok myślenia jest taki, że polityka musi być „neutralnym gruntem”, gdzie obywatele mogą walczyć o kwestie „świeckiej” polityki publicznej, bez wtrącania się przez Boga w to, ile podatków płacą bogaci, jak traktujemy imigrantów i uchodźców, jak organizujemy opiekę zdrowotną i tak dalej. Sprawy duchowe należą tym samym do sfery prywatnej: każdy obywatel może się trzymać swojej prywatnej wizji ostatecznego sensu – w tym, co najważniejsze, przekonania, że życie nie ma żadnego znaczenia.

Takie stanowisko byłoby niezrozumiałe dla przednowoczesnego Zachodu. Ani tradycja judeochrześcijańska, ani grecko-rzymska nie wprowadziły tak ostrego rozróżnienia między „religią” a „polityką”. A jednak obecnie większość chrześcijan uważa, że takie rozdzielenie jest nie tylko możliwe, lecz nawet pożądane: w końcu czyż sam Jezus nie pouczał swoich wyznawców, aby oddawali „cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mk 12, 17)? Czy przed kaźnią nie powiedział Piłatowi: „Królestwo moje nie jest z tego świata” ( J 18, 36)? W tym ujęciu królestwo niebieskie jest skażone, gdy miesza się z ziemskimi królestwami. Czy Bogu potrzebny jest miecz cezara? Czy Bóg potrzebuje polityki?

Rzym w Afryce

Jesienią 410 roku afrykańskie wybrzeże Morza Śródziemnego było świadkiem bardzo smutnego widoku: tysiące mężczyzn i kobiet z wszystkich klas społecznych – szlachetnie urodzonych i ich sług, prawodawców, kapłanów i rzemieślników – wysiadało ze statków, które przewiozły ich przez morze z Italii /.../

Byli oni uciekinierami z Rzymu najechanego przez barbarzyńców. 24 sierpnia 410 roku Alaryk, wódz Wizygotów, zdobył ostatnie mury obronne po dwuletnim oblężeniu, które doprowadziło Rzymian do klęski głodu i do kanibalizmu. Najazd był katastrofą na skalę, którą dziś trudno nam sobie wyobrazić.
Zdobycie Rzymu przez Wizygotów pod wodzą Alaryka. Fot. Ipsumpix/Corbis via Getty Images
Chociaż stolica Zachodniego Cesarstwa Rzymskiego została już wtedy przeniesiona do Rawenny, Rzym nadal był głównym ośrodkiem przyciągającym cały łaciński Zachód, miejscem zamieszkania wielu senatorów, dostojników religijnych i licznych szlachetnie urodzonych /…/ Rzym, jak napisał wybitny znawca późnego antyku, Peter Brown, ,„był symbolem całej cywilizacji. To było tak, jakby pozwolono armii splądrować Opactwo Westminsterskie albo Luwr”.

Dla ocalałych poczucie psychicznej niepewności było w pewnym sensie gorsze niż zniszczenia materialne. Brown cytuje św. Hieronima, wielkiego łacińskiego biblistę i tłumacza, który przemawiał w imieniu całego cywilizowanego świata, gdy zastanawiał się nad kwestią: „Jeśli Rzym może zginąć, to co może być bezpieczne?” Naprawdę mogło być o wiele gorzej. Alaryk i jego lud przez wiele lat zamieszkiwali peryferie imperium. Nie byli zupełnie obcy ani nie byli zupełnymi poganami, lecz w pewnym sensie chrześcijanami, wyznawcami heretyckiej sekty, dla której Jezus został stworzony przez Boga Ojca, a nie był współistotną Osobą Trójcy Świętej.

Z tego powodu barbarzyńcy oszczędzili przynajmniej niektóre kościoły oraz tych, którzy się w nich schronili. Ponadto, jak się wkrótce okaże, barbarzyńcy nie byli „niczym więcej niż ambitnymi szantażystami”, którzy zapragnęli tylko dostać stosowny kawałek tortu władzy. Żądali rent (nieco komiczne) i wysokich stanowisk w rzymskiej administracji. Z takimi ludźmi można było negocjować. Mimo to złupienie Rzymu b y ł o złupieniem, a Wizygoci zafundowali Rzymianom pełną gamę okrucieństw, które natychmiast kojarzą się ze słowami „najazd barbarzyńców”: grabieże, tortury, gwałty, masakry. Jakby tych cierpień było mało, ocaleni, którzy uciekli do Afryki, musieli się zmagać z kolejnymi upokorzeniami.

Czy Ukraina powinna „bronić się siłą”?

Papież Franciszek uważa, że nie.

zobacz więcej
Spędziwszy życie w Wiecznym Mieście, pośród gwaru podniosłych łacińskich przemów dobiegających z Forum, znaleźli się na całkowitym odludziu. Kartagina, stolica rzymskiej Afryki, pozostała żywym, dynamicznym miastem. Jednak cały region stracił wiele ze swojego pogańskiego splendoru /…/ .

Droga, stara religia

Co się wydarzyło? Jak to się stało, że wybitni Rzymianie upadli tak nisko? Dla niektórych pogan wśród uchodźców źródło ich nędzy nosiło żydowskie imię: Jezus. Członkowie tych wąskich, lecz wpływowych kręgów nigdy nie przyjęli religii chrześcijańskiej. Byli w pewnym sensie konserwatystami, zbierali się w salonach, by z nostalgią wspominać politeistyczną przeszłość, z jej „drogą, starą religią” opisaną w epickiej poezji przez Wergiliusza (70–19 przed Chr.). To właśnie z niej, a nie z jakiejś judejskiej, świętej księgi Rzymianie mieli się uczyć swojej chwalebnej historii i prawdziwych religijnych obowiązków. Gdyby tylko Rzym trzymał się starych obyczajów, argumentowali, sprawy potoczyłyby się inaczej.

Najwyraźniej ten niedoszły król żydowski, którego namiestnik rzymski skazał na śmierć, nie zdołał zapewnić Rzymowi bezpieczeństwa. „Dlatego powrót do bogów ich przodków był koniecznością” – podsumowuje sposób myślenia konserwatystów Edmund Waldstein.

Ten neopogański zryw i związane z nim sentymenty stanowiły poważne zagrożenie dla politycznej pozycji chrześcijaństwa. Podczas gdy obowiązujące prawa podtrzymywały wiarę chrześcijańską, konserwatyści wciąż mogli korzystać z pogańskich sieci wsparcia rozciągniętych po całym imperium, a zwłaszcza wśród uczonych i szlachetnie urodzonych.

Z perspektywy Kościoła, twierdził Brown, niebezpieczeństwo polegało na tym, że konserwatyści mogliby użyć swojej władzy do „umocnienia prestiżowej tradycji” – religii dziadka! – „przeciwko rozprzestrzenianiu się chrześcijaństwa” właśnie wtedy, gdy masy odczuwały skutki splądrowania Rzymu. Kto w rzymskiej Afryce mógł odpowiedzieć na te oskarżenia wobec Boga Jedynego?

Tak się złożyło, że region ten był domem niezwykle wpływowego chrześcijańskiego mędrca. Był to człowiek głęboko zakorzeniony w afrykańskiej ziemi, ale zdobył wstęp do najlepiej wykształconych kręgów włoskiego społeczeństwa. Znał na wylot nie tylko Biblię, lecz także dzieła Cycerona, Salustiusza, Marka Terencjusza Warrona oraz innych pogańskich uczonych. Wspiął się na szczyt łacińskiego oratorstwa, sztuki, którą neopoganie czcili najwyżej. Tym człowiekiem był Augustyn, katolicki biskup Hippony. Kiedy przybyli uchodźcy, Augustyn miał prawie sześćdziesiąt lat i podupadł na zdrowiu. Pokonanie neopogan miało stanowić magnum opus et arduum , „wielkie i żmudne dzieło” jego ostatnich lat życia/…/.

Jak wykorzenić rozpustę?

Augustyn poświęcił resztę swojego życia aż do śmierci w 430 roku myśleniu dla Kościoła i o Kościele, któremu teraz pomagał przewodzić. Jako biskup rzymskiej Afryki reagował na wydarzenia zarówno lokalne, jak i światowe, rozwiązując liczne dylematy, wielkie i małe, powstające na skutek dramatów tamtych czasów.
Święty Augustyn ze swoją matką św. Moniką. Obraz z 1854 roku z kolekcji londyńskiej National Gallery. Fot. Fine Art Images/Heritage Images/Getty Images
Jak Kościół miał sobie radzić z fanatycznymi sekciarzami, którzy odmawiali uznania jakichkolwiek innych biskupów i innych wspólnot poza swoimi? Czy właściwe było odwoływanie się do władz rzymskich w celu przymuszenia do posłuszeństwa tych oraz innych heretyków? Jeśli tak, to jakimi środkami? Bardziej prozaicznie, jak miał wykorzenić rozpustę we własnej owczarni – co najważniejsze, nie zamykając przy tym bram dla tłumów zwykłych grzeszników i nie pozostając ostatecznie samemu z Kościołem zbyt „czystym”, by objąć całą cywilizację?

Nadrzędny problem dotyczył Boga i polityki. Czy rząd ma jakąś rolę do odegrania w propagowaniu wiary? I czy taka wiara działa na korzyść czy na szkodę życia obywateli? Bezpośrednie wyzwanie, jak widzieliśmy, rzucili neopogańscy konserwatyści. Twierdzili, że przed powstaniem chrześcijaństwa Rzym zgromadził wielkie bogactwa i zajął olbrzymie terytoria. Ich pogańscy przodkowie byli ludźmi godnymi podziwu, którzy podporządkowali swoje namiętności rozumowi w pogoni za wielką wizją. Czyż nie zbudowali wspaniałej wspólnoty (res publica )? I czyż nawrócenie na chrześcijaństwo nie pogrążyło tej wspólnoty w chaosie?

Pamiętajmy o tym, że przemijamy

Wprawdzie udaje ci się odsunąć śmierć, ale czy uda ci się ją usunąć?

zobacz więcej
Augustyn mógł zobaczyć członków swojej zdemoralizowanej owczarni, ulegających mrocznym powabom tych pytań. Byli przeklęci, wzdychał w liście, z „konstytucją tak słabą, że ucisk, względnie lekkie utrapienie” może sprawić, że się zachwieją, nie mówiąc już o straszliwej „udręce” napaści barbarzyńców.

Powstała jeszcze bardziej niepokojąca kwestia: co by się stało, gdyby rzymska elita również uległa takiemu samemu sposobowi myślenia? Czy połączone siły masowej i elitarnej demoralizacji mogły zachwiać wciąż nowym statusem chrześcijaństwa w imperium? Broniąc się przed neopoganami, Augustyn przedstawił ostrą krytykę rzymskiej przeszłości. Nie oddając czci jedynemu Bogu, ripostował, Rzymianie nie zdołali zrealizować swojej wizji republiki/…/ .

Czy pogańscy Rzymianie byli narodem funkcjonującym według jasnej definicji swojego własnego mistrza, męża stanu i oratora? Czy rzymska polityka była p r a w d z i w ą polityką, a ich życie obywatelskie – p r a w d z i w y m życiem obywatelskim? Augustyn tak nie uważał. Aby skarcić dumę swoich rodaków, przedstawił całą historię ludzkości jako opowieść o dwóch miastach: mieście ziemskim, które szuka swojego najwyższego dobra na tym świecie, oraz mieście Bożym, które szuka go w świecie przyszłym. To było jego wielkie i żmudne dzieło podjęte po złupieniu Rzymu przez Wizygotów. Zatytułował ten opasły tom „Państwo Boże”. /…/

Po krańce ziemi

Rzymianie pocieszali się opowieściami, jak to upowszechniają rządy rozumu aż po krańce ziemi. Wergiliusz, którego neopoganie tak szanowali, śpiewał o „sprowadzeniu całego świata pod [rzymskie] prawa”. Jak zauważyła współczesna badaczka antyku Eve Adler, ta ideologia imperialna wzywała do „powszechnego pokoju”, który tylko Rzym mógł zaprowadzić poprzez podporządkowanie sobie wielu narodów. Augustyn zdemaskował libido dominandi, „żądzę panowania”, która czaiła się za tymi wzniosłymi ambicjami. „Precz rozwiać trzeba mgłę przesądów – pisał biskup Hippony – i spojrzeć prosto w oczy nagim zbrodniom; bez osłony je osądzić!” /…/
Wandalowie Genzeryka lądują w Afryce w 428 roku. Rycina pochodzi z publikacji „The migration of peoples” z 1905 roku. Fot. Fototeca Gilardi/Getty Images,
Polityka jest jednak tylko jednym z aspektów tego dzieła, które stanowi monumentalne osiągnięcie w dziedzinie teologii, filozofii, historii i literatury. Przez szesnaście stuleci zawarte w nim argumenty były przedmiotem szczegółowych badań i debat. A jednak pozostają one wciąż aktualne dla każdego pokolenia, dzięki uniwersalności problemów, które Augustyn poruszał, oraz moralnej czystości i stylistycznej werwie, z jaką to czynił.

Augustyn nie doczekał się jednak owoców swojej wytężonej i żmudnej pracy. Ledwie ukończył „Państwo Boże”, a znów przyglądał się, jak jego ziemskie państwo od nowa ogarnia chaos. W roku 429 osiemdziesięciotysięczna armia barbarzyńców wkroczyła do rzymskiej Afryki, z Genzerykiem, królem Wandalów, na czele. Skłóceni lokalni przywódcy i cesarska administracja zostali zaskoczeni, nie było prawie żadnej obrony wartej wspomnienia.

Brown ujął to bardzo dosadnie: „Rzymskie panowanie w Afryce się załamało”. Wandale dopuszczali się okrucieństw na członkach Kościoła afrykańskiego: niszczyli miasta, gwałcili kobiety i dziewczęta, torturowali biskupów i księży, grabili wszystko, co nie było przytwierdzone do ziemi. Dzieło życia Augustyna dosłownie legło w gruzach/…/.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Nie jest przesadą stwierdzenie, że Augustyn wyznaczył polityczny kurs dla zachodniego chrześcijaństwa na następne tysiąclecie. Jego teorie dały początek ideałowi chrześcijańskiego męża stanu: władcy zobowiązanego do obrony słabych i służenia wspólnemu dobru wszystkich, który postrzega uczciwe rządy i dobrobyt dusz jako różne aspekty tego samego całościowego przedsięwzięcia, który nie szuka własnej, przemijającej chwały, lecz nieprzemijającej chwały państwa Bożego.
Oczywiście, przez stulecia nie każdy chrześcijański król żył zgodnie z opisanym ideałem. Nie każdy władca mógł być Teodozjuszem czy choćby św. Ludwikiem IX, królem Francji (1214–1270). Ale „prymat tego, co duchowe” oznaczał, że autorytet duchowy(Kościół) mógł dyscyplinować, a nawet obalać małych i dużych przyszłych tyranów Europy. Wiążąc wspólnotę polityczną z władzą wyższą – właściwie najwyższą, augustiańska polityka oswoiła bestię ziemskiej władzy. Bóg niczego nie potrzebuje. Ale Bóg Biblii pragnie przemienić wszystko, co nas otacza, także nasze państwa. Chce „pomóc naszej politycznej naturze znaleźć uzdrowienie”, jak to trafnie określił Waldstein.

Dla uszu zahartowanych w liberalnych poglądach może to brzmieć jak wielkie, przerażające założenie w rozprawie na temat celów polityki. Jednakże sam liberalizm wywołał wstrząs, gdy stwierdził, że całkowicie odsuwa politykę od wspólnego poszukiwania „najwyższego dobra w życiu człowieka”. Dziś same słowa „najwyższe dobro” przywołują widma krwawych wojen religijnych i prześladowań. Dla liberałów takie uporządkowanie życia ludzkiego musi ze sobą nieść „przymus”, jakiego nie jesteśmy gotowi przyjąć /…/.

Społeczeństwa liberalne s t o s u j ą więc przymus. Co więcej, przekonanie, że nie możemy poznać, a tym bardziej ustanowić prawem najwyższego celu ludzkości, jest samo w sobie metafizycznym, a nawet duchowym twierdzeniem i leży w samym sercu projektu nowoczesności. Jego bogiem jest nieskrępowane „ja”. A oddawanie czci takiemu bogu nieuchronnie będzie miało konsekwencje polityczne: ogromne nagromadzenie kapitału, w dużej mierze skoncentrowanego w niewielu rękach; destrukcyjną kulturę oferującą kalejdoskopowy styl życia; ciężko zbrojne imperium handlowe. Takie są okoliczności stałego podsycania powszechnego niezadowolenia w całym rozwiniętym świecie w naszym stuleciu.

– Sohrab Ahmari

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Tytuł i śródtytuły od redakcji
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Esprit
O książce

Czy Bóg jest rozsądny? Czy Bóg szanuje człowieka? Po co jest wolność? Czy seks jest sprawą prywatną? Dlaczego Bóg chciałby, żebyś wziął dzień wolny? To tylko kilka z dwunastu pytań, na które szuka odpowiedzi Sohrab Ahmari, urodzony w 1985 roku Irańczyk, którego rodzice wyemigrowali do USA, kiedy syn miał 13 lat, aby żył w wolnym kraju. Mieli pieniądze, żeby go kształcić, toteż Sohrab Amari ukończył dobre szkoły i odpowiednie fakultety, po czym – nieoczekiwanie, po kilku latach ateizmu, choć rodzina i tak nie była religijna – wybrał katolicyzm.

Wielkie wrażenie wywarła na nim historia św. Maksymiliana Kolbego, do tego stopnia, że nazwał tak swego syna. I to właśnie jemu poświęcił książkę, bo chce mu przekazać „wartość trwałych ideałów wbrew kulturze, która będzie go przekonywała, ze najlepsze jest wszystko co najnowsze, że wszystko jest do uzgodnienia i jest przedmiotem kontraktu i zgody, że nie ma żadnego innego celu naszego doczesnego życia jak tylko spełniać swoje zachcianki”.

W 2021 roku przestawił książkę, w której swobodnie posługuje się myślą wielkich postaci kultury chrześcijańskiej – jak święty Tomasz z Akwinu, święty Augustyn, John Henry Newman czy Clive Staple Lewis i czarnoskóry pastor Kościoła baptystów Howard Thurman – i przykładami ich życia. Ale nie tylko, bo zaprosił na łamy swojej książki kilka innych znanych i mniej znanych postaci. Jest tutaj na przykład Abraham Joshua Heschel, wybitny filozof i rabin, urodzony w Warszawie, którą opuścił w 1940 roku – jego córka Susannah, także profesor filozofii, uświetniła teraz, 17 października, inaugurację Centrum Relacji Katolicko-Żydowskich im. A. J. Heschela na KUL. Ale jest i diametralnie inna postać, Andrea Dworkin, głośna skrajna feministka amerykańska, która walczyła z pornografia i prostytucją – i jak pisze Ahmari „poniosła całkowitą klęskę”. Jak autor połączył te postaci i co wyciągnął z ich myśli?

Sohrab Ahmari jest redaktorem naczelnym „New York Post”, współpracuje z „The Catholic Herald” i jest felietonistą prestiżowego miesięcznika „First Things”.

– bsk
Zdjęcie główne: Posąg św. Augustyna na fasadzie kościoła pod wezwaniem tego świętego w mieście Cadiz w hiszpańskiej Andaluzji. Fot. PHAS/Universal Images Group via Getty Images
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?