Felietony

Peregrynacje Potiomkina

W wielkiej, oświetlonej tysiącświecowymi żarówkami sali, na trzech obitych blachą cynkową stołach leży to, co dość dawno temu było Grigorijem Aleksandrowiczem Potiomkinem. Na pierwszym stole – kość udowa, na drugim – miednica, na trzecim – żuchwa. Do żuchwy podpięte są druciki, które z jednej strony prowadzą do akumulatora wymontowanego z Tesli (model 3 Long Range – nie w kij dmuchał, 82 kWh!), a z drugiej – do iPhone’a.

Jak poinformowały agencje 26 października, rosyjskie władze okupacyjne zadecydowały o „ewakuowaniu” z Chersonia szczątków księcia feldmarszałka Grigorija Potiomkina: kochanka i doradcy Katarzyny II, pogromcy Kozaków, wielkorządcy Krymu i Noworosji.

Ekipie ekshumacyjnej można tylko współczuć: ofensywa ukraińska postępuje, lada moment oddziały dotrą nad brzeg Dniepru. Pośpiech (rozkaz p.o. gubernatora z moskiewskiego nadania Wołodymyra Saldo dotarł telefonicznie dwie godziny wcześniej), kanonada (artyleria ZSU kładzie już ogień na rzece) i grzeb się teraz w jakiejś piwnicy. Prądu nie ma już od tygodnia, generator na wysokich obrotach (bez światła w ogóle nie ma o czym mówić), aż głowa boli od spalin i dziabaj, człowieku, dziabaj na ślepo szpadlem w ciasnej krypcie…

Byłoby łatwiej, gdyby nie Paweł I, imperator Wszechrosji. Tak mścił się pośmiertnie na mamusi, że zmieniał na odwyrtkę wszystkie jej ukazy. W 1791 Katarzyna II kazała Potiomkina zabalsamować i pochować w krypcie – tedy Paweł, gdy objął tron pięć lat później, czym prędzej polecił zwłoki „wyjąć z ołowianej trumny i zakopać gdzie bądź w krypcie, zacierając ślady tak, by dokładne miejsce pochówku nie było znane”. Gdy po kolejnych kilku latach uciszono Pawła poduszką, nikomu nie przyszło już do głowy przekładać feldmarszałka z powrotem. I szarp się teraz, człowieku. Smród diesla (załóżmy, że to diesel), serie z ulicy Perekopskiej słychać aż tutaj, a ty podważaj tę granitową posadzkę, zimno, gruz, weź uważaj z tym łomem, Stiopa…!

Gdzie te pióropusze

Jest coś. Jakaś duża, na pewno udowa. A to? Miednica chyba, bierzemy. Identyfikacja? Żarty jakieś. Katarzyna kazała wprawdzie włożyć kochankowi do trumny swój miniaturowy portret wysadzany diamencikami, ale jego losy są niepewne co najmniej od czasu eksmisji z końca XVIII wieku. Po drodze były jeszcze dwa remonty cerkwi, jej dwie desakralizacje dokonane przez Sowietów (w 1922 i powtórnie w 1962), „inwentaryzacja” nazistów (1941), ofensywa (1944), trzy pożary, jedna powódź i jedna jelcynowska reprywatyzacja. Jaki portret, wariacie? Bierz jeszcze tę żuchwę i zawijamy się, ruchy, ruchy, Stiopa!
Sobór św. Katarzyny w Chersoniu, ufundowany przez Potiomkina – został w nim pochowany w 1791 roku. Fot. Nataliya Shestakova, Praca własna, CC BY-SA 4.0, Wikimedia
Trzasnęła klapa czekającego z włączonym silnikiem UAZa czy raczej pobiegli z wielką ceratową torbą, kuląc się, przez pobliski Park Chwały (sowieckiej) do czekającej na nadbrzeżu motorówki? Tego dowiemy się dopiero z relacji świadków albo z zeznań. W każdym razie feldmarszałek ruszył w dalszą podróż.

A kiedyś to było, kłapie z oburzeniem żuchwa, kiedyś to było… „Gdy wynoszono ciało księcia, po obu stronach orszaku ustawiły się oddziały. Rozległo się jedenaście salw, którym towarzyszyło bicie dzwonów ze wszystkich cerkwi w Chersoniu. Na początku procesji maszerował szwadron huzarów i pułk kirasjerów. Przy żałobnym dźwięku bębnów na plac wyszło stu dwudziestu żołnierzy z pochodniami w czarnych pióropuszach ze strusich piór i w kapeluszach z czarną woalką z motywem fleur-de-lys. Za nimi postępowało dwudziestu czterech sierżantów w białych pelerynach, miejscowa szlachta, generałowie i duchowieństwo. Następnie szli oficerowie, niosąc regalia: ikonę podarowaną przez cesarzową, medale, klucz szambelański, buzdygan i miecz hetmański, laskę marszałkowską i sztandar. Za nimi jechał powóz obszyty czarnym aksamitem i ciągnięty przez osiem koni” (fragment relacji z 1791). No i proszę: kiedyś czarny aksamit i osiem koni, a dziś ubłocony UAZ i szpadel, który Stiopa wbija mu bez uszanowania między żebra. Ech…

– Jaki imperator, takie ceremonie, Grigoriju Aleksandrowiczu.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Dziwni ci Rosjanie: zostawili na Ukrainie ze 30 tysięcy zwłok własnych żołnierzy, za nic mając obowiązek Antygony, a ewakuowali ceratową torbę wypełnioną ziemią z gruzem i glistami.

Kradną szczoteczki, zostawiają zęby

Ale u nich to tak zawsze. Zabierają, wywożą, co się da: pralki, suszarki, walonki, nocniki, żarówki, pampersy, grabie, karetki, motopompy, gaźniki, wózki z supermarketów i wózki dziecięce, „karafkę, szklankę, nóż i chleb, fajanse, kryształ, stół, zastawę, bieliznę, zegar, nocnik, w kącie kurz…”. Wędrowny naród, nie ma co (jednak co Ludy Stepu, to Ludy Stepu, cieszyłby się Gumilow). Wszystko prawie jak w poemacie Adama Zagajewskiego „Rosja wchodzi do Polski”:

Przez łąki i miedze, przez miasta i lasy
idą armie konne i piesze, idą konie,
armaty, chłopcy i starzy żołnierze, dzieci,
biegną chude charty, sypie się pierze,
jadą sanie, kibitki, fiakry, moskwicze,
płyną statki, tratwy, pontony,
toną łodzie, parowce, łódki z kory,
lecą balony, rakiety, bombowce,
pociski moździerzy gwiżdżą modne arie,
słychać jęki chłostanych i męskie rozkazy,
pieśni jadą w powietrzu jak nuty stalowe,
ciągną jurty, namioty, napinają się liny
i lniane dygoczą w górze chorągwie.


Prawie tak samo, tylko w odwrotnym porządku: ewakuowane są, gdy trzeba, armaty, kibitki, fiakry, moskwicze, pralki, suszarki, tratwy, pontony, jurty, namioty, parowce, łódki z kory i miednica przystojnego feldmarszałka.

Polityka, seks i szpiedzy w sypialni – historia Katarzyny Wielkiej

Caryca dla kochanków była bardzo szczodra, Stanisława Augusta Poniatowskiego nagrodziła tronem Polski.

zobacz więcej
No dobrze, ale właściwie po co Rosjanie to zrobili? Porzucają zwłoki swoich żołnierzy i swoich rannych, zostawiają za sobą świadectwa tortur i świeżo założone koncłagry, całe garście wyrwanych podczas przesłuchań złotych zębów i złom czołgowy, protokoły przesłuchań i pełne skrzynki odznaczeń – a wysyłają pięcioosobowe nekrokomando po kość krzyżową kochasia Katarzyny? Czy nie za dużo tych względów dla niegdysiejszych uczuć?

Uczeni interpretatorzy twierdzą, że chodzi o politykę historyczną. Bo przecież zasługi Potiomkina nie ograniczają się do łożnicy: to on przekonał Katarzynę II do zerwania zawartego w 1774 z Turcją pokoju w Küczük Kajnardży, do ofensywy na Krym i na stepy czarnomorskie i do utworzenia prowincji Noworosji, rozciągającej się od Mołdawii po Morze Azowskie.

Jako jej gubernator dwoił się i troił: zakładał stocznie i winogrady, sady i garnizony, hodowle jedwabników i muflonów, Chersoń i Odessę (tylko z uniwersytetem i operą mu się nie udało). „Wioski potiomkinowskie”, wznoszone przezeń jakoby z płótna podczas podróży wizytacyjnej Katarzyny II, ulubiona anegdota wszystkich powątpiewających w propagandę rosyjską, to zdaniem biografów feldmarszałka, od Aleksandra Panczenki po Simona Sebaga-Montefiore, raczej zmyślenie zawistnych. Ale że popisywał się przed Imperatorową – nie ulega wątpliwości: to zasadził na piachu dojrzewające drzewka brzoskwiniowe, to, by rozbawić Dostojną Przyjaciółkę, powołał z rosyjskich i greckich szlachcianek Odessy (na szczęście przyjęcie nominacji wiązało się jedynie z przywdzianiem purpurowych pantalonów) „rotę Amazonek”…

Kto rozgonił Sicz?

Tak, zasługi Potiomkina dla forsownej modernizacji Noworosji i utwierdzenia tam rosyjskiego panowania są niewątpliwe. Ale na ile stał się on tym samym częścią ukraińskiego panteonu? Na ile – jak twierdzą zgodnie politruk Władimir Tichomirow i Marc Santora z „The New York Times’a” – kradzież jego doczesnych szczątków (oczywiste przestępstwo; UNESCO już jakiś czas temu uruchomiło dochodzenie w sprawie rosyjskich zbrodni dotyczących niszczenia zabytków na Ukrainie) jest próbą uszczuplenia, jeśli nie zniszczenia ukraińskiej tradycji i pamięci?

Biorąc pod uwagę, że to Potiomkin ostatecznie zlikwidował zbrojnie Sicz Zaporoską i zesłał do cel na Sołowkach ostatniego atamana koszowego Petro Kalnyszewskiego oraz większość ówczesnej starszyzny kozackiej – nie przeceniałbym zasług feldmarszałka dla współczesnej ukraińskiej tożsamości. I nie sądzę, żeby oprycznicy z Kremla na serio sądzili, że uda im się tę tożsamość zniszczyć przy pomocy szabrowania szczątków.

Wiem, że to niepoważne, ale moja wyobraźnia – wykształcona na Bułhakowie, podkarmiona opowieściami Andrzeja Pilipiuka o Jakubie Wędrowyczu, a dodatkowo rozkołysana supermarketowymi ofertami na halloween (tubka sztucznej krwi, dynia i trzy zmywalne blizny za jedyne 19,99!) – uparcie prowadzi mnie w stronę zgoła innej wizji.
Chersoński grób Potiomkina. Fot. Olaffpomona – Praca własna, Domena publiczna, Wikimedia
W wielkiej, oświetlonej tysiącświecowymi żarówkami sali, na trzech obitych blachą cynkową stołach leży to, co dość dawno temu było Grigorijem Aleksandrowiczem Potiomkinem. Na pierwszym stole – kość udowa, na drugim – miednica, na trzecim – żuchwa. Do żuchwy podpięte są druciki, które z jednej strony prowadzą do akumulatora wymontowanego z Tesli (model 3 Long Range – nie w kij dmuchał, 82 kWh!), a z drugiej – do iPhone’a, leżącego na niewielkim talerzyku.

Na przysuniętym do stołu prosektoryjnego stoliczku leży spodeczek z trochę rozmazanymi podrobami, odcięty koguci łeb, zdjęcie Zełeńskiego, w które wbito kilka pinezek oraz „Księga Thota” Aleistera Crowleya w rosyjskim przekładzie z 1992, dość zaczytanym.

Nad żuchwą i stoliczkiem pochylają się dwie postaci. Niższa z nich, kulejąc (pudełko z pinezkami rozmiękło od podrobów i część się rozsypała), jedną ręką pisze coś na klawiaturze iPhone’a, sycząc przy tym coś przez zęby i co chwila ssąc poparzone palce (82 kWh, nie w kij dmuchał!). – Noworosja! – rozlega się w wielkiej, oświetlonej tysiącświecowymi żarówkami sali. – Feldmarszałku, poprowadź! Wzywam cię, o, radości Imperatorowej! Noworosja! Noworosja!!

No cóż, Władimirze Władimirowiczu, powodzenia.

– Wojciech Stanisławski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Portret Grigorija Potiomkina (1739-1791) autorstwa Jana Chrzciciela Lampiego (Giovanni Battista Lampi starszy). Fot. Domena publiczna, Wikimedia
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?