Felietony

Nie da się ruskiego ludobójstwa obwiązać kokardką i wysłać w misji pokojowej na igrzyska w Paryżu

Rosyjscy sportowcy nie zmyją z siebie piętna tej wojny mydełkiem Fa. Są i będą nim naznaczeni dopóki ta wojna trwa. Bez względu na to, czy są za czy przeciw.

Przed rocznicą rosyjskiej agresji na Ukrainę Międzynarodowy Komitet Olimpijski stanął przed problemem badawczym. Będzie badał możliwości udziału w igrzyskach olimpijskich w Paryżu sportowców z Rosji i Białorusi. Oczywiście natchniony ideą pokoju na świecie, no bo czymże innym?

Reakcja Ukrainy była natychmiastowa. Ona wskazuje na kierunek odwrotny niż ten obowiązkowy w MKOl. Doradca prezydenta Mychajło Podolak nazwał Komitet organizacją „promującą antyludzką rosyjską propagandę”, a ewentualne igrzyska z udziałem Rosjan „platformą promowania ludobójstwa”.

Wołodymyr Zełenski obiecał czynić starania o „oczyszczenie z hipokryzji kierownictwa międzynarodowych struktur olimpijskich”. A zaczął od zaproszenia Thomasa Bacha do Bachmutu. Pewnie po to, żeby Bach popatrzył i pomyślał. Wątpię, aby plan prezydenta Ukrainy się powiódł, bo pan Tomasz już swoje wymyślił.

Ukraińscy sportowcy także aktywnie protestują. Żan Bełeniuk, złoty medalista z Tokio w zapasach klasycznych, deputowany Rady Najwyższej Ukrainy zwołał w parlamencie debatę. Dyskutowano o bojkocie igrzysk z udziałem szerokiej koalicji państw.

Z gwiazdkami na pagonach

Jednak najbardziej oburzony sprawą jest MKOl., który wydał stosowne oraz bardzo przewidywalne oświadczenie. Stanowczo odrzucił „zniesławiającą” krytykę, sugerując, że nie może ona „służyć do jakiejkolwiek konstruktywnej dyskusji”.

Niestety wątku nie rozwinął, a szkoda, gdyż obecnie jedyną podstawą jakiekolwiek konstruktywnej dyskusji jest wojna w Ukrainie, masakry ludności cywilnej, gwałty, grabieże, bombardowania i wszechobecna trauma śmierci. Taką podstawę dyskusji stworzyli Rosjanie.

Dmytro Kułeba, ukraiński minister spraw zagranicznych przytoczył wymowną statystykę olimpijską. Na 71 medali zdobytych w Tokio przez Rosjan, 45 wywalczyli członkowie Centralnego Klubu Sportowego Armii Rosyjskiej. Niektórzy z gwiazdkami na pagonach.

Rosyjska armia, nie tylko Gazprom, obficie finansuje tamtejszy sport. Na igrzyskach w Paryżu statystyka byłaby raczej podobna jak w Tokio, lecz okoliczności zupełnie inne. Sportowcy z kraju agresora pod białą flagą na igrzyskach, które symbolizują pokój i braterstwo narodów, opłacani z budżetu armii, która dopuszcza się zbrodni wojennych... Co to ma być?

Jak świat miałby to odczytać? Biała flaga symbolizuje neutralność, co w tym przypadku byłoby jak splunięcie światu w twarz. Bo niby kto miałby poświadczać rzeczoną neutralność? Komando apostołów śmierci, jak mówią Ukraińcy o potencjalnych olimpijczykach z Rosji?

Rosyjscy sportowcy nie zmyją z siebie piętna tej wojny mydełkiem Fa. Są i będą nim naznaczeni, dopóki ta wojna trwa. Bez względu na to, czy są za, czy przeciw. Bez względu na badawcze zapędy MKOl. Na dęty populizm Thomasa Bacha, służbowo: apostoła pokoju na świecie...

Zakręcona pani burmistrz

A świat jest lekko zmieszany, chociaż jeszcze nie wstrząśnięty. Kraje bałtyckie i Polska protestują otwarcie. Poważnie rozważają ewentualny bojkot imprezy, gdyby mieli się na niej pojawić Rosjanie i Białorusini. Decyzji nie ma, gdyż badania trwają.

MKOl. dopiero rozpoczął sondowanie rynku metodą wrzutki medialnej. Chce się wstępnie zorientować, jaki będzie zasięg i siła oporu. Gdzie jest twarda opozycja, a gdzie miękka. Bo w którym miejscu jej nie ma i raczej nie będzie, to już wie.

Paryż się cieszy. Burmistrz miasta Anne Hidalgo poparła projekt olimpijskiej centrali. Jednak tydzień później go oprotestowała. Pani burmistrz jest wyraźnie zakręcona. Nie bardzo ogarnia sytuację, gdyż znalazła się pod presją.

Chyba popierała nie dlatego, że uwierzyła w „gest dobrej woli” oraz magiczne znaczenie neutralnej flagi. Chyba dlatego, że padł na nią blady strach na samą myśl o zbojkotowaniu imprezy. Na myśl o stratach, jakie mogłyby wynikać z tego bojkotu. ODWIEDŹ I POLUB NAS Gospodarzem każdych igrzysk olimpijskich są miasta. Czasem z większym wsparciem budżetu państwa, lecz częściej z mniejszym. Rzym niedawno spłacił długi za igrzyska w roku 1960. Paryż już ma pod górkę, a ona szybko rośnie.

Seine-Saint-Denis będzie centrum igrzysk olimpijskich. Dzielnica ma najwyższy wskaźnik ubóstwa i przestępczości w kraju. Prezydent Emmanuel Macron wyraził nawet zatroskanie, że miasto „nie uzyska sprawiedliwych zwrotów” za wydatki poniesione na inwestycje olimpijskie.

Nie uzyska, gdyż francuski rząd obniżył dotacje na obiekty sportowe w obszarach lokalnych. Prezydent wprawdzie obiecał „wielki plan dla małych klubów”, tyle że obietnice nic nie kosztują. W odróżnieniu od tego, co się buduje i za co trzeba zapłacić.

Prezydent Zełenski zaapelował do prezydenta Macrona, aby ten wymógł na MKOl. niedopuszczenie Rosjan do zawodów. Skutek tego apelu trudno przewidzieć, ponieważ Macron jest przywiązany przynajmniej do dwóch nośnych haseł paryskich igrzysk.

Pierwsze brzmi: „Igrzyska szeroko otwarte”, i to w każdym możliwym aspekcie. A drugie, które prezydent Francji upubliczniał osobiście wielokrotnie: „Igrzyska muszą sfinansować igrzyska”. Zatem to pierwsze jest sprzeczne z wykluczaniem kogokolwiek. Drugie prowadzi do konkretnych zysków.

W przypadku imprez sportowych, a zwłaszcza igrzysk olimpijskich, zyski generuje atrakcyjna rywalizacja. Ona przyciąga sponsorów, korporacje telewizyjne i wielkie widownie. Rosyjscy sportowcy zdobywają medale, więc korzystnie wpływają na atrakcyjność widowisk. A bojkot oznacza totalną klapę.

Językiem finansów biegle posługują się wszyscy działacze sportowi na świecie. A szefowie międzynarodowych federacji jak MKOl., FIFA, UEFA czy ITF wręcz preferencyjnie nim władają. Mówiąc wprost i bez ogródek – tylko ten język do nich dociera.

Igrzyska jak respirator

Na słowo „bojkot” alergicznie reaguje nie tylko pan Bach. Nerwowi stają się przedstawiciele prawie wszystkich dyscyplin olimpijskich. Z wyjątkiem futbolu i tenisa, bo w tych branżach zarabia się gdzie indziej i sławę zdobywa na innych arenach. Zresztą w kolarstwie też.

Ale dla mnóstwa dyscyplin igrzyska są jak tlen, a dla niektórych jak respirator, bo dają szansę przetrwania. Szansę na jakiś sponsorów albo na państwowe dofinansowanie. Takie dyscypliny zawisły na włosku po przełożeniu igrzysk w Tokio.

Badacze z MKOl. wywołali falę oburzenia, chociaż nie jest to jeszcze tsunami. Na temat ewentualnego bojkotu krążą raczej plotki niż informacje. Ponoć z tym zamiarem noszą się Brytyjczycy, podobno także Amerykanie. Podobno w sumie 40 państw. Jednak koalicję sprzeciwu trzeba by dopiero zbudować.

A do tego potrzebna jest solidarność, z czym mogą być kłopoty. Nie ma jej po sankcjach nałożonych po inwazji na Ukrainę. Tenis sankcje zignorował, podobnie jak boks. Wiele federacji szuka sposobów obejścia rygorów. Z pewną taką nieśmiałością, lecz bez przesady...

Rosyjscy sportowcy mają swoje pomysły. Gremialnie piszą podania do władz Kazachstanu o zmianę obywatelstwa. Epistolarna aktywność wzmogła się niezwykle po wybuchu wojny. Kazachstan przyjmuje tylko niektórych, i tylko pod pewnymi warunkami.

Przede wszystkim muszą być przydatni pod nowym adresem: uprawiać jedną z dyscyplin kierunkowych, czyli taką, którą Kazachstan chce rozwijać. Po wtóre muszą być mistrzami w swoim fachu, wykazać się karierą bogatą w międzynarodowe sukcesy.

Istnieje jednak duża niedogodność w tych transferach i to o charakterze moralnym. Większość aspirujących o paszporty Rosjan, wywodzi się z formacji wojskowych lub policyjnych. Wielu z nich ma stopnie oficerów lub podoficerów Rosgwardii. Tak też było w przypadku Białorusinów.

Exodus sportowców Białorusi do Kazachstanu ruszył w roku 2020. Wśród nich byli także formalni oficerowie białoruskiego KGB. Jednak oni po prostu uciekali od dyktatury Łukaszenki. Byli traktowani jak uchodźcy polityczni.

Napaść Rosji na Ukrainę zmienia optykę patrzenia na sport oraz wymaga przewartościowania wielu rzeczy. Między innymi bałamutnej ideologii olimpijskiej. Rzecz jasna MKOl. nie widzi takiej potrzeby. Przeciwnie, nadal zakłamuje rzeczywistość.
Międzynarodowe Igrzyska Wojskowe ARMi-2022 zorganizowane przez rosyjskie Ministerstwo Obrony w sierpniu ubiegłego roku. Na zdjęciu koszulki z portretami prezydenta Rosji Władimira Putina, ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa i ministra obrony Siergieja Szojgu w sklepie z pamiątkami podczas zawodów w Alabino pod Moskwą. Fot. Contributor/Getty Images
W kolejnym oświadczeniu sięgnął Everestu hipokryzji. Nadał mu tytuł „O solidarności z Ukrainą, sankcjach wobec Rosji i Białorusi oraz statusie sportowców tych krajów”. No i pięknie, tyle że z gruntu fałszywie, co można doczytać w komentarzu szefa.

Thomas Bach informuje, że w zawodach (czytaj: w paryskich igrzyskach) „będą mogli wziąć udział tylko ci sportowcy, którzy w pełni przestrzegają Karty Olimpijskiej: nie sprzeciwiali się misji pokojowej MKOl. i nie wspierali aktywnie inwazji na Ukrainę a także przestrzegają przepisów Światowego Kodeksu Antydopingowego”.

W tłumaczeniu tych frazesów na język potoczny nic nie jest tym, czym się wydaje. Solidarność z ofiarami i puszczanie oka do oprawców to żadna solidarność. Sankcje, które rzekomo obowiązują, lecz cudownie znikają pod białą flagą to żadne sankcje.

Karta Olimpijska i misja pokojowa to ozdobniki. Doping to dopisek nie na temat. Na temat jest ten bonus dla tych, co nie wspierali aktywnie. Tylko za co? Za to, że aktywnie milczą, więc wspierają nieaktywnie. Bo tacy, co aktywnie protestują, siedzą w więźniach.

Pan Bach i przyjaciele nie są idiotami. Dokładnie wiedzą, jak jest. Nie da się ruskiego ludobójstwa zapakować w sreberka i złotka, obwiązać kokardkami i wysłać do Paryża w misji pokojowej. Dlatego ściemniają na potęgę, próbując odwrócić uwagę od istoty problemu.

Najpierw się policzyć, potem bojkotować

Ewentualny bojkot wywołuje różne reakcje sportowców. Zwłaszcza po pandemicznym lockdownie oraz karuzeli z przekładaniem igrzysk w Tokio. Gdyby do niego doszło, to oni byliby najbardziej dotknięci skutkami.

Władysław Kozakiewicz, mistrz olimpijski w skoku o tyczce z Moskwy w roku 1980, bardzo emocjonalnie zaprotestował przeciw możliwości zbojkotowania paryskich igrzysk przez Polskę. Zarazem Władek nie godzi się pryncypialnie na występ Rosjan i Białorusinów.

Podobnie myśli wielu sportowców byłych i obecnych. W tym duchu piszą teksty dziennikarze. Padają twierdzenia, że bojkoty nic nie dają. Było ich kilka, a karawana jedzie dalej. Sportowcy płacą zniszczonymi karierami, a MKOl. się tuczy i ma to gdzieś.

Rzecz w tym, żeby nie miał tego tam, gdzie ja wiem, a Wy się domyślacie. Ale to byłoby możliwe tylko pod jednym warunkiem. Zaiskrzenia prawdziwej solidarności olimpijskiej. I nie tak jak chciałby MKOl. Nie tak, że wszyscy na igrzyska. Ale tak, że wszyscy lub większość zostaje w domu.

Montowanie koalicji sprzeciwu w liczbie 40 państw będzie jałową powtórką z historii. Tym Bizancjum może wstrząsnąć tylko globalne tąpniecie. Gdyby większość krajów członkowskich MKOl., powiedzmy 150 czy 170, zagroziło bojkotem, wtedy byłoby to możliwe.

Azja pewnie zagrałaby w orkiestrze Bacha. Chińczycy zgarnęliby wszystkie medale. Samotna Syryjka w chuście na głowie poleciałby setkę w 17 sekund i po balu. Takie igrzyska chyba nie byłby zbyt dochodowe. Ale taka perspektywa mogłaby wymusić jakieś zmiany.

Im więcej koalicjantów, tym większa szansa postawienia MKOl. pod ścianą i dociśnięcia kolanem. Z tych facetów nie da się inaczej wydusić choćby minimum przyzwoitości. Zatem najpierw trzeba się policzyć, dopiero potem bojkotować. O ile zajdzie taka konieczność. Bez względu na koszty osobiste.

Autoryzacja wojny i zbrodni

Pewnych rzeczy nie da się pogodzić. Być przeciw Rosjanom w Paryżu, ale za tym, żeby startować razem z nimi, gdy jednak się tam pojawią? No bo zmarnowane lata przygotowań, stracone szanse sportowe. Ale także niestety autoryzacja wojny i zbrodni.

Dzisiaj nie wystarczy słuszne oburzenie. Potrzebne są działania, które poświadczają, po jakiej stronie stoi sport i sportowcy. Dzisiaj słowa są tanie i łatwe. A MKOl. jest odporny na krytykę. Skandale i afery mu nie szkodzą. Za to strajk o skali globalnej mógłby zadziałać.

Przyzwyczajenie jest drugą naturą. Z wojną w Ukrainie świat się zdążył oswoić. Podobnie jak z łamaniem sankcji nałożonych na rosyjski sport. Dobre relacje Bacha czy Infantino z Putinem także nie robią wrażenia. I to jest szczególnie niebezpieczne. Bo przyzwyczajenie usypia.

Światowi dygnitarze od sportu szukają luk w sankcjach wobec Rosji

Federacja bobslejowa w marcu nałożyła kary, a już w czerwcu je cofnęła.

zobacz więcej
Putin zrobi wszystko, żeby odpalić kremlowską propagandę poprzez sport. Operacja specjalna mu nie idzie. Może liczyć na igrzyska, bo czekają go wybory. Znacznie trudniejsze niż poprzednie. Potrzebuje sukcesu, żeby przetrwać i nie trafić do więzienia. A to byłby wariant optymistyczny.

Medale zdobywane przez rosyjskich zawodników pod flagą białą czy zieloną będą cieszyć obywateli. Nic nie wskazuje na to, by nie mogli kibicować swoim, patrząc w telewizory. Sankcje są dziurawe i można je obejść. Także w przestrzeni wirtualnej, jak sądzę.

Prawa telewizyjne do igrzysk olimpijskich na lata 2018-2024 nabyła Discovery Communications, właściciel Eurosportu [a w Polsce m.in. TVN – red.]. Po fuzji z Warner Media ich właścicielem został Warner Bros, którzy odsprzedaje sublicencje na Europę.

Rosja ma potężny prywatny koncern medialny pod nazwą Narodowa Medialna Grupa (NMG). Ma także państwowego operatora Rostelkom. Obie grupy ściśle ze sobą współpracują. Wszystkie zarejestrowane kanały są dostępne w całej Rosji na podstawie uniwersalnych licencji.

NMG i Rostelkom mają wspólne prawa do wielu ciekawych, chętnie oglądanych kanałów, poczynając od przyrodniczych, informacyjnych, a na sportowych kończąc. W przypadku tych ostatnich mogą korzystać z Eurosport 1, Eurosport 2, Eurosport Gold i Eurosport K4.

No i pozamiatane. Gdyby Rosjanie pojawili się jednak w Paryżu i tylko powtórzyli swój wynik z Tokio, to Putin będzie miał sukces, na który czeka.

Zatem bojkot jest prawdopodobny. Czy skuteczny, to zależy od jego rozmiarów, od determinacji protestujących państw. Doświadczenia uczą, że bojkoty kosmetyczne niczego nie zmieniają. Gesty są ważne, ale ważniejsze są realne zmiany. W ruchu olimpijskim, a także w mentalności środowisk sportowych. Bo historia mówi: sprawdzam. Kto zachowuje się solidarnie, a kto gra tylko na siebie.

Póki co koalicja się buduje, MKOl. władczo pohukuje, trochę z obowiązku, lecz chyba bardziej ze strachu. I oby tak zostało.

– Marek Jóźwik

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?