Ruvena odnalazł w RPA Krzysztof Śliwiński, ówczesny ambasador RP i – jak mawiał aktor, brat bohatera – przywrócił go Polsce. Najpierw tej maleńkiej, w polskiej ambasadzie, a potem i tej nad Wisłą, gdzie zaprosił Ruvena premier Jerzy Buzek. Pierwszy przyjazd w 2000 i potem każdy już następny – pół roku co roku, aż po decyzję, że w 2004 roku wraca na stałe – odkrywał mu wciąż nową Polskę, w której czuł się zakochany. Niewiele mówił o tym, co mu się nie podoba, bo wciąż znajdował coś dobrego, zwłaszcza młodzież, z którą spotykał się w salkach parafialnych i szkołach – i której opowiadał o Arturze Szmulu Zygielbojmie.
Wcześniej, właśnie w roku 2000, wystąpił w znakomitym filmie dokumentalnym „Śmierć Zygielbojma” (reżyseria Dżamila Ankiewicz, też już nieżyjąca) – idzie śladami brata, rozmawia z tymi, którzy go znali. Dżamila Ankiewicz zdążyła w samą porę: w filmie występują między innymi Lidia Ciołkoszowa, Jan Karski, Felek Scharf, Marek Edelman, no i Reuven, najmłodszy z jedenastki rodzeństwa Zygielbojmów.
Teraz nie był już zwyczajnym aktorem i nie chodziło mu o dowolną publiczność. Teraz jego spektakle niosły przesłanie dialogu i pojednania do żywo reagującej młodzieży, z którą zawsze umiał nawiązać kontakt: w Otwocku i w Krasnymstawie, w Warszawie i w Bodzanowie, w Laskach i we Wrocławiu. I sam przecież był częścią tego przesłania. Uważał, że ta młodzież i on wśród niej to jest właśnie taka Polska, o jakiej marzył i o jakiej mówił Artur.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Ostatnie spotkanie odbyło się w dużej sali parafialnej kościoła św. Jakuba przy placu Narutowicza w Warszawie 16 stycznia 2005, w duszpasterstwie akademickim. Za kilkanaście dni Ruven miał skończyć 92 lata, więc dostał od młodzieży róże i pierwsze życzenia urodzinowe. Jednak najbardziej ucieszyło go stwierdzenie księdza Grzegorza Michalczyka, że w ten właśnie sposób on, Reuven Zygielbaum, rozpoczął z młodzieżą obchody Dnia Judaizmu, tu w kościele na placu Narutowicza. Był z tego dumny i pełen radości – podobnie jak z pobytów w Laskach, gdzie odpoczywał u sióstr franciszkanek i wyjaśniał innym gościom, że nie jest duchownym, ale duchowym człowiekiem jest na pewno.
– Ja nie jestem Żydem z Polski – dodawał też – ja jestem polskim Żydem.
Obdarzył nas przyjaźnią i zaufaniem. W wieczór wigilijny 2004 roku żartował z satysfakcją, że „w tym wieku” można coś robić po raz pierwszy. Było nas przy stole osiemnaście osób, także osiedlająca się właśnie w naszym kraju polska rodzina z Ukrainy z dwiema córkami i mnogość gości zachwyciła Reuvena, który ujrzał w tym podobieństwo do rodzinnego świętowania z czasów swego dzieciństwa w Krasnymstawie.
I chciał być pochowany w Polsce.
Drzwi zostały otwarte
Podobnie jak inny przyjaciel naszej rodziny, Arie Lerner (1918–2002), człowiek o niespożytej energii i równie niespożytej wierze w pozytywne działanie, które podejmował z wciąż nowymi pomysłami, aby zasypywać podziały i zbliżać do siebie oba narody.