Felietony

Karuzela z sekretarzami. Polszczyzna coraz bardziej angielska

Nazwiska Białorusinów, Rosjan i Ukraińców występują w wersji, która Anglikom umożliwia poprawne ich wymówienie, ale Polakom oczywiście nie. Gdy w tej sprawie napisałam kiedyś do biura Filharmonii Narodowej, otrzymałam odpowiedź, że artyści życzą sobie, by ich nazwiska podawać tak jak są zapisane w paszportach. Zdumiewający argument. Ale może w czasach, gdy można sobie wybrać płeć, można też wybrać ulubioną pisownię?

Są takie kraje, w których Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego, obchodzony 21 lutego od ponad 20 lat, traktowany jest z wielką atencją. Poważne gazety zamieszczają poważne artykuły, oddając też głos znawcom języka i kultury, którzy roztrząsają kwestie związane ze stanem języka i językowej świadomości społeczeństwa.

Bo język – co dla każdego powinno być oczywiste – zasługuje na poważne traktowanie.

Wśród bardzo zaangażowanych lingwistycznie krajów prym oczywiście wodzi Francja. Ma po temu powody. Francuski od kilkudziesięciu lat jest w defensywie. To nadal język salonów dyplomatycznych, ale zwykłych salonów niekoniecznie. W społeczeństwie francuskim jednak niezmiennie pielęgnowana jest pamięć o dawnych dobrych czasach, gdy po francusku konwersowano od Paryża po Petersburg, bo był to język elit. Jeśli ktoś w to wątpi, niech sięgnie do Lwa Tołstoja, w którego „Wojnie i pokoju” toczone po francusku dialogi zajmują całe strony.

Francuzi mają to mocno w pamięci, swój język traktują jak skarb, którego należy strzec, i bardzo nie lubią tych, którzy nie odnoszą się do francuskiego z należytą rewerencją. Nie przypadkiem Francja pierwsza w Europie, w 1994 roku przyjęła przepisy o ochronie języka, od nazwiska ówczesnego ministra kultury zwane ustawą Toubona.

Tyle tytułem wstępu. Nieprzypadkowo – bo przykład Francji pokazuje, że, po pierwsze, o język można i należy dbać, i że, po wtóre, Polska jest pod tym względem na przeciwnym biegunie, i to bardzo, bardzo odległym. To prawda, że niełatwo jest sprostać inwazji angielskiego, który podbija języki na całym świecie (nawet Francuzom się to nie całkiem udaje). Można jednak próbować. Jeżeli się chce. Rzecz w tym, że w Polsce właśnie się nie chce.

Zbrodniarz czy przestępca?

Katastrofa językowa i porażka marketingowa. Jak koncerny kaleczą język polski

„Witamy w market!”

zobacz więcej
Winnych jest wielu, najwięcej jednak pretensji należy, jak sądzę, mieć do mediów. Mechanizm medialnego działania jest prosty: gros wiadomości ze świata, produkowanych w przeogromnych ilościach przez agencje informacyjne, portale, telewizje itp., to materiały nadawane po angielsku. Inaczej się nie da, jeżeli zamierza się dotrzeć do szerokiego grona odbiorców. Dlatego liczące się media spoza świata anglosaskiego mają wydania nie tylko we własnym języku, ale także po angielsku. Te wiadomości trzeba przeczytać, zrozumieć, przetłumaczyć i opracować. Z przeczytaniem nie ma problemu, gorzej ze zrozumieniem, a z tłumaczeniem już całkiem źle.

Rozpowszechniony pogląd mówi, że angielski jest językiem łatwym, o wiele łatwiejszym do opanowania niż francuski czy niemiecki. Nie trzeba wkuwać masy końcówek, bo angielski nie jest językiem fleksyjnym; rzeczowników i przymiotników się nie odmienia, a czasowniki w bardzo ograniczonym zakresie. Ta łatwość jest jednak pozorna. Bo angielski, jak zresztą każdy język, ma swoje pułapki.

Jedną z nich jest kontekst. To samo angielskie słowo, zależnie od kontekstu, co innego będzie znaczyć po polsku i tłumaczenie, jeżeli ma być trafne, musi to uchwycić. Weźmy słowo criminal: to zarówno przestępca, jak zbrodniarz; pospolity złodziejaszek, ale także zbrodniczy dyktator. Różnica ogromna w warstwie faktycznej, ale nie lingwistycznej. Autorom medialnym takie subtelności nazbyt często umykają. Trudno powiedzieć, czy dzieje się to z niewiedzy, pośpiechu, braku zastanowienia; być może z wszystkich tych powodów po trochu. Ale w efekcie taki na przykład Saddam Husajn – i nie tylko on – nazywany bywa przestępcą, choć to określenie zupełnie nieadekwatne.

Podobnie z działalnością opatrywaną przymiotnikiem criminal, bo zbrodnicza to jednak o wiele więcej niż przestępcza. A w jeszcze innym kontekście najlepsze będzie słowo kryminalny – na przykład w odniesieniu do criminal justice system, obejmującego cały system zwalczania przestępczości kryminalnej.

Epizod czy odcinek?

Nie da się więc wybrnąć z pułapek zastawianych przez język angielski bez minimum wyczucia ( i bez znajomości własnego języka). A jeśli tego brakuje? Efekty mamy okazję obserwowować codziennie na łamach i na ekranach, a i w rozmowach także. Bo droga do bezmyślnego przekładania angielskich słów i wyrażeń jak leci, bez zastanowienia, jest bardzo krótka, a mechanizm prosty, powtarzalny i wypróbowany. Jest słowo polskie, jest słowo angielskie o podobnym brzmieniu, choć o zupełnie innym znaczeniu, i oto następuje osobliwa językowa interakcja.

To zresztą zupełny paradoks, że dzieje się tak w czasach, gdy korzystanie ze słowników jest łatwe jak nigdy dotąd. Już nie trzeba – choć można –wertować opasłych tomów w poszukiwaniu potrzebnego słowa, nie trzeba wyszukiwać zapisanych drobnym druczkiem jego pochodnych i wariantów. Wszystko podane jest na tacy, w obszernych słownikach internetowych, wyświetlających rozmaite znaczenia wyrazu w jasnym, przejrzystym układzie. Czy łatwość rozleniwia? Być może, choć udowodnić się tego nie da. Sadzę zresztą, że lenistwo umysłowe ma swe źródła o wiele wcześniej, w niedouczeniu i niedoczytaniu (sic!) przede wszystkim.
Nazwiska w oryginale zapisane cyrylicą nagminnie podawane są w transkrypcji angielskiej. Na zdjęciu: zapowiedź spektaklu „Don Kichot”. Wśród twórców i gwiazd „rosyjski tancerz i baletmistrz Alexei Fadeyechev”, a także – mało konsekwentnie – moskiewski choreograf Aleksandr Gorski. Fot. teatrwielki.pl
Przykłady? Niemało i, niestety, coraz więcej. Oto epizod – krótkie, przelotne wydarzenie. I angielski episode– odcinek. Do omówień seriali już wkracza słowo epizod, stosowane zamiennie z odcinkiem. Ten sam mechanizm w swoim czasie sprawił, że akapit zaczęto nazywać paragrafem, od angielskiego słowa paragraph, oznaczającego właśnie akapit. To szczęśliwie zanikło, może więc i epizod spotka podobny los.

Epicki – tak tłumaczone jest słowo epic. Istotnie, jest to jedno z jego znaczeń, ale nie jedyne i wcale nie najczęstsze. Epic to także „imponujący”, „ogromny” czy nawet „z przygodami”. Zgrzyt jest tym bardziej dotkliwy, że słowo „epicki” jest w polskim rzadkie i ma wąski zakres użycia. Kto się skusi na „epicką wycieczką”, gdy trudno pojąć, o co tu chodzi?

Lunatyczny – tłumaczenie słowa lunatic. Podobieństwo formy ogromne, tylko sens całkiem nie taki. Bo „lunatic” znaczy „szalony”. A „lunatyczny” to po angielsku „sleepwalking”, czyli chodzący we śnie. Dosłowne i oczywiste.

Antyczny – angielskie antics . Czyli wygłupy, figle i tym podobne zabawy. Dlaczego antyczne? Trudno dociec..
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Szczególny smaczek kryją w sobie angielskie idiomy, które moszczą się w polszczyźnie, nie napotykając oporu. Może po to, by można było błysnąć niecodziennym zwrotem? Choćby pod koniec dniaat the end of the day, czyli w końcu, ostatecznie... Albo propozycją, która leży na stoleis on the table... To coś takiego jak w miarę już zasiedziała – co jednak nie przydało jej sensu – mapa drogowa, czyli road map, czyli po prostu plan rozłożony na punkty czy etapy...

A co powiedzieć o topornej pełnoskalowej wojnie, którą w ostatnich miesiącach obficie szafują znawcy spraw wojennych i wojskowych? Nie sposób dociec, czemu jak jeden mąż zmienili front lingwistyczny, porzucając dawną dobrą – językowo rzecz jasna – wojnę na pełną skalę, która, w przeciwieństwie do „pełnoskalowej”, nie rani uszu. Angielski zwrot full-scale war jest przecież w użyciu od zawsze.

To zresztą doskonała ilustracja elementarnej prawdy, że nie wolno tłumaczyć dosłownie, słowo po słowie, lecz zawsze w duchu stylistycznym języka własnego. Z dosłownego tłumaczenia nic dobrego wyjść nie może.

Minister czy sekretarz?

Jeszcze bardziej dobitnie pokazuje to zamęt, jaki już u nas zagościł na polu terminologii urzędowej ze świata anglosaskiego. Rzecz w tym, że w Wielkiej Brytanii i USA szef resortu, czyli minister, formalnie nosi tytuł secretary of state – sekretarz stanu, na przykład do spraw obrony czy handlu. Natomiast podsekretarz stanu w ministerstwie, czyli wiceminister, to minister.

Oto typowy przykład: minister for prisons na przykład oznacza więc nie ministra, lecz wiceministra ds. więziennictwa w Ministerstwie Sprawiedliwości, na którego czele stoi secretary of state for justice. Dodatkową komplikację stanowi fakt, że ministrowie w urzędzie brytyjskiego premiera noszą formalnie tytuł ministrów, a do tego zwyczajowo szefowie resortu też są nazywani ministrami.

Jak z tego wybrnąć, by nie było niejasności, kto jest kim? Najprotsze rozwiązania są najlepsze i tak też jest w tym wypadku – konsekwentnie trzymać się polskiej terminologii, ta zaś mówi, że szefem resortu jest minister, a jego zastępcy to wiceministrowie czy podsekretarze stanu. Wszystko jest wówczas jasne. Żadnych „sekretarzy obrony” czy „sekretarzy handlu”. Cóż to zresztą za niezgrabna forma! Jeżeli już, poprawność wymagałaby, by mówić o „sekretarzu do spraw handlu”. Jedyny wyjątek na rzecz sekretarza powinien stanowić sekretarz stanu USA – formalny tytuł amerykańskiego ministra spraw zagranicznych.

Angielski czy gender?

Jak mówić, jak myśleć. Słownik wyrazów i zwrotów poprawnych politycznie

Każdej kobiecie – jak każdej rzeczy, według poety – można dziś dać odpowiednie słowo.

zobacz więcej
Tyle refleksji – niewesołych – na Dzień Języka Ojczystego. Choć z reguły jest odnotowywany krótkimi wzmiankami w serwisach informacyjnych i telewizyjnych, zainteresowanie budzi mizerne i nie jest to na pewno powód do radości. Ktoś powie, że rytualne ubolewania niczego nie zmienią. To pewnie racja, ale z drugiej strony obserwowanie w milczeniu też nic nie da. Bo nie ma w Polsce pogody dla języka i za rok, za dwa, za trzy znowu bedziemy o tym pisać.

Zresztą niedobre skutki przynosi nie tylko inwazja angielskiego, która ma skądinąd miejsce nie tylko w warstwie leksykalnej. Czyż nie z wpływu angielszczyzny bierze się na przykład coraz bardziej powszechne stosowanie liczby mnogiej, często zgoła komiczne: ryże, pościele, śmierci...

A nazwiska transkrybowane na alfabet łaciński z innych alfabetów? Fakt, że w powszechnym użyciu jest dziś transkrypcja angielska, zamiast, zgodnie z zasadami polszczyzny, transkrypcja fonetyczna woła o pomstę do nieba. Artyści, sportowcy, uczniowie z Białorusi i Ukrainy występują więc w wersji, która Anglikom umożliwia poprawne wymówienie ich nazwisk w oryginale zapisanych cyrylicą, ale Polakom oczywiście nie. Gdy w tej sprawie napisałam kiedyś do biura Filharmonii Narodowej, otrzymałam odpowiedź, że artyści życzą sobie, by ich nazwiska podawać tak, jak są zapisane w paszportach. Zdumiewający to argument. A może w czasach, gdy można sobie wybrać płeć, można też wybrać ulubioną pisownię?

Osobny temat – i osobne wpływy – to agresywny język genderowy: lansowanie nowych zaimków, „neutralnych płciowo” końcówek, wszelkich form, które mają podkreślić niebinarność. Ale to już – sięgnijmy po nieśmiertelne zdanie Rudyarda Kiplinga – zupełnie inna historia.

– Teresa Stylińska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Lekcja języka angielskiego w jednej ze szkół podstawowych w Olsztynie. Fot. PAP/Tomasz Waszczuk
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?