Przykłady? Niemało i, niestety, coraz więcej. Oto
epizod – krótkie, przelotne wydarzenie. I angielski
episode– odcinek. Do omówień seriali już wkracza słowo epizod, stosowane zamiennie z odcinkiem. Ten sam mechanizm w swoim czasie sprawił, że akapit zaczęto nazywać
paragrafem, od angielskiego słowa
paragraph, oznaczającego właśnie akapit. To szczęśliwie zanikło, może więc i epizod spotka podobny los.
Epicki – tak tłumaczone jest słowo
epic. Istotnie, jest to jedno z jego znaczeń, ale nie jedyne i wcale nie najczęstsze.
Epic to także „imponujący”, „ogromny” czy nawet „z przygodami”. Zgrzyt jest tym bardziej dotkliwy, że słowo „epicki” jest w polskim rzadkie i ma wąski zakres użycia. Kto się skusi na „epicką wycieczką”, gdy trudno pojąć, o co tu chodzi?
Lunatyczny – tłumaczenie słowa
lunatic. Podobieństwo formy ogromne, tylko sens całkiem nie taki. Bo „lunatic” znaczy „szalony”. A „lunatyczny” to po angielsku „sleepwalking”, czyli chodzący we śnie. Dosłowne i oczywiste.
Antyczny – angielskie
antics . Czyli wygłupy, figle i tym podobne zabawy. Dlaczego antyczne? Trudno dociec..
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Szczególny smaczek kryją w sobie angielskie idiomy, które moszczą się w polszczyźnie, nie napotykając oporu. Może po to, by można było błysnąć niecodziennym zwrotem? Choćby
pod koniec dnia –
at the end of the day, czyli w końcu, ostatecznie... Albo propozycją, która
leży na stole –
is on the table... To coś takiego jak w miarę już zasiedziała – co jednak nie przydało jej sensu –
mapa drogowa, czyli
road map, czyli po prostu plan rozłożony na punkty czy etapy...
A co powiedzieć o topornej
pełnoskalowej wojnie, którą w ostatnich miesiącach obficie szafują znawcy spraw wojennych i wojskowych? Nie sposób dociec, czemu jak jeden mąż zmienili front lingwistyczny, porzucając dawną dobrą – językowo rzecz jasna –
wojnę na pełną skalę, która, w przeciwieństwie do „pełnoskalowej”, nie rani uszu. Angielski zwrot
full-scale war jest przecież w użyciu od zawsze.
To zresztą doskonała ilustracja elementarnej prawdy, że nie wolno tłumaczyć dosłownie, słowo po słowie, lecz zawsze w duchu stylistycznym języka własnego. Z dosłownego tłumaczenia nic dobrego wyjść nie może.
Minister czy sekretarz?
Jeszcze bardziej dobitnie pokazuje to zamęt, jaki już u nas zagościł na polu terminologii urzędowej ze świata anglosaskiego. Rzecz w tym, że w Wielkiej Brytanii i USA szef resortu, czyli minister, formalnie nosi tytuł
secretary of state – sekretarz stanu, na przykład do spraw obrony czy handlu. Natomiast podsekretarz stanu w ministerstwie, czyli wiceminister, to
minister.
Oto typowy przykład:
minister for prisons na przykład oznacza więc nie ministra, lecz wiceministra ds. więziennictwa w Ministerstwie Sprawiedliwości, na którego czele stoi
secretary of state for justice. Dodatkową komplikację stanowi fakt, że ministrowie w urzędzie brytyjskiego premiera noszą formalnie tytuł ministrów, a do tego zwyczajowo szefowie resortu też są nazywani ministrami.
Jak z tego wybrnąć, by nie było niejasności, kto jest kim? Najprotsze rozwiązania są najlepsze i tak też jest w tym wypadku – konsekwentnie trzymać się polskiej terminologii, ta zaś mówi, że szefem resortu jest minister, a jego zastępcy to wiceministrowie czy podsekretarze stanu. Wszystko jest wówczas jasne. Żadnych „sekretarzy obrony” czy „sekretarzy handlu”. Cóż to zresztą za niezgrabna forma! Jeżeli już, poprawność wymagałaby, by mówić o „sekretarzu do spraw handlu”. Jedyny wyjątek na rzecz sekretarza powinien stanowić sekretarz stanu USA – formalny tytuł amerykańskiego ministra spraw zagranicznych.
Angielski czy gender?