Tomasz P. Terlikowski: Kościół katolicki mógłby pozwolić kapłanom zawierać małżeństwa i zakładać rodziny. Tyle że skutki tej zmiany byłyby opłakane.
zobacz więcej
Wyjaśniła się nieco sprawa końcowego dokumentu synodu amazońskiego. Ojciec Święty uporał się z tematem ewentualnego udzielania święceń kapłańskich tak zwanym
viri probati ( „mężowie wypróbowani”, żonaci „mężczyźni wypróbowani”) ... nie komentując go ani słowem. Stawia to całą sytuację w jeszcze innym świetle, ale nie wydaje się, aby w najbliższej przyszłości papież miał wyrazić aprobatę wobec proponowanej zmiany.
Podejrzewam, że rozwiązanie tej kwestii mogło być całkiem inne, gdyby nie wspólna interwencja papieża Benedykta i kardynała Saraha. Lecz wówczas poważnie podważyłoby to zaangażowanie Franciszka w kwestię celibatu księży. Bernadette przekazała mi wiadomości od sir Michaela Hintze z Londynu. Twierdzi on, że wiele osób w Wielkiej Brytanii – bez względu na światopogląd – ma świadomość, że zostałem „wrobiony”.
Kazał mi także przekazać, że cała kuria jest oburzona i zażarcie opiera się decyzji papieża, aby wszelkie inwestycje były wykonywane za pośrednictwem IOR [Instytut Dzieł Religijnych,
Istituto per le Opere di Religione, IOR) – watykańska instytucja finansowa – przyp.red.]. Terry był zaskoczony taką jawną wrogością i gotów był ją zlekceważyć, ale wytłumaczyłem mu, że propozycja Ojca Świętego to punkt wyjścia, jedna z zasadniczych kwestii, gdyż likwiduje możliwości protekcji i korupcji, które narosły tam w ciągu dziesiątków lat (nie wiem ilu) i doskonale służyły celom przestępców.
Siły korupcji zostały mocno osłabione, ale walczą nieustępliwie, ba! wręcz fanatycznie, z charakterystyczną dla siebie pomysłowością i przebiegłością, starając się jednocześnie oczernić reformatorów. Żeby ta inicjatywa odniosła sukces, papież Franciszek będzie potrzebował nieugiętej woli i umiejętności wytrwania, przeszkodą zaś będzie mu brak kompetentnego personelu, dzięki któremu mógłby wprowadzić w życie planowane zmiany, chociaż być może będzie to możliwe przy pomocy zarządu IOR. Daj Boże, żeby w tym wypadku solidnie przyłożył rękę do pługa... Mogące stąd płynąć konsekwencje są ogromne. Watykan nie ma wystarczających zysków, by pokryć wszystkie swoje wydatki, a w dodatku zraził do siebie darczyńców, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Jednym z elementów udanego obrotu spraw musi być uzyskanie stabilnych (zarówno pod względem finansowym, jak i etycznym) dochodów z inwestycji. Jednostka tak mała jak Watykan nie może sobie pozwolić na utratę 400-500 milionów euro co czterdzieści czy pięćdziesiąt lat.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Ojciec Święty bądź któryś z jego następców będzie musiał stawić czoło faktowi, iż Watykanu nie stać na zatrudnianie personelu na obecnych warunkach. Jedynym sprawiedliwym sposobem uzdrowienia sytuacji jest zaoferowanie hojnych odpraw i trwanie w nadziei, że przynajmniej większość z nich zostanie przyjęta dobrowolnie. Na krótką metę będzie to spory wydatek.
Należy również zrewidować portfel nieruchomości i zarządzać nim w taki sposób, aby przynosił zyski. Każdy budynek posiadający wartość rynkową, której nie można uzyskać, należy tak odnowić, by przynosił odpowiedni dochód, albo sprzedać, a uzyskane fundusze zainwestować w inne nieruchomości, żeby i one stały się chodliwym towarem na tym rynku. Pierwszym, niezbędnym warunkiem jest uczciwe stosowanie elementarnych zasad. Nie trzeba tu żadnej, nie wiadomo jakiej filozofii, aby poprawić sytuację.
Po tak wielu ciosach i rozczarowaniach doniesienia o watykańskiej wrzawie wokół inwestycji są najlepszą informacją od kilku lat. Bitwa trwa, ale do zwycięstwa jeszcze daleko./…/
Poniedziałek, 2 marca 2020
Wśród wielu nadesłanych listów jeden był szczególnie ciekawy i pocieszający dla mnie jako dla księdza spoglądającego w przeszłość na to, co udało się osiągnąć. Jego autor, emerytowany fizyk urodzony w Australii, wykształcony w Melbourne, przysłał mi przepiękną fotografię – „naukową” kartkę świąteczną (jeszcze na Boże Narodzenie), którą cały czas trzymam na półce, tak aby móc na nią często spoglądać. Przedstawia ona niemowlę w Rotorua Redwoods Forest leżące w promieniach światła prześwitujących przez gałęzie drzew. Graeme Putt (mój korespondent) do zdjęcia dołączył komentującą je przypowieść. Tak jak on, ja również widzę w tej scenie symbol Trójcy Świętej: dziecko symbolizuje Chrystusa, promienie światła – Ducha Świętego, a niewidzialny fotograf – Boga Ojca.