W realiach belle époque filister hołdował pruderii. Obłudnie przestrzegał rozmaitych konwenansów. Był w pewnym sensie obyczajowym konserwatystą. Jego odpowiednik we współczesnej Polsce jest, tak jak on, konformistą, którego cechuje dwulicowość. Ale w odróżnieniu od swojego poprzednika, konserwatyzm obyczajowy uważa za obciach.
Obecnie bowiem w uniwersum polskiego mieszczaństwa są inne świętości niż te z początku XX stulecia. Do rangi przesądów urosły: wolność (pojęta jako egzekwowanie prawa do indywidualnego szczęścia), równouprawnienie, tolerancja. Ale nadal obowiązuje ślepe posłuszeństwo – choćby i anonimowym – autorytetom. A to one tworzą kanony znaczących postaci.
Już dawno nad Wisłą autorytety wbiły kołtunowi do głowy, że liczy się to, co o Polsce i Polakach mówią w wielkim świecie. Jeśli kogoś lub coś chwalą, to jest to powód do dumy. Jeśli zaś kogoś lub coś ganią, to jest to powód do wstydu. Zagraniczne salony pełnią bowiem rolę arbitra. Ale znamienne, że w tej wizji rzeczywistości nie bierze się pod uwagę tego, iż chwalenie i ganienie mogą być narzędziami politycznego dyscyplinowania zakompleksionych narodów.
Odtwórzmy zatem sposób rozumowania filistra we współczesnej Polsce. I tak: żywi on przekonanie, że Olga Tokarczuk wielką pisarką jest. Przecież mówią o tym w jedynie słusznej telewizji (tej, która nadaje „całą prawdę całą dobę”). Tokarczuk podziwiają za granicą. Zresztą fakt, że mamy do czynienia z laureatką literackiego Nobla, zamyka wszelką dyskusję. Krytykować Tokarczuk po prostu nie wypada. I nawet nie trzeba czytać jej książek, bo wystarczy opinia autorytetów.
Podobnie sprawa się ma z laureatem pokojowego Nobla Lechem Wałęsą, który wielkim bohaterem narodowym jest. Jego też podziwiają za granicą. W przypadku Wałęsy jednak kołtun musiał zmieniać zdanie.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Kiedy w roku 1990 ów polityk startował w wyborach prezydenckich, był wstecznikiem, któremu marzył się zamordyzm. Bądź co bądź jego kandydaturę popierała prawica, czyli – jak sugerowali w jedynie słusznej gazecie (tej, której „nie jest wszystko jedno”) – faszyści i religijni fundamentaliści. Wtedy nie do pomyślenia było, żeby normalny Polak głosował na kogokolwiek innego niż Tadeusz Mazowiecki – ówczesny kandydat ludzi światłych.
Krótko potem jednak nastąpił zwrot sytuacji. Wałęsa – już jako prezydent Polski – skonfliktował się z prawicą, między innymi z powodu zatajania swojej współpracy z bezpieką w PRL. I wówczas się okazało, że jest człowiekiem wielkich zasług, a nie – jak poprzednio twierdziły autorytety – ciemniakiem z dyktatorskimi zapędami. W świadomości filistra wcześniejszy przekaz jedynie słusznej gazety został wygumkowany. Od tamtej pory już wiadomo, że nie wypada babrać się w niechlubnej przeszłości Wałęsy, bo służy to ludziom chorym z nienawiści.
I wreszcie dochodzimy do Jana Pawła II. On wielkim papieżem był. Tak twierdzi legendarny szef jedynie słusznej gazety. To właśnie na jej łamach atakowany jest Jan Paweł II.