Felietony

Marzenia o światłej dyktaturze

Pomysły politologa na rozprawę z przeciwnikami odsłaniają prawdę o naturze polityki. Otóż ognia z wodą nie da się pogodzić. Jeśli ktoś jest przeświadczony o tym, że ma rację i w związku z tym forsuje swój program polityczny, to z determinacją usuwa na tej ścieżce wszelkie przeszkody.

Kampanie dyskredytujące prawicę polską jako nurt pokrewny faszyzmowi czy wręcz nazizmowi mają długą historię. Pomińmy odległe czasy stalinowskie, w których rządzący Polską komuniści zwalczali „reakcyjne podziemie”. Wystarczy przypomnieć choćby debaty z lat 90. minionego wieku. Na przykład publicysta Stefan Bratkowski nazwał „führerem” prezesa Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego Wiesława Chrzanowskiego – człowieka, który jako akowiec walczył w Powstaniu Warszawskim.

Problem polega jednak na tym, że tego rodzaju zabiegi już się zużyły, bo okazały się nieskuteczne. Po prostu propaganda środowisk liberalnych i postkomunistycznych, które próbowały prawicę zmarginalizować, nie przystawała do rzeczywistości. Bądź co bądź Adolf Hitler zapada coraz głębiej w przeszłość.

Dziś zatem, to nie on jest straszakiem, lecz złoczyńca uosabiający bieżące niebezpieczeństwo dla Europy, czyli Władimir Putin. Dlatego właśnie obecnie w Polsce jeśli ktoś chce prawicy przyłożyć, to oskarża ją o konszachty z Kremlem.

Kogo zdenazyfikuje Markowski?

Niedawny wywiad Roberta Mazurka z politologiem Radosławem Markowskim w RMF FM dowodzi jednak, że nad Wisłą wciąż nie brak opiniotwórczych ludzi chętnie sięgających po retorykę antynazistowską. Wspomniany naukowiec znany jest z radykalnych, wyrazistych poglądów. Opowiada się na przykład za całkowitą eliminacją z polskiej polityki formacji, która jest główną prawicową siłą w Polsce. Oczywiście ugrupowanie to musiałoby się wpierw znaleźć w opozycji.

Niewinność Niemców. Jak kamuflują dziś swój nacjonalizm

I za co Polacy powinni być im wdzięczni.

zobacz więcej
W rozmowie z Mazurkiem Markowski nie krył, że właśnie na ziszczenie się takiego scenariusza liczy i oświadczył, że trzeba będzie nie tylko pozbyć się owej politycznej zakały, ale i zrobić porządek z jej wyborcami. Jako wzór wskazał rozwiązanie wdrożone w Republice Federalnej Niemiec po drugiej wojnie światowej. Chodzi o denazyfikację.

I choć uczony zarzekał się, że nikogo nie porównuje do Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników (NSDAP), to za moment stwierdził, iż skoro z tak trudnym zadaniem, jakim była denazyfikacja, Niemcy się uporali, to tym bardziej Polakom uda się pokonać znacznie mniej groźnego od nazistów politycznego potwora.

W kręgach prawicowych słowa naukowca zostały zinterpretowane jako skandaliczna zapowiedź prześladowań, które dotkną nie tylko polityków przyszłej opozycji, ale i dużą część Polaków.

Nie podzielam oburzenia, jakie wywołuje stanowisko Markowskiego. Zanim jednak wyjaśnię dlaczego, odniosę się do kwestii denazyfikacji.

Winy za fasadą skruchy

W Polsce rozpowszechniona jest opinia, że Niemcy rozliczyli się z dziedzictwem nazizmu. Tymczasem to mit. Rozwiewa go choćby Samuel Salzborn, niemiecki politolog, który w roku 2020 w landzie Berlin objął stanowisko pełnomocnika do spraw zwalczania antysemityzmu. W książce pod wymownym tytułem „Zbiorowa niewinność. Wypieranie Szoah z niemieckiej pamięci” (polski przekład ukazał się w ubiegłym roku nakładem Instytutu Pileckiego) stawia on tezę, że pokutowanie przez naród niemiecki za zbrodnie III Rzeszy to jedynie pozory.

Salzborn wskazuje, że owszem, po drugiej wojnie światowej Niemcy w skali masowej odcinali się od nazizmu, a konkretnie od jego okrucieństw, ale przede wszystkim to siebie kreowali na ofiary reżimu Hitlera. Towarzyszyło temu wtapianie się w społeczeństwo RFN mnóstwa dawnych funkcjonariuszy państwa nazistowskiego mających krew na rękach.
Wizyta w Polsce kanclerza Niemiec Willy'ego Brandta w 1970 roku została zapamiętana m. in. z tego gestu – niemiecki polityk uklęknął przed Pomnikiem Bohaterów Getta. Fot. DPA/PAP
Skrucha wyrażana przez polityków niemieckich stanowiła fasadę, za którą winy narodu niemieckiego minimalizowano i relatywizowano. Jednocześnie poruszany był wątek tak zwanych wypędzonych. A dziś głowę podnosi jawny nacjonalizm niemiecki, o czym świadczą sukcesy partii Alternatywa dla Niemiec.

Gra w otwarte karty

Jeśli jednak Radosław Markowski mimo to żywi przekonanie, że zastosowanie w Polsce rozwiązania analogicznego do denazyfikacji przyniosłoby pożądany przez „obrońców demokracji” efekt, to mógłby się boleśnie rozczarować.

Wyobraźmy sobie, że następuje tak przez niego wyczekiwana zmiana polityczna. I znaczna część Polaków zostaje poddana reedukacji. Cel tego przedsięwzięcia jest następujący: ludzie ci mają się stać obywatelami posłusznymi liberalnym elitom.

Jednak czy na taką inżynierię społeczną nie zareagowaliby oni oporem? Bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym narasta w nich gniew wobec mentalnie obcej im władzy. Można się więc z ich strony spodziewać potężnego buntu. I wtedy aby powstrzymać prawicową recydywę, potrzebne byłoby wprowadzenie „światłej” dyktatury. Ale to i tak przecież nie doprowadziłoby do pokoju społecznego.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Podobna sytuacja już się przecież zdarzyła. Warto przypomnieć, czym się skończyły mentorskie połajanki polityków Unii Wolności.

W latach 90. formacja ta sprawowała w Polsce „rząd dusz” – także dzięki propagandowemu wsparciu mediów głównego nurtu. UW lansowana była jako ugrupowanie autorytetów moralnych kierujących się inteligenckim etosem służby społeczeństwu. Tyle że spod tego wizerunku wyzierała arogancja okazywana tym Polakom, którzy w warunkach brutalnej transformacji ustrojowej oczekiwali od państwa politycznej sprawczości.

Unii Wolności zabrakło słuchu społecznego. I dlatego na początku XXI wieku stała się niszową partią pozaparlamentarną, a następnie zniknęła na dobre z areny dziejów.

Natomiast wracając do pomysłów Radosława Markowskiego na rozprawę z przeciwnikami, to trzeba przyznać, że odsłaniają one prawdę o naturze polityki. Otóż ognia z wodą nie da się pogodzić. Jeśli ktoś jest przeświadczony o tym, że ma rację i w związku z tym forsuje swój program polityczny, to z determinacją usuwa na tej ścieżce wszelkie przeszkody. Dąży do tego, żeby być w państwie decydentem (inaczej mówiąc: suwerenem) oraz robi wszystko, żeby zamknąć swojemu wrogowi drogę do władzy.

Tak więc stanowisko Markowskiego pozbawione jest obłudy. I za tę grę w otwarte karty trzeba mu podziękować. A prawica powinna z tego wyciągnąć właściwe wnioski: „obrona demokracji” to wymierzony w nią slogan, za którym w rzeczywistości kryją się zapędy dyktatorskie.

– Filip Memches

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Kwiecień 1994. Pierwszy Kongres Krajowy Unii Wolności (UW), ugrupowania powstałego podczas Kongresu Zjednoczeniowego Unii Demokratycznej (UD) i Kongresu Liberalno-Demokratycznego (KLD). Przewodniczącym nowej partii został dotychczasowy przewodniczący UD Tadeusz Mazowiecki. Fot. PAP/Adam Urbanek
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?