Skrucha wyrażana przez polityków niemieckich stanowiła fasadę, za którą winy narodu niemieckiego minimalizowano i relatywizowano. Jednocześnie poruszany był wątek tak zwanych wypędzonych. A dziś głowę podnosi jawny nacjonalizm niemiecki, o czym świadczą sukcesy partii Alternatywa dla Niemiec.
Gra w otwarte karty
Jeśli jednak Radosław Markowski mimo to żywi przekonanie, że zastosowanie w Polsce rozwiązania analogicznego do denazyfikacji przyniosłoby pożądany przez „obrońców demokracji” efekt, to mógłby się boleśnie rozczarować.
Wyobraźmy sobie, że następuje tak przez niego wyczekiwana zmiana polityczna. I znaczna część Polaków zostaje poddana reedukacji. Cel tego przedsięwzięcia jest następujący: ludzie ci mają się stać obywatelami posłusznymi liberalnym elitom.
Jednak czy na taką inżynierię społeczną nie zareagowaliby oni oporem? Bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym narasta w nich gniew wobec mentalnie obcej im władzy. Można się więc z ich strony spodziewać potężnego buntu. I wtedy aby powstrzymać prawicową recydywę, potrzebne byłoby wprowadzenie „światłej” dyktatury. Ale to i tak przecież nie doprowadziłoby do pokoju społecznego.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Podobna sytuacja już się przecież zdarzyła. Warto przypomnieć, czym się skończyły mentorskie połajanki polityków Unii Wolności.
W latach 90. formacja ta sprawowała w Polsce „rząd dusz” – także dzięki propagandowemu wsparciu mediów głównego nurtu. UW lansowana była jako ugrupowanie autorytetów moralnych kierujących się inteligenckim etosem służby społeczeństwu. Tyle że spod tego wizerunku wyzierała arogancja okazywana tym Polakom, którzy w warunkach brutalnej transformacji ustrojowej oczekiwali od państwa politycznej sprawczości.
Unii Wolności zabrakło słuchu społecznego. I dlatego na początku XXI wieku stała się niszową partią pozaparlamentarną, a następnie zniknęła na dobre z areny dziejów.
Natomiast wracając do pomysłów Radosława Markowskiego na rozprawę z przeciwnikami, to trzeba przyznać, że odsłaniają one prawdę o naturze polityki. Otóż ognia z wodą nie da się pogodzić. Jeśli ktoś jest przeświadczony o tym, że ma rację i w związku z tym forsuje swój program polityczny, to z determinacją usuwa na tej ścieżce wszelkie przeszkody. Dąży do tego, żeby być w państwie decydentem (inaczej mówiąc: suwerenem) oraz robi wszystko, żeby zamknąć swojemu wrogowi drogę do władzy.
Tak więc stanowisko Markowskiego pozbawione jest obłudy. I za tę grę w otwarte karty trzeba mu podziękować. A prawica powinna z tego wyciągnąć właściwe wnioski: „obrona demokracji” to wymierzony w nią slogan, za którym w rzeczywistości kryją się zapędy dyktatorskie.
– Filip Memches
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy