Tymczasem z wywodów Terlikowskiego można wnioskować, że ofiary zła stanowią we wspólnocie grzeszników elitę, bo już za swej ziemskiej pielgrzymki poprzez doznane krzywdy dostąpiły zbawienia, więc nawrócenia nie potrzebują.
I w ten oto sposób nieoczekiwanie publicysta operuje dyskursem charakterystycznym dla lewicy „woke”. Przedstawiciele tego wywodzącego się z USA nurtu w polityce i kulturze postulują rozprawę ze skutkami wielowiekowego ucisku, któremu – jak twierdzą – w cywilizacji białych mizoginów poddawane były kobiety oraz rozmaite grupy etniczne, rasowe, religijne, obyczajowe. Do ulubieńców lewicy „woke” należą między innymi czarni mieszkańcy państw zachodnich oraz mniejszości seksualne. Znamienne nawet, że na Zachodzie i do Kościoła wkradają się już pomysły, żeby w jego centrum umieścić społeczność „LGBT” traktowaną jako ofiary wielowiekowej „homofobii”.
Tyle że w tym przypadku upominanie się o godność kobiet oraz innych grup, które – według owej narracji – zostały poszkodowane przez biały patriarchat, bazuje na resentymentach. A one wyrażają żądzę odwetu. Ci, którzy się kierują resentymentami, chcą przebudować świat poprzez zamianę ról: dotychczasowi panowie mają się stać niewolnikami, a dotychczasowi niewolnicy – panami. Do tego właśnie prowadzą ideologie emancypacyjne. Dlatego, że się opierają na pysze.
Ich zwolennicy upatrują zła w represyjnych strukturach społecznych, a nie w grzeszności natury ludzkiej. Są przekonani, że skoro chcą dobra, to do moralnej naprawy świata to wystarczy.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Problem polega tylko na tym, że wraz z wywoływanymi przez nich rewolucjami – choćby i pełzającymi – zło się potęguje. I tak na przykład w zachodnim kręgu cywilizacyjnym czymś coraz bardziej powszechnym staje się to, że nastolatkowie myślą o samobójstwie lub zastanawiają się nad zmianą płci. Rzeczywistość można oczywiście w imię poprawności politycznej zaklinać na różne sposoby, ale sytuacja ta nie świadczy o tym, że z kondycją psychiczną osób, które mają takie dylematy, wszystko jest w porządku. A przecież młodzież przeciw „dziadersom” z Kościoła się buntuje. Źródłem jej autorytetów jest popkultura, która redefiniuje normy społeczne i obyczajowe w duchu postępu głoszonego przez ideologie emancypacyjne.
Wracając zaś do resentymentów, nie można pominąć tego, że po prostu przeczą one przebaczeniu i miłosierdziu, a więc temu wszystkiemu, co stanowi istotę chrześcijaństwa. Stanowisko Tomasza Terlikowskiego, wytrawnego znawcy nauczania Kościoła, tym bardziej więc dziwi.