Felietony

Seks w przedszkolu: pluszowe początki i moda na inność

Jeszcze parę lat temu nikt by nie uwierzył, że w pewnym zachodnim, spokojnym, bogatym i stabilnym kraju odbywają się w przedszkolach zajęcia, podczas których dzieci dostają „do zabawy” pluszowe narządy płciowe, męskie i żeńskie. I uczą się nimi posługiwać i dopasowywać je do siebie.

– Co ty wymyślasz? – krzyczała wtedy na mnie koleżanka przekonana, że roznoszę jakieś bzdurne plotki, bo przecież nikt o zdrowych zmysłach niczego takiego by nie wymyślił. I nie wierzyła, że można te „zabawki” zobaczyć na zdjęciu. I że można takie zabawy proponować dzieciom – w imię ich dobra i rozwoju. A jednak!

Nie pamiętała ani ona, ani wielu innych, jakie potworne szkody w tej dziedzinie wyrządził „wesoły miesiąc maj”, czyli paryski Maj’68, którego liderzy jeszcze kilka lat później lansowali – i wdrażali! – chore teorie o takiej wolności w dziedzinie seksu, która obejmuje także dzieci. Takie nazwiska jak Daniel Cohn-Bendit (wieloletni europoseł Zielonych, reprezentujący w różnych kadencjach Francję i Niemcy), jak Bernard Couchner (wybitny lekarz i społecznik, współzałożyciel organizacji charytatywnych Lekarze bez Granic i Lekarze Świata, minister w różnych resortach, w tym spraw zagranicznych) czy Olivier Duhamel (swego czasu też francuski europoseł z Partii Socjalistycznej) powinny na zawsze zostać symbolem perwersji, deprawacji i dodatkowo hipokryzji, która kazała im stroić się w pióra „orłów rewolucji”, podczas gdy byli zwyczajnymi łajdakami. Na naszych łamach pisał o tym niedawno Filip Memches w felietonie pt. „Dziedzictwo Maja’68 ma mroczne oblicze: obronę pedofilii”, bo trzeba o tym przypominać i ostrzegać przed zjawiskami, które od tamtej pory mocno urosły.

Szkoły przestały być nasze

Podobnie jeszcze parę lat temu z niedowierzaniem i nawet śmiechem przyjmowane były pierwsze informacje o organizacjach jakoby edukacyjnych – nazw celowo nie wymieniam, bo po co miałabym je nagłaśniać – które na terenie szkół i przedszkoli chciały promować tak zwaną zdrową edukację seksualną. Bez wiedzy rodziców i w nieobecności nauczycieli, bo przecież „nauczyciele mogą nas krępować”. Dalej więc, chłopcy i dziewczęta, opowiemy wam o przyjemnościach życia, tylko nie mówcie nikomu, o czym tutaj rozmawiamy!

Ale zwyczajne dzieci po prostu pod wieczór opowiadają o swoim dniu. Mamie na przykład, albo jeszcze lepiej mamie i tacie. Coraz bardziej liczni rodzice podnosili więc jednak głowy – wietrzyli niebezpieczeństwo – i próbowali zabierać głos. Domagając się przede wszystkich prawa rodziców do „wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania”. A jest to prawo konstytucyjne, ustawy naszej zasadniczej art. 48!

Najpierw pedofilia, potem kazirodztwo

Koniec zasłaniania się „zgodą dziecka” na seks z dorosłym? Francja półtora roku po aferze Matzneffa.

zobacz więcej
Jako młoda mama, której dziecko poszło właśnie do szkoły w szczytowym momencie upadania peerelu, bodaj w 1987 roku, wystąpiłam na łamach ówczesnego „Tygodnika Powszechnego” z buńczucznym – i jakże słusznym – postulatem: szkoła jest nasza. Szkoła – czyli jej podmiot, a więc uczniowie, nasze dzieci – nie są państwa czy systemu oświaty, nie, one są nasze, rodziców. I to my, rodzice, jesteśmy za nie odpowiedzialni. I dlatego szkoła ma być nasza – pisałam – i nie miałam na myśli szkół prywatnych, katolickich czy innych niepublicznych, tylko szkoły powszechne. Byłam młoda i widziałam same tylko plusy wymarzonej samorządności szkół, obywatelskości rodziców i ich – domniemywanego wtedy – zaangażowania. Ależ gdzie tam! Dziś coraz częściej słychać o domowym nauczaniu, bo rodzice, ale i uczniowie, nie chcą szkoły, która „nie jest nasza”. Dla jednych, że słabo uczy, dla innych, że nie wychowuje. Jeśli rodziców nie stać na szkołę niepubliczną, dziecko jest zdolne i pracowite, a w szkole nikt go nie ciągnie wzwyż, to niech się uczy w domu! Znam chłopaka, który właśnie zdaje bardzo skomplikowaną maturę – ze względu na swój wybór przedmiotów i rozszerzeń – a jest po dwóch latach nauki w tym trybie i jest bardzo zadowolony, że mu nikt nie mieszał w głowie gejozą czy inną metamorfozą.

Seksmody się rozlały

Teraz już nie ma co wierzyć albo nie wierzyć. Opisane na wstępie sytuacje są rzeczywistością, dzieją się, wchodzą do naszych domów. Zagrożeń jest dużo, dużo więcej. Jednak pominę tym razem absolutnie wszechobecną telewizję z jej milionami kanałów, także pornograficznych, i pominę internet z jego trylionami możliwości, w tym darknetem. Pominę – chwilowo – rozerotyzowane, także wszechobecne, reklamy i kino wraz z teatrem, którego oferta tak gwałtownie się skurczyła, że naprawdę nie wiadomo, dokąd pójść z dziećmi, żeby nie natrafić na seksualne podteksty lub rozszalałą erotykę, już teraz niemal obowiązkowo z odcieniem homoseksualnym. Pominę, co nie znaczy, że je lekceważę, wręcz przeciwnie. Ale pokażę inne.

Jednym z największych zagrożeń, bo godzącym bezpośrednio w tożsamość nastolatka czy nawet starszego dziecka, jest lansowana z wielkim hałasem kampania: „Masz wątpliwości czy jesteś dziewczyną/chłopakiem? My ci pomożemy”. Oczywiście , formalnie nie ma żadnej takiej kampanii, ale nieformalnie jednak się toczy i to na różnych polach. O bezmyślnie wszczętej procedurze zmiany płci (tranzycji) i jej dramatycznych skutkach opowiadał kilka tygodni temu na naszych łamach młody człowiek – wciąż młody, a już głęboko doświadczony manipulacjami ludzi, którzy po prostu robią wielkie interesy w tym „biznesie”. Ostrzega już przed ich procedurami i metodami prof. dr Lew Starowicz, ulubiony wszak seksuolog postępowych mediów.
Parada Równości – manifestacja środowisk LGBT w Warszawie, 13 czerwca 2015. Fot. PAP/Bartłomiej Zborowski
Od dawna wśród nastolatków trwa swoista moda na „demonstrację inności”, co biorę w cudzysłów, ponieważ – nie lekceważąc właściwych dla okresu adolescencji weltschmerzów i prawdziwych cierpień młodych werterów – moda zawsze była i jest wyznacznikiem stylu życia w okresie dojrzewania. Młody człowek w ciężkich nierzadko trudach odkrywa tajemnice swojego intelektu, swojego ciała, swoich emocji i uczy się być sobą – a zarazem chce być taki, jak inni, chce nadążać za trendami, chce być jak ci „najfajniejsi”, cokolwiek to w danym momencie znaczy. A teraz trendy pokazują, że należy być „innym” – może gejem, może lesbijką, ale na pewno nie należy być świetnym chłopakiem i uroczą dziewczyną, za którą się świetne chłopaki oglądają. Snują się więc pod kwitnącymi kasztanowcami pary dziewcząt objętych czule niczym Julia i Romeo, a w kawiarnianym ogródku z jednego talerza wyjadają kęski nadmiernie eleganccy – wytworni po prostu – chłopcy, prowadząc głośnio rozważania o udziale w warsztatach sztuki peruwiańskiej, przesyłając sobie czułe spojrzenia i uściski dłoni.

Zdumiona ulica nie wie jak na to patrzeć. Czy to jeszcze zgrywa, czy już samo życie? Udają kogoś kim nie są, czy próbują jak to jest być tym kimś? Zdumiona ulica nie wierzy, że nagle przybyło nam tylu homoseksualnie usposobionych młodych ludzi i słusznie upatruje w tym mody! Ale co zostanie, kiedy moda przeminie?

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Ale też jak te śliczne – i zarazem namiętnie oszpecające się – dziewczyny mają się rozwijać i umacniać w swojej dziewczęcości, potem kobiecości, skoro ich mamy i ojcowie są pełni niechęci do swych ról życiowych. Nie chcą być matkami i głośno o tym krzyczą – nawet wrzeszczą – na manifestacjach, na które zabierają swoje dzieci ubrane w trykotki z błyskawicą. Ojcowie nie chcą być ojcami, tylko kochankami, może nawet gejami. Jak w chłopcu ma się kształtować pozytywny model męskości, skoro w pobliżu nie ma wzorców? Rodzina patchworkowa z czterema mężami matki i pięcioma żonami ojca jest modelem, od którego chce się raczej wyć niż żyć. I to nie jest seksualizacja dzieci i młodzieży?

Świat coraz bardziej lansuje pokrętny model. W jakiej części to też jest moda, a w jakiej już klęska cywilizacyjna? I znowu: jeśli to raptem moda, co po niej zostanie, kiedy już się skończy? Bo chyba nie tylko obszerne, pozarozmiarowe bluzy i spodnie „unisex”, jakich teraz wszędzie pełno?

Nie wykłady, lecz przykłady. Nie będę się upierać, że wszystko zależy od rodzinnego domu, choć rzeczywiście wszystko zaczyna się w domu, w rodzinie, w pierwszych czterech, pięciu, sześciu latach życia. Nikt domu nie zastąpi, nie wyręczy, nie wymieni. Żadne ustawy i przepisy nie załatwią prawdziwych wzorców, jakich mogą dostarczyć tylko dojrzali rodzice – ale i ustawy są potrzebne, żeby rodzinę zabezpieczyć przed inwazją zlewicowanych aktywistów, pomysłodawców i innych organizatorów naszego życia. Bo wszyscy nie damy rady przejść na „domowe nauczanie”.

– Barbara Sułek-Kowalska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP2023
Tygodnik TVP jest laureatem nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zdjęcie główne: Marsz dla Życia i Rodziny pod hasłem „Wspólnie brońmy rodziny”, 20 września 2020. Fot. Damian Ługowski / Forum
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?