Felietony

W nieludzkim tempie

Skupianie się na jednej czynności odczuwamy jako „stratę czasu”. Tymczasem multifunkcjonalność szkodzi zdrowiu i hamuje pozytywne emocje. Nie czujemy „smaku” życia, nie czerpiemy satysfakcji z tego, czym się aktualnie zajmujemy. Jak zminimalizować te męki i lęki?

Co jest?

Dlaczego ciągle się spieszę?

Zdaje mi się, że bezustannie podkręcam tempo, a i tak z zadyszką zdążam na terminy. Powie ktoś: wiek. Byłabym się zgodziła, gdyby nie to, że wszyscy tak mają, niezależnie od pokolenia. A psychologowie biją na alarm: zwolnijmy!

Tyle, że to wołanie na puszczy.

Postęp wymaga od nas włączenia stałego wewnętrznego akceleratora, zaś slow life oznacza zastój, w konsekwencji wypadnięcie z obiegu. Przecież sukcesy odnoszą ci szybcy, a nie maruderzy.

Tylko… za jaką cenę?

Rozum w chmurze

Ścigamy się nie tylko z innymi, przede wszystkim ze sobą.

Mówią: umysł nie ćwiczony śniedzieje, jak nieużywane mięśnie. Toteż emerytura nie zwalnia od intelektualnej ani fizyczne aktywności. Bo jeśli oklapniemy, zestarzejemy się szybciej, niż przewiduje metryka.

Moja przyjaciółka uważa, że póki tchnienia w piersiach, trzeba rwać do przodu, zwłaszcza przyswajać sobie nowinki techniczne.

Ten rok przynosi mi same takie. Najpierw stary komp odmówił współpracy czarnym ekranem, zmuszając tym samym do wydatkowania stosownej kwoty na zakup nowego sprzętu sygnowanego jabłkiem (tylko Mac wchodził w grę, nie uznaję innych).

Ten jest cienki, wyrafinowanie elegancki (dlatego lubię Maca), jednak – nie ma żadnych możliwości odtwarzania starych dysków, nie wspominając o filmach nagranych na CD, których mamy pokaźną kolekcję. Ten nowy pamięć ma w chmurze, a w tej jeszcze nie bujam.

Mimo to go – kompa – lubię (zauważyli Państwo, że mamy emocjonalny stosunek do elektronicznych urządzeń? Czy wydaje nam się, że one odpłacą tym samym? Skoro są inteligentne, może uczą się też inteligencji emocjonalnej?).
Skupianie się na jednej czynności odczuwamy jako „stratę czasu”. Co, tylko rozmawiam przez telefon, tylko uczę się, tylko słucham muzyki, tylko czytam, tylko jem? Cóż za nieekonomiczne gospodarowanie czasem! Na zdjęciu kobieta w budce telefonicznej na Starym Mieście w Warszawie w 1976 roku. Fot. PAP/Tomasz Listopad
Potem wymiany wymagała komórka. Co prawda stara była jeszcze zipiąca, jednak wykonałam manewr uprzedzający bolesny cios, czyli utratę wszelkich kontaktów.

Nabyłam model na czasie. Dwa razy cięższy (wagowo) i wielokrotnie sprawniejszy, lecz żeby go polubić, muszę ogarnąć możliwości oraz wyćwiczyć odruchy.

Czasem mam wrażenie, że działanie tej nowej komórki rozmija się z logiką. Przynajmniej moją. Ja inaczej zaprogramowałabym następstwo dotykowe. Poza tym – jak długo trzymać palec na ekranie, żeby to urządzenie mi uległo?

Intuicja intuicją, ale trzeba też wyrobić w sobie pewne nawyki, żeby dotykać właściwie. Kojarzy się z seksem – ale teraz wszystko ma być sexy. Póki co, nie szczytuję ze smartfonem.

Na razie w naszych kontaktach skupiam się, jak na egzaminie z trygonometrii (która, nawiasem mówiąc, zawsze mnie kręciła, jako że wymagała wyobraźni przestrzennej).

Niewola techniki

Tym, którzy urodzili się z komórką w ręku, łatwiej opanować coraz to nowe elektroniczne zabawki. Ale starsza generacja musi się przestawić i przyłożyć. Analogowe narzędzia idą do piwnicy lub na złom, nowo nabyte onieśmielają swym technologicznym blichtrem. W dodatku żadnej instrukcji obsługi, wszystko na wyczucie.

Więc tracimy masę czasu na „rozkminienie” gadżetów, których zasad funkcjonowania nie jesteśmy w stanie zrozumieć.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
Tu przypomnę: wyrobienie odruchów warunkowych, czyli automatycznych reakcji pod wpływem powtarzających się bodźców, wymaga czasu. Taki Iwan Pawłow długo sposobił psa, żeby toczył ślinę na sam widok zmiany światła, bo nauczył się wraz z tą zmianą oczekiwać na żarcie.

Kiedyś mnóstwo codziennych czynności wykonywaliśmy „na ślepo”, bezmyślnie, bez angażowania uwagi. Teraz trzeba się skupić i na nowo zapamiętać. Jak się okazuje – na krótko, coraz krócej, bo za rok, za kilka miesięcy pojawią się następne sprzęty kolejnej, nowej generacji.

Jeśli zmiany następują za szybko, by wyrobić w nas odruchy nie wymagające koncentracji, co dotyczy praktycznie całego otoczenia, jesteśmy nieustannie spięci, w obawie przed nieodwracalną wpadką.

To męczy!

Ci, którzy zawodowo zajmują się grzebaniem w elektronicznych narzędziach, potrafią to zrobić spod palca. I pewnie fascynuje ich wprowadzanie kolejnych „ulepszeń”, które ewokują produkcję kolejnych sprzętów, a nas, ubezwłasnowolnionych przez reklamę oraz inne przymusy, zachęcają do kolejnych zakupów. Tymczasem my (piszę w imieniu innych humanistów dawnej daty) rozwijaliśmy inne umiejętności. Stawialiśmy na rozważania, porównywania, wartościowania.

Teraz można zapomnieć o tych sprawnościach.

Zostaliśmy wzięci w jasyr techniki. A na karku czujemy oddech sztucznej inteligencji, która za nas napisze, skomponuje, namaluje, zaprojektuje.

Jeśli do tego ciągłego douczania się obsługi sprzętów codziennego użytku dodać zwyczajne domowe obowiązki, zaspakajanie potrzeb rodzinnych, towarzyskich, intelektualnych, rozrywkowych – jasne się staje, dlaczego wciąż biegniemy.

A potem trzask!

Wysiadamy na stacji KONIEC. Czy też nas tam wysadzają.

Sygnał: spocznij!

To już psychologowie wiedzą i trochę jakby starają się przestrzegać wysoko rozwinięte społeczeństwa. Jednocześnie nikt tego głośno nie mówi, bo mleko się wylało i nie ma powrotu do dawnego spokojnego tempa.

Nasz mózg. Niedoszacowany czy u kresu możliwości?

Nie dajemy rady przyswajać więcej informacji – twierdzi filozof Byung-Chul Ha.

zobacz więcej
Jednak nasza biologia nie nadąża za zmianami, które bezustannie reorganizują nasz dookolny świat. Organizmy dają nam sygnały ostrzegawcze poprzez rozmaite metody wycofywania się z codziennego maratonu. On chce ustawić się na „spocznij!”.

Jak to robi?

Czasem to „zwykła” choroba, która przeciąga się niemiłosiernie i zmusza do dłuższego pauzowania. Innym razem dopada kogoś syndrom „wypalenia zawodowego” (chyba wszyscy wiedzą, o czym mowa). To znów pojawia się apatia, anhedonia, depresja…

Wszystko to oznacza, że organizm odmawia bycia w ciągłym stanie gotowości.

W konsekwencji tegoż, w ostatnich dwóch dekadach permanentny wzrost stresu spowodował przyrost chorób przewlekłych u potencjalnie zdrowych i młodych osób. Mordercze tempo życia i niespotykana nigdy wcześniej mnogość bodźców męczy o wiele bardziej, niż spinanie się do wykonania jakiegoś konkretnego zadania, którego kres jest wyraźnie wyznaczony.

Teraz trzeba cały czas być pogotowiu.

Ba, skupianie się na jednej czynności odczuwamy jako „stratę czasu”. Co, tylko czytam pocztę, tylko rozmawiam przez telefon, tylko uczę się, tylko słucham muzyki, tylko oglądam newsy w sieci, tylko jem lunch? Cóż za nieekonomiczne gospodarowanie czasem!

Staramy się więc robić co najmniej dwie czynności jednocześnie, a może trzy, cztery? Za przykłady chętnie podaje się geniuszy znanych z podzielności uwagi (taki Napoleon to mistrz wszech czasów w dyscyplinie kojarzenia faktów, ich zapamiętywania i rozwiązywania kilku problemów jednocześnie).

Współcześnie proponowane są rozmaite treningi, żeby dorównać Napoleonowi.

Na przykład: spersonalizowane programy odbudowy podzielności uwagi oparte na neuroplastyczności, opracowane (podobno) przez naukowców. Proszę bardzo, możesz zapoznać się z takim programem stymulacji poznawczej online i posługując się instrukcją w komórce czy na tablecie – potrenować kwadrans kilka razy w tygodniu. Efekty murowane!

Tymczasem… inni naukowcy alarmują: multifunkcjonalność szkodzi zdrowiu i hamuje, nawet niweluje pozytywne emocje. Nie czujemy „smaku” życia, nie czerpiemy satysfakcji z tego, czym się aktualnie zajmujemy.

Nawet wypoczynek, wakacje lub towarzyskie spotkania nie relaksują, bo z tyłu głowy telepią się myśli o tym, co jeszcze powinniśmy zrobić.

O ile dają się pogodzić dwie czynności angażujące inne sfery mózgu – na przykład ścieranie kurzu i słuchanie muzyki – to równoległe kontrolowanie informacji na ekranie komputera, odpowiadanie na maile, rozmowa telefoniczna plus słuchanie muzyki dekoncentrują, nie pozwalają zapamiętać treści korespondencji czy konwersacji. W ogóle, ciągłe zmuszanie mózgu (a konkretnie kory mózgowej) do wydatkowania większej energii prowadzi do frustracji.
Ścigamy się nie tylko z innymi, przede wszystkim ze sobą. Bohaterowie filmu „Na rauszu” – nauczyciele z gimnazjum – zabiegają, by wyglądać na młodszych i fajniejszych w oczach ich otoczenia, ale przede wszystkim swoich własnych. Mają im to zapewnić alkohol i zabawa. Fot fragment plakatu
Wiecie, czym ją usiłujemy zredukować? Na przykład szybkim i bezemocjonalnym seksem (zabawne, że zjawisko seksoholizmu miewa podłoże… pracoholizmu). Awanturą urządzoną sąsiadowi lub dziecku z zupełnie błahych powodów. Jedzeniem. Znaczy – podjadaniem. Albo piciem, także alkoholu. Nie tak, żeby uwalić się w sztok, ale pobierać oszczędnie, żeby czuć się lekko pobudzonym. Kto widział film „Na rauszu” Thomasa Vinterberga (2020, nagrodzony Oscarem), ten wie, o co chodzi.

A oni wciąż przyspieszają, dobry Boże…

Dawno, dawno temu – w latach 90. ubiegłego stulecia, psycholog Robert Levine badał różnice, jakie zachodzą w tempie życia różnych nacji. Za podstawę tych pomiarów wziął szybkość, z jaką poruszają się mieszkańcy poszczególnych miast. Chyba nikogo nie zdziwi, że najszybsi okazali się ci z metropolii o najwyższym stopniu industrializacji i że na pierwszym miejscu uplasował się Singapur. Ale, o dziwo, kolejne pozycje zajęły Kopenhaga i Madryt. Potem było chińskie Guangzhou, dalej Dublin, brazylijska Kurytyba, Berlin, Nowy Jork, Utrecht, Wiedeń i wreszcie, na 11. miejscu od góry, znalazła się Warszawa. Tuż przed Londynem.

Wiadomo – im szybciej biegniemy, tym bardziej jesteśmy zmęczeni. Trzydzieści lat temu tylko 49% Europejczyków uskarżało się na zbyt wyczerpującą pracę; w następnej dekadzie ten odsetek skoczył do 60%.

Wraz z nami przyspiesza technologia, co przekłada się na coraz krótszy cykl „życia” wszelkich produktów, także istnienia marek. Już nikt niczego nie naprawia, nie opłaca się. Trzeba kupić nowe przedmioty, u nowych producentów. My też wcale nie żyjemy dłużej, a już na pewno mniej nas cieszy ziemski byt.

Jak zminimalizować te męki i lęki?

Choćby wrzucając tryb zwany slow life. Jego podstawę stanowią treningi mindfulness, czyli umiejętności koncentrowania uwagi na jednej czynności albo jednym bodźcu.

Zaraz, zaraz, czy aby tego nie znamy? Wyznawcy filozofii zen od dawien dawna ćwiczyli skupienie na teraźniejszości i czerpaniu radości z bieżących zdarzeń. A zagonieni (o wiele mniej niż obecnie) ludzie Zachodu już w latach 60./70. udawali się na Wschód, żeby u źródeł pobierać lekcje medytacji.

Teraz te metody wracają, choć pod nowymi szyldami. Ogólnie chodzi o spowolnienie. Ale zmaltretowani nieustannym przyspieszaniem ludzie szukają sposobów, żeby sobie poluzować, zarazem nie zmieniając postępowania. Toteż psychoterapeuci, coache, trenerzy osobistego rozwoju i inni „lekarze dusz” nie nadążają z przyjmowanie pacjentów, gotowych słono płacić za odzyskanie wewnętrznego ładu.

Tylko że… często sesja u tych specjalistów staje się jeszcze jednym zadaniem, które wciska się w pękający w szwach plan dnia. I nici z odprężenia.


Piszę ten tekst przy wyłączonej muzyce – w ciszy najlepiej zbiera się myśli.

Piszę przed urlopem – żeby na nim w spokoju odpocząć, nie targana wyrzutami sumienia, że w czymś komuś nawaliłam. Uda się.

– Monika Małkowska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP2023
Tygodnik TVP jest laureatem nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zdjęcie główne: Skupianie się na jednej czynności odczuwamy jako „stratę czasu”. A multifunkcjonalność szkodzi zdrowiu i hamuje pozytywne emocje. Nie czujemy „smaku” życia, nie czerpiemy satysfakcji z tego, czym się aktualnie zajmujemy. Jak zminimalizować te męki i lęki?
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?