Potem wymiany wymagała komórka. Co prawda stara była jeszcze zipiąca, jednak wykonałam manewr uprzedzający bolesny cios, czyli utratę wszelkich kontaktów.
Nabyłam model na czasie. Dwa razy cięższy (wagowo) i wielokrotnie sprawniejszy, lecz żeby go polubić, muszę ogarnąć możliwości oraz wyćwiczyć odruchy.
Czasem mam wrażenie, że działanie tej nowej komórki rozmija się z logiką. Przynajmniej moją. Ja inaczej zaprogramowałabym następstwo dotykowe. Poza tym – jak długo trzymać palec na ekranie, żeby to urządzenie mi uległo?
Intuicja intuicją, ale trzeba też wyrobić w sobie pewne nawyki, żeby dotykać właściwie. Kojarzy się z seksem – ale teraz wszystko ma być sexy. Póki co, nie szczytuję ze smartfonem.
Na razie w naszych kontaktach skupiam się, jak na egzaminie z trygonometrii (która, nawiasem mówiąc, zawsze mnie kręciła, jako że wymagała wyobraźni przestrzennej).
Niewola techniki
Tym, którzy urodzili się z komórką w ręku, łatwiej opanować coraz to nowe elektroniczne zabawki. Ale starsza generacja musi się przestawić i przyłożyć. Analogowe narzędzia idą do piwnicy lub na złom, nowo nabyte onieśmielają swym technologicznym blichtrem. W dodatku żadnej instrukcji obsługi, wszystko na wyczucie.
Więc tracimy masę czasu na „rozkminienie” gadżetów, których zasad funkcjonowania nie jesteśmy w stanie zrozumieć.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Tu przypomnę: wyrobienie odruchów warunkowych, czyli automatycznych reakcji pod wpływem powtarzających się bodźców, wymaga czasu. Taki Iwan Pawłow długo sposobił psa, żeby toczył ślinę na sam widok zmiany światła, bo nauczył się wraz z tą zmianą oczekiwać na żarcie.
Kiedyś mnóstwo codziennych czynności wykonywaliśmy „na ślepo”, bezmyślnie, bez angażowania uwagi. Teraz trzeba się skupić i na nowo zapamiętać. Jak się okazuje – na krótko, coraz krócej, bo za rok, za kilka miesięcy pojawią się następne sprzęty kolejnej, nowej generacji.
Jeśli zmiany następują za szybko, by wyrobić w nas odruchy nie wymagające koncentracji, co dotyczy praktycznie całego otoczenia, jesteśmy nieustannie spięci, w obawie przed nieodwracalną wpadką.
To męczy!
Ci, którzy zawodowo zajmują się grzebaniem w elektronicznych narzędziach, potrafią to zrobić spod palca. I pewnie fascynuje ich wprowadzanie kolejnych „ulepszeń”, które ewokują produkcję kolejnych sprzętów, a nas, ubezwłasnowolnionych przez reklamę oraz inne przymusy, zachęcają do kolejnych zakupów. Tymczasem my (piszę w imieniu innych humanistów dawnej daty) rozwijaliśmy inne umiejętności. Stawialiśmy na rozważania, porównywania, wartościowania.
Teraz można zapomnieć o tych sprawnościach.
Zostaliśmy wzięci w jasyr techniki. A na karku czujemy oddech sztucznej inteligencji, która za nas napisze, skomponuje, namaluje, zaprojektuje.
Jeśli do tego ciągłego douczania się obsługi sprzętów codziennego użytku dodać zwyczajne domowe obowiązki, zaspakajanie potrzeb rodzinnych, towarzyskich, intelektualnych, rozrywkowych – jasne się staje, dlaczego wciąż biegniemy.
A potem trzask!
Wysiadamy na stacji KONIEC. Czy też nas tam wysadzają.
Sygnał: spocznij!
To już psychologowie wiedzą i trochę jakby starają się przestrzegać wysoko rozwinięte społeczeństwa. Jednocześnie nikt tego głośno nie mówi, bo mleko się wylało i nie ma powrotu do dawnego spokojnego tempa.