Felietony

Czy Kali był symetrystą?

Pamiętam, że piętnowany dziś Winnetou Karola Maya uwrażliwiał moje pokolenie na los Indian. W podwórkowych zabawach wielu z nas widziało się tylko w roli czerwonoskórych. Każdy chętnie zostawał Indianinem. Większy kłopot był przy zabawach w drugą wojnę światową, bo nikt nie chciał być Niemcem.

W jednej z gazet wyczytałem ostatnio, że Kali z powieści „W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza jest modelowym wręcz przykładem symetryzmu. A to jest konsekwencją nie tylko dyskusji wokół uwspółcześnienia i wymazywania części literatury z obiegu kulturowego, ale przede wszystkim kompletnego nieuctwa historycznego.

Oczywiście, jak ktoś chce, może uwspółcześniać każde dzieło sztuki. Reżyser teatralny czy filmowy do swojej interpretacji może zatrudnić dowolnego aktora lub aktorkę. Może dzieła przenosić w inne epoki. Tak zrobił w latach 70. ubiegłego wieku Andrzej Wajda w świetnym filmie „Piłat i inni” z wątkiem powieści „Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułhakowa. Na deskach Teatru Narodowego zrobił też Adam Hanuszkiewicz, wprowadzając w „Balladynie” Juliusza Słowackiego słynne motocykle. Współczesne wystawienia historyzujących oper, które kiedyś były pełne barwy i światła, dzisiaj już drażnią i nudzą wciąż modną monotonią biurowych, ponurych garniturów.

Przy okazji toczy się jałowa w gruncie rzeczy dyskusja o tym, czy można ingerować w dzieła, szczególnie literatury dziecięcej i młodzieżowej, w taki sposób, żeby promowały współczesne wartości i pojęcia, które uważa się za nowoczesne. Drugi wątek tej dyskusji to ciągłe wskazywanie, która książka odstaje od współczesnych oczekiwań, a jeśli odstaje, to powinna trafić na dzisiejszą listę dzieł zakazanych.

Ta lista ciągle się rozrasta, i będzie się rozrastać, ponieważ zdecydowana większość książek z przeszłości nie przystaje do teraźniejszej rzeczywistości i nigdy nie będzie do niej przystawać. To wydawało się kiedyś oczywiste. Po prostu autorzy pisząc, myśleli przede wszystkim o swoich realnych czytelnikach. Oni pisali w konkretnych epokach o tamtych realiach i również o tamtych marzeniach. A więc książka niezależnie, czy jest przeznaczona dla odbiorcy młodego czy już dojrzałego, jest nade wszystko obrazem chwili, w jakiej powstaje. Bodajże Marcin Kromer w swojej kronice opisywał, że na wsi mieszkają kmiecie, którzy inne określenia swojego stanu uważają za obraźliwe. Powiedzmy dzisiejszemu rolnikowi, że jest „kmiotem”...

Pamiętam, że piętnowany dziś Winnetou Karola Maya uwrażliwiał moje pokolenie na los Indian. W podwórkowych zabawach Apacze byli równymi partnerami z kowbojami. Wielu z nas widziało się tylko w roli czerwonoskórych, choć nigdy jako „czerwonych”, bo to zupełnie inna historia. Każdy chętnie zostawał Indianinem. Większy kłopot był przy zabawach w drugą wojnę światową, bo nikt nie chciał być Niemcem.

10 najlepszych ról dziecięcych w historii polskiego filmu. Ranking Tygodnika TVP

Filmy dla dzieci łączą polskie pokolenia. Na produkcjach z lat 60. i 70. wychowali się nie tylko dzisiejsi rodzice i dziadkowie, ale też obecna młodzież.

zobacz więcej
Skoro jesteśmy już przy tematyce wojennej, to wiele osób ciągle jest oburzonych propagandowym wydźwiękiem i filmową atrakcyjnością serialu „Czterej pancerni i pies”. Przyznam się, że ja nigdy nie miałem z nim problemów. Wiedziałem – tak jak większość moich rówieśników – skąd na Syberii wzięli się Polacy i miałem świadomość całego tła. O tym się mówiło w domach, może nawet przy okazji serialu więcej. Przeczytałem wtedy książkę Janusza Przymanowskiego. I pamiętam z niej ciągłe podkreślanie, że kościuszkowscy i czerwonoarmiści mają jakieś „zdobyczne” przedmioty. Potwierdzało to, co dorośli mówili o sowieckiej armii, że żołnierze kradli potwornie. Od razu te wszystkie opowieści o ruskich i zegarkach automatycznie się uwiarygodniały.

Za sprawą tego serialu uruchomiono w telewizji „Klub Pancernych”, a w jego ramach akcję „Niewidzialna ręką” i apelowano między innymi, żeby dzieci odszukiwały nieznanych bohaterów wojennych. „Niech cię ręka boska broni!” – mówił mój ojciec, podkreślając, że ci nieznani bohaterowie mogą mieć poważne kłopoty. Do „Czterech pancernych i psa” dorośli dawali przypisy. Inna sprawa, że dziewczyny kochały się w Janku, a chłopcy w Marusi. Ja wolałem Lidkę, bo bardziej w moim typie była.

W czasie pandemii wziąłem do ręki książkę z czasów dzieciństwa, której autorem jest jeden z najwspanialszych polskich pisarzy dla młodzieży. Kiedyś lubiłem „Księgę urwisów” Edmunda Niziurskiego, a wątek szpiegowsko-propagandowy traktowałem wyłącznie jako dobrą historię sensacyjną.

Teraz nie wciągał mnie wątek sensacyjny i nie dlatego, że już był mi znany, ani też nie drażniło namawianie w powieści chłopów do przystąpienia do spółdzielni rolnej. Najbardziej przerażające okazały się realia społeczne wiernie opisanie przez autora.

Otóż Wiktor, bohater książki tak był zajęty zabawą na pastwisku, że zapomniał o krowach, z którymi tam się udał na wypas. Należało to do stałych obowiązków wiejskich dzieci. Ponieważ nawalił, matka postanowiła wyciągnąć tzw. konsekwencje w postaci kary cielesnej. Dodam tylko, że matka Wiktora, wdowa z powodów materialnych wyszła ponownie za mąż, a jej wybrankiem był „stary Osuch”, postać dość nieprzyjemna, a według realiów polskiej wsi lat 50. nawet zamożna, choć trudno dzisiejszemu czytelnikowi tę zamożność u niego dostrzec.

Tak więc niezadowolona z Wiktora matka postanawia wybić mu „gałgaństwa z głowy”. „Środkiem do tego szlachetnego celu stała się miotła – czytamy – którą matka zaczęła okładać Wiktora z lewa i z prawa, aż posypały się sadze i drzazgi. Osuch przyglądał się tej czynności z niepokojem, wreszcie powstrzymał matkę:
– O miotły teraz ciężko. Przestańcie. I ubrania szkoda.
Wyjął z rąk osłupiałej matki narzędzie kary i postawił je w kącie.
– Takie rzeczy robi się najlepiej w goliznę moczonym powrósłem – pouczył matkę mrukliwie”.

Piękny opis ówczesnych metod wychowawczych, do których niektórzy tak tęsknią, widząc siebie w roli egzekutorów. Ale idźmy dalej.
Nie warto ingerować w stare książki, przekonuje autor.
Wilczkowska szkoła z „Księgi urwisów” Niziurskiego mieściła się w tym samym budynku co Prezydium Gminnej Rady Narodowej (GRN) i poczta. Przyjrzyjmy się więc relacjom młodzieży z przedstawicielami instytucji państwowych i publicznych.

Zacznijmy od pana Kupścia, sekretarza Prezydium GRN: „Sekretarz Kupść jest człowiekiem nerwowym. Co jakiś czas wybiega na przykład na korytarz z krzykiem: »Matko Boska Piekutowska, zwariować można z tymi ludźmi!« Za nim pęta się nieszczęśliwy interesant z czapką w ręce. Sekretarz Kupść udaje, że go nie widzi, ociera łysinę chusteczką i każe któremuś chłopcu biec po zimne piwo do sklepu”.

Pocztą rządzi kierownik Wcisło. Kiedyś pozwolił jednemu z chłopców, niejakiemu Stachurce zadzwonić z telefonu. „Zdjął słuchawkę, zakręcił korbą i powiedział trochę nie swoim głosem »halo«. Po chwili usłyszał w słuchawce chrobot i cieniutki głos jak pisk myszy. Spłoszył się wtedy i ze strachu czy przejęcia położył słuchawkę. Pan Wcisło zaśmiał się i powiedział, że to odezwała się panienka z centrali i że należało jej powiedzieć numer. Ba, ale jaki?”. Ponieważ kierownik Wcisło załatwiał interesantów przez okienko w drzwiach, to najlepszą okazją do „przeniknięcia do wnętrza poczty” był moment, kiedy skończyły się mu papierosy. „Otwiera wtedy okienko i kiwa, żeby ktoś skoczył do sklepu po »paliwo« dla niego. Amatorów jest aż nadto. Pan Wcisło śmieje się i rzuca pieniądze. Kto złapie, ten biegnie”.

Z jednej strony mamy wykorzystywanie młodzieży szkolnej do zakupów alkoholu i papierosów, dzisiaj rzecz nie do pomyślenia, a z drugiej zaufanie do niej. Rzucający w jej kierunku pieniądze na swoje sprawunki dorosły nawet nie dopuszcza do myśli, że jakiś przypadkowy w gruncie rzeczy chłopiec może być nieuczciwy. Nie ma, nawet w najmniejszy sposób, potrzeby kontrolowania, który z nich wziął pieniądze i poszedł po zakupy. Wiadomo, ten, co wziął, wywiąże się ze swojego zobowiązania. To oczywiste.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS    
Ale skoro jesteśmy przy uczciwości, to trochę inaczej widzi ją Janusz Domagalik piszący raczej dla dziewczęcej publiczności. W powieści „Koniec wakacji” przekazuje bohaterowi, przed podróżą koleją, cenne uwagi: „W pociągu nie pij oranżady, bo na pewno farbowana. Patrz bez przerwy na walizkę, bo ci ukradną. Nie śpij. Albo śpij, tylko walizkę trzymaj wtedy pod nogami…”

Podobne porady dostawał przed podróżą każdy, bo podróż była prawdziwym wyzwaniem. Nie można było w nią wyruszyć bez suchego i mokrego prowiantu, zaś wszystko, co było do kupienia po drodze, mogło stanowić prawdziwe zagrożenie dla życia i zdrowia. I wszędzie były różnego rodzaju „cwaniaczki”, które dybały na naiwnych posiadaczy starych ubrań w walizkach.

Oczywiście, były te światy bardzo różne. I mniejsze społeczności potrafiły miło zaskakiwać mieszkańca z dużego miasta jeszcze w latach 70. Pamiętam moje wędrówki po Suwalszczyźnie. Spałem po stodołach, wystarczyło obiecać, że nie będzie się paliło w nich papierosów. Rano, kiedy rolnicy wyruszyli do swoich obowiązków, i zostawałem sam, czekał na mnie przed stodołą dzbanek mleka, kilka jajek i kawałek chleba.

Hejt na Sienkiewicza. Progresiści na tropie polskiego rasizmu

Publicysta „Gazety Wyborczej” jako dowód w sprawie wskazuje.... „W pustyni i w puszczy”.

zobacz więcej
Wróćmy do literatury. W „Kapeluszu za sto tysięcy” Adama Bahdaja przebywająca nad morzem główna bohaterka, Dziewiątka, w deszczowy dzień udaje się do kawiarni, która przyciąga lodami i rurkami z kremem. Do tych produktów starsi (tj. rodzice) byli raczej nieufni, bo obawiali się zawsze gronkowca, który był prawdziwą letnią plagę.

Na szczęście Dziewiątka jest w tym momencie bez rodziców i może zajrzeć do kawiarni: „Minęłam ogród z moknącymi na deszczu barwnymi parasolami, weszłam do parterowego pawilonu. Ogarnął mnie rozkoszny zapach kawy, wanilii i świeżego ciasta. Na bufecie wesoło syczał niklowym ekspres, a sala była nabita do ostatniego miejsca. Na jednym metrze kwadratowym dziesięć osób, a każda coś piła, jadła, coś mówiła i paliła papierosy. Jednym słowem – poczekalnia w piekle. Gdyby nie rurki, byłabym uciekła, lecz dla rurek z kremem warto się poświęcić”.

W tym lokalu na rogu ulic Słowiczej i Jana z Kolna następuje brzemienna w skutki omyłkowa zamiana nowiutkich kapeluszy z popeliny, która staje się początkiem powieściowej intrygi.

Takie zamiany były czymś w PRL naturalnym i częstym, bo państwowy przemysł odzieżowy miał ubogą ofertę, więc czymś naturalnym był widok kilku, a nawet kilkunastu osób w jednym miejscu i w podobnych rzeczach. Oczywiście, taka sytuacja także dzisiaj może się zdarzyć, choć nie ma już kawiarni, które tak pachną kawą, ciastem i papierosami.

Świat się zawsze zmienia. Każdy, kto pamięta „dorosły” francuski film „Windą na szafot”, wie, że przedstawiony tam rozwój akcji nie byłby możliwy dzisiaj. Po prostu, zbrodniarz, który utknął w windzie, natychmiast zadzwoniłby z komórki do swojego wspólnika. Ale jest szansa, że finał byłby podobny. Morderca wpadłby, zostawiając po sobie ślad cyfrowy, logowanie komórek i tak dalej.

Zmieniające się warunki społeczne, gospodarcze, zmieniające się pojęcia nie są najważniejsze. Najważniejsze są te wartości i te marzenia, które niesie ze sobą literatura. O tym pisał w jednej z swoich powieści Edmund Niziurski: „Nieraz po lekcjach włóczyliśmy się po ulicach, koło bogatszych sklepów, a zwłaszcza »Jubilera« i nawiedzały nas okrutne myśli. Patrzyliśmy, czy jakiś litościwy przechodzień nie stłucze szyby wystawowej i nie zrabuje czegoś, żebyśmy mogli się rzucić w pogoń i oczywiście złapać. Albo wchodziliśmy na strych (…) najwyższej kamienicy w mieście, i wyglądaliśmy z nadzieją przez okienko, że może gdzieś się pali i że można będzie walczyć bohatersko z ogniem i wyciągać zaczadzone dzieci z pożaru. Albo spacerowaliśmy po moście, zaklinając w duchu nielicznych przechodniów, żeby któryś z nich zechciał łaskawie zrobić salto do rzeki i topić się, abyśmy mogli skutecznie pośpieszyć mu z pomocą. Ale jakoś nikt nie chciał kraść, podpalać ani skakać do wody. Owszem, pewnego razu jeden gość skoczył z mostu, uszczęśliwiony Gnat za nim, ale skończyło się tym, że to on wyratował Gnata, a nie Gnat jego. Bo facet okazał się zapalonym pływakiem wyczynowcem, niejakim Kiszką, mistrzem Okaesu, z braku basenu trenującym w ten sposób”.

I to jest najwspanialsze w literaturze młodzieżowej, że mogliśmy marzyć razem z nią. Że pomagała nam dojrzewać. Dzięki niej dowiadywaliśmy się, jak zmieniał się świat. Marzyliśmy, żeby też ten świat zmieniać. Różne książki inspirowały nas do bardziej – jak się potem okazywało – dorosłych zainteresowań.

Niekiedy zdarzało się, niektórzy autorzy uwspółcześniali swoje książki. Robili to Papcio Chmiel i Niziurski. Ale to prawo autorów.

Nie warto jednak ingerować w stare książki, lepiej tworzyć nowe, które opowiadają o świecie dzisiejszym. Które ze starych przetrwają, trudno przewidzieć. Pani w bibliotece dla młodzieży mówi, że powieści Niziurskiego czytają dziś tylko starsi. Młodzież ma inne. Swoje.

– Grzegorz Sieczkowski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Cytaty pochodzą z książek:
Edmund Niziurski, „Księga urwisów”, Nasz Księgarnia, Warszawa 1966 (wyd. IX);
Janusz Domagalik, „Koniec wakacji”, Nasz Księgarnia, Warszawa 2007;
Adam Bahdaj, „Kapelusz za sto tysięcy”, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2018 (wyd. XII w tej edycji);
Edmund Niziurski, „Naprzód wspaniali!”, Wydawnictwo Harcerskie „Horyzonty”, Warszawa 1974
SDP 2023
Zdjęcie główne: Film z serii Winnetou na podstawie powieści Karola Maya produkcji jugosławiańsko-RFN. W roli Winnetou Pierre Brice. Fot. TVP
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?