Samokrytyka sędziego. Nieśmiertelny duch Stalina na stadionach świata
piątek,
9 czerwca 2023
UEFA, której nie przeszkadzają imprezy piłkarskie o najwyższej randze organizowane przez tę federację w krajach słynących z umiłowania wolności obywatelskich – jak Katar, Turcja czy Rosja – odwiesiła Szymona Marciniaka. Będzie sędziował Ligę Mistrzów. W Stambule.
Na XV Zjeździe WKP(b) Józef Stalin walczący o to, żeby w partii komunistycznej w Sowietach nikt nic nie miał do powiedzenia poza nim samym, wprowadził mechanizm samokrytyki. W roku 1935 ideę podchwycił towarzysz Mao w Chinach w tym samym celu – umocnienia swej władzy w życiu partyjnym i państwowym. Po drugiej wojnie światowej samokrytyka jako narzędzie dyscyplinujące jednych i wzmacniające władzę drugich spopularyzowała się we wszystkich krajach tak zwanej demokracji ludowej.
W szczerej, partyjnej korespondencji Józef Stalin rozwiewał wątpliwości pisarza Maksyma Gorkiego (Aleksieja Maksymowicza Pieszkowa):
„Nie możemy się obejść bez samokrytyki. W żaden sposób nie możemy, Aleksy Maksymowiczu. Bez niej nieunikniony jest zastój, gnicie aparatu, wzrost biurokratyzmu, podcinanie skrzydeł inicjatywie twórczej klasy robotniczej. Oczywiście samokrytyka dostarcza materiału wrogom. Pod tym względem macie całkowitą rację. Ale dostarcza też materiału (i daje bodziec) do dalszego posuwania się naprzód, do wyzwalania się twórczej energii mas pracujących, do rozwoju współzawodnictwa, dla brygad szturmowych itd. Strona pozytywna równoważy i przeważa negatywną.”
Materiału wrogom dostarczała samokrytyka, bo pokazywała słabości, ale od czego dialektyka – pokazywała tylko te słabości, które miały być pokazane i przezwyciężone. Samokrytyka publiczna świadczyła paradoksalnie o wzroście pozycji tego, który ją składał. Ważne, żeby była złożona szczerze i wtedy, kiedy partia wskaże moment. Partia dawała szansę, aby naprawić błędy, wzmocnić się ideologicznie i wzmocnionym kroczyć lewą marsz w drogę ku świetlanej przyszłości.
Na początku czerwca znany i ceniony na świecie sędzia piłkarski Szymon Marciniak stał się znany nawet osobom, które nigdy nie były na stadionie, a gdy leci piłka w telewizji, to przełączają kanał. Arbiter miał sędziować finał Ligi Mistrzów, ale stanęło to pod znakiem zapytania, bo Marciniak pokazał się w miejscu, w którym poprawny politycznie – czyli każdy robiący karierę publiczną – człowiek nie powinien się pojawić. Sędzia był jednym z prelegentów na konferencji Everest, współorganizowanej przez Sławomira Mentzena, lidera prawicowej partii Konfederacja.
Udział w Evereście stał się dla sędziego tak niebezpieczny jak – w czasach stalinizmu – przyjście chłopa biedniaka na wesele do kułaka. Postępowy z zasady biedniak popierałby w ten sposób feudalno-kapitalistyczne stosunki na wsi, co w przypadku sędziego na Evereście przekładać by się miało na jego poparcie dla homofobicznych i rasistowskich poglądów Mentzena.
Sławomir Mentzen bronił Szymona Marcicniaka, twierdząc, że konferencja Everest nie miała nic wspólnego z polityką. Była wydarzeniem networkingowym, czyli miejscem, gdzie ludzie interesu zawiązują więzi i zyskują motywacje do jeszcze efektywniejszego robienia interesów. Z pozoru na przykład bankowiec nie może się niczego nauczyć od sędziego piłkarskiego, ale są ogólne prawa osiągania sukcesu i ktoś wybitny w jednej dziedzinie może wzmocnić, choćby swoim przykładem, motywację kogoś będącego na początku drogi w całkiem innej. Na stronie jednodniowej konferencji Everest słowa: „biznes”, „pasja” „rozwój”, „zmienianie reguł”, „ryzyko” itp. dominują.
Nie znający tego żargonu zrozumie na pewno, co się mniej więcej może kryć pod Sztafetą Piwną przewidzianą na koniec wydarzenia. Polityki jakkolwiek rozumianej trudno się dopatrzyć. To wygląda na takie – z przeproszeniem organizatorów, ale ja się nie znam – wielodyscyplinarne szkolenie Amwaya. A Sławomir Mentzen jest nie tylko politykiem, także przedsiębiorcą i zapewnia, że wystąpił tylko w tej drugiej roli.
Bardzo szybko po Evereście stowarzyszenie Nigdy Więcej zawiadomiło UEFA, że Marciniak promował nienawiść, rasizm, antysemityzm i homofobię, bo czym innym mogło być uczestnictwo w imprezie współorganizowanej przez lidera Konfederacji. Konfederacja i rasizm – to w każdym postępowcu na Zachodzie wzmaga czujność, bo, wiadomo, Południe USA, niewolnictwo... Nota bene w sieci się niesie, że ekscentryczny – nie, nie Sławomir Mentzen – założyciel Konfederacji rzeczywiście chciał nawiązać nazwą do Konfederacji Stanów Południa USA, co w kraju, gdzie pierwsze konfederacje zawiązywano przed skolonializowaniem Ameryki, musi budzić zdumienie, jeżeli to prawda.
Jako że zbliżał się finał Ligi Mistrzów, Szymon Marcicniak napisał oświadczenie dla UEFA, że nic złego nie zrobił, co najwyżej nie zachował czujności obywatelskiej, idąc tam, gdzie poszedł – nie oszukujmy się – pogrzać się w świetle reflektorów i przy okazji zarobić. Marciniak napisał:
Mam nadzieję, że to oświadczenie trafi do wszystkich zainteresowanych, szczególnie osób, które słusznie zaniepokojone i rozczarowane moim udziałem w wydarzeniu „Everest” zorganizowanym w Katowicach 29 maja 2023 r. Chcę wyrazić najgłębsze przeprosiny za moje zaangażowanie i wszelkie cierpienia lub szkody, które mogło spowodować.
Po refleksji i dalszym dochodzeniu okazało się, że zostałem poważnie wprowadzony w błąd i zupełnie nieświadomy prawdziwej natury i powiązań wydarzenia. Nie wiedziałem, że było ono związane z polskim ruchem skrajnie prawicowym. Gdybym wiedział o tym fakcie, kategorycznie bym odrzucił zaproszenie. Ważne jest, aby zrozumieć, że wartości promowane przez ten ruch są całkowicie sprzeczne z moimi osobistymi przekonaniami i zasadami, których staram się przestrzegać w swoim życiu. Mam wyrzuty sumienia, że mój udział mógł być z nimi sprzeczny.