Juliusz Mieroszewski to stanowisko krytykował. Był przeświadczony, że jest ono anachroniczne i skazuje Polaków na nieustanne waśnie z Ukraińcami, Litwinami i Białorusinami , a więc narodami zasługującymi na własne państwa po rozpadzie imperium sowieckiego. W polityce opcji „zamkowej” widział jednak uporczywe dążenie do odwrócenia biegu dziejów w celu odzyskania wschodnich ziem II RP oraz instrumentalne traktowanie zamieszkujących je narodów – wyłącznie jako mięsa armatniego przeciw Sowietom.
Z kolei spierając się z opcją reprezentowaną przez emigracyjne Stronnictwo Narodowe i jego organ prasowy – londyński tygodnik „Myśl Polska” – Mieroszewski wytykał jej pesymistyczne i fatalistyczne spojrzenie na Rosję.
Zdaniem publicysty, po drugiej wojnie światowej przebywający na Zachodzie endecy podchodzili do ZSRR tak, jak na początku XX wieku Roman Dmowski podchodził do caratu. Jako przykład takiej postawy Mieroszewski wskazywał opublikowany w roku 1959 list otwarty paryskiego miesięcznika „Horyzonty” do Nikity Chruszczowa. W korespondencji tej została zadeklarowana wola współpracy przyszłej niekomunistycznej Polski ze Związkiem Sowieckim ponad podziałami politycznymi i ideologicznymi.
Według Mieroszewskiego, ludzie, którzy wystosowali ów memoriał (a do dziś krążą przypuszczenia, że napisał go osiadły w Wielkiej Brytanii polityk endecki Jędrzej Giertych), byli przekonani, iż nie może być innej Rosji niż autorytarna i imperialna, zaś panujący w niej ustrój polityczny nie gra roli. Stąd – twierdził publicysta – płynął dla nich wniosek, że poszukiwanie w Kraju Rad opozycyjnych sił przychylnie nastawionych do polskich aspiracji niepodległościowych jest bezproduktywne. Dlatego środowisko to było za układaniem się z rosyjskim establishmentem – niezależnie od tego, czy był biały czy czerwony.
W oczach Mieroszewskiego to stanowisko również – tak jak w przypadku opcji „zamkowej” – grzeszyło anachronizmem. Publicysta przypominał, że Dmowski był za dotrzymywaniem kroku głównym prądom danej epoki, a w drugiej połowie XX wieku należał do nich nacjonalizm. Tyle że dla Mieroszewskiego liczyła się wielość żywiołów nacjonalistycznych. W nacjonalizmach ukraińskim, litewskim i białoruskim upatrywał sił odśrodkowych, które mogłyby rozsadzać Sowiety od wewnątrz.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
I tu dochodzimy do najbardziej intrygującego wątku „Polskiej «Ostpolitik»”. Mieroszewski nie był endekiem, a jednak w pewnym sensie postanowił ocalić myśl Dmowskiego przed tym, co chciały z nią zrobić jego „późne wnuki”. I chcą to robić nadal, ale już nie na emigracji, lecz w Polsce. Chodzi o rozmaite grupy spoza głównego nurtu polskiej polityki, które zamiast twórczo rozwijać dziedzictwo endecji odtwórczo je rekonstruują. A czynią to po to, żeby dawać upust rozmaitym własnym idiosynkrazjom, wśród których rzucają się w oczy idealizacja Rosji i demonizacja Zachodu.
Tymczasem w tekście Mieroszewskiego szczególnie przykuwa uwagę pewien akapit: „W sumie, najwymowniejszy endek nie przekona mnie, że Dmowski, gdyby żył, pisałby listy do Chruszczowa czy Breżniewa, jak również nikt nie przekona mnie, że Dmowski, gdyby żył, zlekceważyłby ruchy wyzwoleńcze Ukraińców, Litwinów czy Białorusinów i wyraził gotowość ułożenia się z oficjalną Moskwą kosztem tych narodów. Dmowski bowiem zdawałby sobie sprawę z tego, że problem ukraiński jest zupełnie czymś innym dziś niż 50 lat temu i wymaga w tym względzie reorientacji polskiej polityki”.
Owa opinia Mieroszewskiego jest jak najbardziej uzasadniona. Jeśli chodzi o taktykę, Dmowski był politykiem elastycznym. A jego paktowanie z caratem miało charakter właśnie taktyczny. Wobec Rosji bowiem żywił wrogie nastawienie. Postrzegał ją jako barbarzyński zaborczy kraj.
Zarazem zaś Mieroszewski – chcąc nie chcąc – przyznał Dmowskiemu rację w kluczowej sprawie: broniąc „jałtańskich” granic Polski opowiedział się za modelem polskiego państwa narodowego przeciw mirażom postjagiellońskiego multi-kulti.