Felietony

Kogo AI nie pokona?

Apologeci Sztucznej Inteligencji mówią otwartym tekstem: nie liczcie na „zmiłuj”. Niepotrzebni muszą odejść, bo za drogo kosztują. Tam, gdzie człowieka wyprzedza maszyna, panom i paniom dziękujemy. Ich czas się skończył. Jest jedna metoda ocalenia – udowodnić, że się jest lepszym niż robot.

Temat tak gorący, że parzy – więc za chwilę będziemy się odsuwać. Ale zaryzykuję: Sztuczna Inteligencja i jej wpływ na nasze życie w nieodległej przyszłości.

Nie ma medium, gdzie w ostatnich miesiącach nie poruszano by kwestii SI, czy z angielska AI. Przynudzamy? Nie, bo z tygodnia na tydzień zmienia się poletko obserwacyjne oraz perspektywa, z jakiej podchodzi się do sprawy – co świadczy o niespotykanej wcześniej dynamice zjawiska.

Było optymistycznie

Najpierw było w duchu uniesienia. Sztuczna pozwoli oszczędzić czas i siły, wyeliminować żmudną, nietwórczą, rutynową orkę, przez co zwiększy efektywność pracy… Do listy zalet AI dopisywane były (i są) takie umiejętności jak trafniejsze diagnozy lekarskie, skuteczniejsza chirurgia różnych części organizmu, a dalszym planie – przedłużenie ludzkiego życia o co najmniej półwiecze. AI będzie też miała błogosławiony wpływ na sądownictwo – wyda sprawiedliwsze wyroki i nie da się skorumpować.

W optymistycznej wersji dawano gwarancję, że Sztuczna Inteligencja nie zastąpi ludzi kreatywnych, umiejących krytycznie myśleć, o szerokim spectrum wiedzy. Nie zagrożeni mieli też być artyści wizualni, pisarze, poeci, kompozytorzy i muzycy.

I się zmieniło. Już oficjalnie mówi się, że najbardziej zagrożone przez rozwój AI są zawody twórcze i te, w których liczyła się umiejętność generowania treści – a więc fachowa wiedza, szybkie kojarzenie faktów i intuicja. Z tymi ostatnimi elementem Sztuczna jeszcze sobie słabo radzi, ale to kwestia czasu. Jak wiadomo, Chatbot GPT uczy się szybko i bez obrażania się koryguje własne błędy. Można sobie z nim podyskutować, wytknąć pomyłki, nawet wykpić. Nie nadmie się, nie poczuje dotknięty. Przyzna, że się wciąż uczy i że jest jeszcze „nowicjuszem”.

Mało który człowiek reagowałby tak spolegliwie na zarzuty. Ale boty nie wiedzą, co to poczucie zranionej dumy własnej. I to dla nich wielki plus.

Kobieta (i mężczyzna) pracująca/y

Co myśli AI? Może uzyskała świadomość, na pewno dobrze udaje ludzi

Jej kod działa jak ludzki mózg. Zdaniem programisty Googla jego chat-bot „odczuwa”.

zobacz więcej
Prognozuje się, że w ciągu najbliższej pięciolatki cyfrowa transformacja odbierze (unicestwi?) od 85 do 300 milionów miejsc pracy. Oczywiście, mowa o wysoko rozwiniętych krajach. Jeśli do tego międzynarodowego bezrobocia na niemającą precedensu skalę dodać wysoką inflację i spowolnienie gospodarcze, to przyszłość czarno się maluje dla wielu – a jak wielu, trudno dziś oszacować.

Wiadomo, że z racji oszczędności firmy będą zastępować pracowników robotami i systemami AI. Pozostali będą musieli podnieść kwalifikacje i nauczyć współpracy z GPT. Czeka ich za to nagroda w postaci mocno podwyższonych zarobków. Ci, co dadzą radę, urosną do kasty (klasy) wyższej.

Natomiast tych, którym to się nie uda, czeka deklasacja albo bezrobocie. O konsekwencjach tego procesu – poniżej.

Są jednak tacy, którzy – tak do 2030 roku – mogą spać spokojnie. Tegoroczny raport zatytułowany „Mózg zamiast mięśni: przyszłość pracy w Europie” nie pozostawia wątpliwości. Na przekór tytułowi, ocaleją właśnie ci fizycznie pełnosprawni, co to „żadnej pracy się nie boją”. Pomoc domowa, czyli sprzątacze i sprzątaczki, pracownicy budowlani i z opieki socjalnej, sprzedawcy oraz „średni personel biurowy i specjaliści biurowi” (choć trudno powiedzieć, kogo taka deskrypcja dotyczy), fryzjerzy, barbierzy, masażyści, kelnerzy w ekskluzywnych restauracjach, krawcowe od poprawek, szewcy od napraw. Ci będą zawalani robotą – co już obserwuję na bieżąco. Gratulacje niech przyjmą hydraulicy, elektrycy, ogrodnicy (wraz z psem ogrodnika) oraz wszelkiego typu „złote rączki”, fani brikolażu i własnoręcznie wykonywanych urządzeń usprawniających rozmaite prace. Roboty im nie zabraknie. AI ich nie podsiądzie, bo byłaby nieopłacalna.

Ludzkie ręce są o wiele tańsze. I wszędzie dostępne. Wszystko zależy od inicjatywy i smykałki samorodnych geniuszy innowacji.

Na tegorocznych wakacjach na greckiej wyspie Kos obserwowaliśmy dokonania lokalnego „spadkobiercy” Adama Słodowego. Vangelis (tak ma na imię nasz bohater) z materiałów pozyskanych wyłącznie z nadmorsko-turystycznego recyklingu zmontował wyposażenie swojej części plaży: huśtawkę, puszkę na napiwki, przenośną szafkę na książki, skrzynię na zabawki, zadaszenie nad łóżkami do opalania, kabiny prysznicowe i toaletowe, „wybieg” dla papug oraz urządzenie do zgniatania pustych puszek po napojach. Nie usiedział ani chwili spokojnie, cały czas główkował, co by tu jeszcze… W dodatku nie wydawał na te udogodnienia ani grosza, o ile nie liczyć kosztów (niewielkich) farby. Co więcej, wykazywał się szczególną umiejętnością nawiązywania kontaktu z każdym, kto pojawił się w polu jego widzenia. Przyjaźnie konwersował po angielsku lub niemiecku na dowolnie wybrany temat, bardziej sam się bawiąc niż bawiąc innych.

Ten (i podobny) typ przetrzyma konkurencję AI. Pokona ją inteligencją emocjonalną.

Śmierć HAL-a

Kiedyś śmieliśmy się, czytając o luddystach – czyli niszczycielach maszyn (głównie tkackich) z początków rewolucji przemysłowej, co miało miejsce przede wszystkim w Anglii. Tamże, przywódcy ruchu luddystów organizowali nocne napady na tkalnie, w których niszczyli krosna, co spowodowało istotnie straty (szacowane na 1,5 mln ówczesnych funtów).

Jak można przeciwstawiać się postępowi? – myśleliśmy. To przecież dla dobra ludzi pracy część ich rutynowej i nudnej pracy przejmują maszyny. Dzięki temu robotnicy będą mogli mniej się trudzić i brudzić, no i w ogóle będą mieli lepsze życie. Zastanawiające, że wobec fali luddyzmu parlament brytyjski uchwalił w 1812 roku ustawę Frame-Breaking Act, wedle której destruowanie maszyn uznano za przestępstwo karalne śmiercią.

Efekt? W 1812 roku 17 mężczyzn zostało straconych za sprzyjanie ruchowi, zaś kilkudziesięciu zwolenników tegoż deportowano do Australii.
Rycina z 1812 roku przedstawiająca jednego z liderów ruchu luddystów. Fot. Wikimedia
W XX wieku na straży interesów pracowników stanęły związki zawodowe. Sprzeciwiły się innowacjom, które mogłyby wyprzeć człowieka przez maszyny. Nie na długo – technologicznych innowacji nie dało się powstrzymać. Ani tego, że chęć zysku wygenerowała amoralne, antyhumanistyczne zachowania.

Co szczególnie perwersyjne, działania na szkodę jednych, a zysk drugich odbywa się pod hasłami demokracji – że niby w tym ustroju każdy ma takie same szanse.

W pewnym sensie AI i jej apologeci zadają kłam tej narracji. Mówią otwartym tekstem: nie liczcie na „zmiłuj”. Niepotrzebni muszą odejść, bo za drogo kosztują. Tam, gdzie człowieka wyprzedza maszyna, panom i paniom dziękujemy. Ich czas się skończył. Jest jedna metoda ocalenia – udowodnić, że się jest lepszym niż robot.

Do dziś pamiętam tę scenę z filmu „2001: Odyseja kosmiczna” (reżyseria Stanley Kubrick, światowa premiera 1968, polska premiera 1990). Komputer z pokładu statku kosmicznego usiłuje zniszczyć ludzką załogę tegoż. Jeden dzielny pilot decyduje się na brawurowy wyczyn: wyłącza elektroniczny mózg zwany HAL 9000. I wówczas Sztuczna Inteligencja (czy raczej jej prototyp) zachowuje się jak żywy organizm – walczy o przetrwanie. Na koniec tracąc zasilanie i siły, w rozpaczliwym odruchu instynktownego samoocalenia, HAL śpiewa piosenkę o stokrotce… Jego reakcje przypominają zachowania niewinnych ofiar wszelkich niesprawiedliwych wyroków – od buntu, stosowania racjonalnych argumentów, do zidiocenia. HAL traci świadomość. Człowiek ocala życie.

Coś z kosmosu, coś z rozumu

Ponad 40 lat temu (a dokładnie w 1982 roku) ukazał się film Johna Carpentera „Coś”. Coś to rzecz o manipulacji przybyszów z innej planety, którzy podszywają się pod ziemian, jednocześnie ich unicestwiając. Horror, który nie stracił na jędrności, choć zapewne dla wielu trąci futurystyczną mychą. (I „coś” dla fanów muzyki filmowej: dźwiękowo oprawił film Ennio Morricone, którego przywołuję z racji 3. rocznicy śmierci przypadającej na dzień 06.07.2020. Kolejne jego wybitne dokonanie). Zaledwie dwa lata po „Coś” James Cameron podbił pałeczkę strachu przed robotami w „Terminatorze” (1984). Znów wizja przyszłości, w której światem rządzą roboty, a ludzie zeszli do podziemnego bytowania.

W tych starych filmach (można by wyliczać wiele innych) ludzki intelekt oraz człowiecza prawość, chęć czynienia dobra, brały górę nad wyzutymi z emocji (do czasu, gdy same nie były zagrożone) robotami.

O ile filmy – także popularne komiksy dotyczące post-ludzkich wizji – są spowite w „nibylandzkim” sosie, o tyle książki poważnych intelektualistów bardziej osadzają akcje w naszych realiach – choć w wyobrażonej przyszłości.

Najbardziej przygnębiła i przekonała mnie wersja Doris Lessing w „Przed zstąpieniem do piekieł” (1971), kiedy główny bohater wraca/ma wizje powrotu? do prehistorii, czasów pre-ludzkiej „cywilizacji”. Współczesność nie gwarantuje duchowego rozwoju, raczej przeciwnie – przyczynia się do renesansu dzikości, okrucieństwa i odejścia od wszystkich „kulturowych” zdobyczy ludzkości.

Co zdumiewające, podobne głosy ostrzeżenia wysyłał ponad 30 lat później Cormac McCarthy w postapokaliptycznej powieści „Droga” (2006), w której to ludzkość wraca do pierwotnych, atawistycznych odruchów trwania za wszelką cenę, nawet za cenę ludożerstwa. Co spowodowało ten regres moralny? Zdarzył się się jakiś kataklizm – może wojna, może zaistnienie nieznanych przedtem czynników wyzwalających pierwotne instynkty.

Sztuczna inteligencja jest jeszcze bardzo głupia

Jedyna Polka zasiadająca w Royal Society o programistkach, parytetach oraz...danych cyfrowych zapisywanych w DNA.

zobacz więcej
Podobnie postrzega upadek humanizmu Michel Houellebecq w „Możliwości wyspy” (2005), powieści traktującej (m. in.) o wiecznie przedłużanej egzystencji (za pomocą klonowania), grupki wybrańców, którzy trwają w odizolowanych samotniach bez szans na jakiekolwiek „żywe” emocje – podczas gdy zdziczałe hordy zdegradowanej, pozbawionej kulturowego oparcia ludzkości walczą o byt jak zwierzęta.

Wymieniam tylko kilka wybitnych pozycji, które stanowią swoiste – fantastyczne i wizjonerskie – ostrzeżenie przed czymś, co przyniesie postęp technologiczny wyzbyty ram etyki. A na taki się zanosi.

Szczęście, które staje się nieszczęściem

Cieszmy się – AI pozwoli nam przejść na emeryturę od bardzo młodego wieku. Nie pracować – toż to marzenie wielu. Do tego dostawać pieniądze na przeżycie, może skromne, ale bezpieczne. Wystarczy na czynsz, żarcie najniższej kategorii i zakupy na krechę, której nigdy się nie spłaci.

Czym wypełnić taką wegetację? Ano, programami telewizyjnymi, także najniższej rangi. Z czasem – a właściwie to już dzieje się teraz – powróci analfabetyzm, zanik umiejętności rozwiązywania najprostszych zadań arytmetycznych, odpadnie ochota na samodzielne myślenie, ocenianie, kojarzenie. Zarazem, pojawi się obojętność na wszystko, co nie dotyczy bezpośrednio danej jednostki.

Tymi ludzkimi pionkami nietrudno będzie zawiadować, zwłaszcza mając do dyspozycji deepfake’s. Po stronie technologiczno-logicznych „zwycięzców” będzie wszystko – przecież „the winner takes it all”.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Nie, rozwoju technologii nie da się powstrzymać… Nie warto z tym walczyć, bo to rozgrywka z góry przegrana – jak tych XIX-wiecznych niszczycieli maszyn. Jednak nie mogę zgodzić się z uspokajającymi prognozami entuzjastów AI. Bo gdy miliony ludzi stracą pracę, to zaledwie minimalny ich procent zdoła się zaadaptować do nowych wymogów. Reszta zostanie wiecznymi beneficjentami państwowych programów społecznych, zapewniających stały zasiłek bezrobotnym.

Świetnie – tylko jak od dawna wiadomo, brak pracy degeneruje. Życie ludzkie traci sens, smak, znaczenie. Co z tego, że wedle prognoz medycznych mamy żyć dłużej i zdrowiej?

Po pierwsze, metody przedłużające żywot będą kosztowne – jak wszystko, co ponadnormatywne i wymagające kosztownych kuracji. Po drugie, spędzanie życia bez celu, bez powodu do zdobywania nowych umiejętności prowadzi tylko do atrofii zainteresowań oraz wiecznej anhedonii. Po trzecie, brak życiowego celu i sensu jest równią pochyłą do… przyspieszonego końca.

Nie od dziś wiadomo, że utrata pracy staje się dla wielu przyczyną depresji, a w konsekwencji – samobójczych poczynań. O tych perspektywach jakoś się milczy…

Sztuka cię nie oszuka?

Takie hasło wypisał i wizualnie oprawił wiele lat temu (a konkretnie, w 2006) Paweł Jarodzki, nieżyjący już artysta wrocławski. Posłużył się szablonem, który w owym czasie wydawał się brutalno-tandetną metodą powielania pracy, czymś przynależnym bardziej do niskiej, popularnej kultury, niż do świata kultury wysokiej, wyrafinowanej. Rzecz jasna, dzieło miało wielowymiarową, wielokontekstową wymowę, ale nie miejsce, by teraz o tym.

Chodzi o to, że teraz właśnie sztuka oszukać może i chętnie to robi – za pomocą Sztucznej Inteligencji.

Ona, ta sztuczna, imituje – jak w filmie „Coś” pozaziemskie byty imitowały żywe organizmy. Na pierwszy rzut oka – nie do rozróżnienia. Jednak czegoś brakuje. Czego?

Zacznę od strony fizycznej, czyli od materii. Każde wybitne dzieło sztuki jest tyleż ewokacją ludzkiego geniuszu, co wywołaniem ducha stawania się, powoływania nowego bytu z nicości. Wiem, to patos – ale nie bez powodu arcydzieła choćby po stuleciach wywołują dreszcz emocji, gdy znajdujemy się w bezpośrednim z nimi kontakcie.

AI może coś skombinować, gdy wyda się jej polecenie, lecz albo wypluje z siebie kompozycję w formie wydruku (może być nawet trójwymiarowy), albo pokaże tylko wirtualny obrazek, na ekranie komputera.

Tymczasem na dzieło składa się… jego skład. Widać czas powstawania, widać ruchy pędzla, ruchy dłoni malarza, przebieg jego myśli. Każda praca ma swój zapach, swoją fakturę. W każdej zawiera się historia – tak osobista artysty – i odbija się Historia, ta danej epoki.
„Mleczarka” Jana Vermeera. Fot. Wikimedia
Tak sobie myślę – czy Sztuczna Inteligencja umiałaby stworzyć, sama z siebie, naskalne malarstwo z epoki paleolitu? Freski Giotta? „Laokoona” El Greca? „Mleczarkę” Vermeera? Autoportrety Rembrandta? Przecież te dzieła nie powstały tylko z intelektualnych kalkulacji – zawierały emocje i doświadczenie życiowe. Nie dałoby się ich zaprogramować, wrzucając Chatbotowi GPT polecenie w rodzaju „stary człowiek w turbanie, z brzydką cerą i kulfoniastym nosem” czy „młoda grubawa kobieta o pospolitej i bezmyślnej twarzy, nalewająca mleko z dzbana do misy”. A jak przekazać maestrię materii?

Umiejętność zamiany farby w coś, czego ni sposób opisać – bo z bliska widać coś innego, z dystansu – miliony innych znaczeń.

Kiedy myślę o minionych epokach, od razu nasuwają mi się obrazy i dźwięki. Zda się – sztuka wyznaczała czas. Co podsuwa Wam wyobraźnia, kiedy ktoś rzuca hasło „renesans”? Założę się, że od razu skojarzenie: Leonardo, Michał Anioł, Rafael. A barok? Od razu słyszę muzykę Lully’ego, Charpentiera, Corellego, Vivaldiego… albo przypominam sobie dramaty Moliera, lub widzę Caravaggia, Rubensa, Rembrandta, Velázqueza…

Nie ma historii bez sztuki przynależnej do danego okresu – bo sztuką właśnie przywykliśmy je wyznaczać, kategoryzować, definiować.

Panowie od nauk ścisłych beztrosko mówią – ach, mniejsza o sztukę, nasza genialna choć Sztuczna też ją zrobi i nawet nikt nie pozna – w ogóle nie rozumieją, że kładą krzyżyk na całej kulturze. AI nie stworzy epoki, nie wykreuje stylu, który jest duchem czasów. Musi mieć wytyczne dane przez człowieka. Owszem, AI zakomponuje utwór à la Mozart. Jednak nie wymyśli Mozarta jako takiego; nie wejdzie w jego tryby (ponadludzkie) geniuszu komponowania.

Można w nieskończoność wydłużać spis tego, co dla AI niemożliwe. To jednak dotyczy głównie sfery sztuki. Co zabawne, właśnie artystów nasza śliczna Sztuczna ma wygryźć jako pierwszych z konkurencji.

Otóż – nie wierzę.

Ale tak poza tym, na wszelki wypadek, uczcie się obsługiwać wiertarkę, piłę, nożyce i pion. Żeby go trzymać przy zderzeniu ze Sztuczną Panią Inteligencją. Ona nie ma kręgosłupa, jest giętka. Może to nasza szansa?

– Monika Małkowska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023
Zdjęcie główne: Awatar AI o imieniu Replika. Fot. LUKA, INC. / Reuters / Forum
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?