Czy wytoczona przeciw ojcu Rydzykowi ciężka artyleria ma więc uzasadnienie? Nie, dowodzi ona tylko tego, że jego oponenci nie dostrzegają lub nie chcą dostrzegać wymiaru rzeczywistości, który dla Kościoła katolickiego jest najważniejszy. W tym przypadku ujawnia się kolizja chrześcijaństwa nie tylko z określonymi opcjami politycznymi, ale i… polityką jako taką.
Rzecz jasna, redemptorysta został zaatakowany przez osoby, które – taki przynajmniej nasuwa się wniosek z ich podejścia – objawienia fatimskie traktują jako bajkę o żelaznym wilku. A jeśli tak, to poważne traktowanie świadectwa trójki portugalskich dzieci nie mieści im się w głowie. Nie zastanawiają się więc nad tym, co stanowi sedno tego, co powiedział w Częstochowie ojciec Rydzyk.
W przeszłości dyrektorowi Radia Maryja i Telewizji Trwam wytykano – nie bez przyczyny – zaangażowanie polityczne. Nie stronił on bowiem od zajmowania stanowiska w sprawach dotyczących polskiej polityki.
Zarazem trzeba jednak zauważyć, że ci, od których z tego powodu dostawało się duchownemu, dopuszczali się hipokryzji. Im bowiem wadziło nie to, że jego opinie odnosiły się do polskich sporów politycznych, lecz to, że opowiadał się on – ich zdaniem – po niewłaściwej – bo po prawej – stronie barykady. Gdyby ojciec Rydzyk sympatyzował – jak kręgi „Tygodnika Powszechnego” czy „Więzi” – ze środowiskami progresywno-liberalnymi, wówczas dla jego obecnych adwersarzy nie byłoby problemu.
Na Jasnej Górze szef toruńskich mediów katolickich nie recenzował jednak polskiej polityki. Redemptorysta po prostu przedstawił wykładnię Kościoła dotyczącą źródeł zła w świecie. Zamiast więc pomstować na Rosjan oraz użalać się nad Ukraińcami podjął kwestię tego, co w świetle chrześcijaństwa jest kluczowe dla zbawienia człowieka, czyli osobistego nawrócenia.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Ktoś, kto się nawraca – naucza Kościół – nie pyszni się swoją wyższością moralną nad bliźnimi – a więc nie czyni tego, co czynią choćby zwolennicy świeckiego humanizmu w stosunku do religijnego „ciemnogrodu”. Człowiek taki rachuje w swoim sumieniu grzechy własne, nie zaś cudze. Sądzi siebie, a nie bliźnich. I nie da się ukryć, że osoby, którym przyświeca „mądrość tego świata”, doszukują się w takiej postawie zakłamania bądź głupoty.
Polityka zaś jest obarczona grzesznością. Stanowi ona bowiem pole odróżniania sojuszników od wrogów, a więc dzielenia ludzi na „swoich” i „obcych”. Ze swojej natury jest więc „katechoniczna”. Co to oznacza?
W Drugim Liście do Tesaloniczan (którego autorstwo przypisywane jest świętemu Pawłowi z Tarsu) czytamy: „(...) już działa tajemnica bezbożności. Niech tylko ten, co teraz powstrzymuje, ustąpi miejsca, wówczas ukaże się Niegodziwiec, którego Pan Jezus zgładzi tchnieniem swoich ust i wniwecz obróci [samym] objawieniem swego przyjścia” (2,7-8).
Ten zagadkowy fragment w ciągu wieków nastręczał kłopotów egzegetom Pisma Świętego. Bo jak rozszyfrować choćby sformułowanie: „ten, co teraz powstrzymuje”, które po grecku brzmi: „katechon” (ὁ κατέχων)? Egzegeci przychylają się do tego, że dotyczy ono ziemskiej siły politycznej (w epoce świętego Pawła było to po prostu pogańskie Cesarstwo Rzymskie). Jej trwanie „powstrzymuje” nadejście Antychrysta, ale bynajmniej nie reprezentuje ona Światłości w starciu z Ciemnością. Mamy tu więc do czynienia z paradoksem: „katechon” nieustannie odraczając nadejście Mesjasza (paruzję) z jednej strony daje ludziom czas na nawrócenie, z drugiej zaś – nie dopuszcza do zbawczego apokaliptycznego rozstrzygnięcia.
„Katechoniczność” jest dla chrześcijan pokusą, aby kategorie teologiczne przykładać do kategorii politycznych. Ulegnięcie jej oznacza jednak stawianie siebie po stronie Boga, a wrogów – po stronie szatana. I to właśnie prowadzi na manowce, ponieważ polityka bywa obszarem ostrych sporów o wartości, ale nie jest polem starcia apokaliptycznego.
W kontekście tych rozważań nasuwa się myśl, że ci, którzy napadli na ojca Rydzyka za słowa wygłoszone przez niego na Jasnej Górze, mierzą Kościół swoją miarą i w rezultacie postrzegają go jako instytucję poniekąd „katechoniczną” (czyli dbającą o ziemski porządek, a nie o zbawienie ludzi). I dlatego od kleru katolickiego oczekują przyłączenia się do walki o naprawę świata, toczonej zgodnie z progresywno-liberalną agendą.
Tyle że Kościół spełniając ich warunki, musiałby zmienić swoje nauczanie. Bo poruszanie takich tematów, jak bezbożność i jej skutki, jest dla osób hejtujących ojca Rydzyka niedopuszczalnym skandalem.
– Filip Memches
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy