Między Chrystusem a Antychrystem
piątek,
24 czerwca 2022
„W wielu krajach Europy, na przykład Niemczech – mówił kard. Ratzinger w jednym z wywiadów – mamy do czynienia z nawrotem pogaństwa, zwłaszcza na
obszarach, które wcześniej były komunistyczne. Poza tym na północy
kraju protestantyzm ulega rozkładowi, zostawiając miejsce pogaństwu,
które nie odczuwa potrzeby atakowania Kościoła, wiara
stała się tam bowiem tak nieobecna, że nie ma po co jej napadać”.
Fragment książki ks. Roberta Skrzypczaka „Między Chrystusem a Antychrystem” publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa Esprit.
Ogólnie rzecz ujmując, Europa rozwinęła kulturę, która
w sposób dotąd ludzkości nieznany wyklucza Boga ze zbiorowej
świadomości, i to do tego stopnia, że zostaje On całkowicie zanegowany
bądź też Jego istnienie traktowane jest jako nieuchwytne,
niepewne, a zatem przynależne do świata wyborów subiektywnych.
Staje się zatem Kimś nieistotnym dla życia publicznego.
Jest to przewrót z punktu widzenia świadomości moralnej niesłychany.
Za racjonalne w tym sposobie myślenia jest uznawane
jedynie to, co da się sprawdzić przy pomocy eksperymentu. A ponieważ
moralność przynależy do sfery całkowicie odmiennej, zatem
jako taka zanika. W świecie opartym na kalkulacjach o tym,
co należy uznać za moralne, a co nie, decyduje szacowanie rezultatów.
Nic samo w sobie nie jest ani dobre, ani złe. Wszystko
zależy od skutków, jakie dane działanie pozwala przewidzieć.
Małżeństwo i homoseksualizm
„Jeśli chrześcijaństwo z jednej strony znalazło swą najskuteczniejszą
postać w Europie – powiedział w jednej ze swoich ostatnich
wypowiedzi przed konklawe kard. [Joseph] Ratzinger – należy też
z drugiej strony stwierdzić, że w Europie rozwinęła się kultura,
która stanowi najbardziej radykalne z możliwych przeciwieństwo
nie tylko chrześcijaństwa, ale i tradycji religijnych
i moralnych ludzkości” (J. Ratzinger, Europa Benedykta w kryzysie kultur, Częstochowa 2005).
Zakłada się, że jedynie kultura radykalnie oświeceniowa może być
istotna dla europejskiej tożsamości. I mimo że kultura ta niesie
na sztandarach hasła tolerancji, w rzeczywistości stanowi rodzaj
zabsolutyzowania jednego sposobu myślenia i życia.
„Prawdziwa sprzeczność cechująca dzisiejszy świat – kontynuuje przyszły papież – to nie ta pomiędzy różnymi tradycjami religijnymi, ale ta pomiędzy całkowitym uniezależnieniem się człowieka od Boga z jednej strony, a wielkimi kulturami religijnymi z drugiej. Jeśli dojdzie do zderzenia kultur – przewidywał Ratzinger – nie będzie to zderzenie wielkich religii, lecz zderzenie pomiędzy tą wielką emancypacją człowieka a kulturami historycznymi” (J. Ratzinger, Europa Benedykta w kryzysie kultur, Częstochowa 2005).
Tego typu nowoczesny dogmatyzm odznacza się wiarą w to,
że posiada ostateczne poznanie rozumu i w związku z tym ma
prawo traktować wszystko inne jako formy przejściowe lub
wręcz przeżyte. Przy tej okazji warto zauważyć, w jaki sposób Joseph Ratzinger
interpretuje fakt zagrożenia fundamentalizmem religijnym
w Europie.
„Jeśli dla przykładu małżeństwo i homoseksualizm są uznawane
za równoprawne, jeśli ateizm zamienia się w prawo do bluźnienia,
zwłaszcza w sztuce, takie fakty są czymś okropnym
w oczach muzułmanów. Dlatego też w świecie muzułmanów
przeważa wrażenie, że chrześcijaństwo umiera, że Zachód się
kończy. Żywią przekonanie, że tylko islam przynosi światło
wiary i moralności” (M. Tosatti, Il dizionario doi papa Ratzinger).
To utrata poczucia świętości i szacunku do tego, co dla innych
jest święte, budzi odruch samoobrony wewnątrz świata arabskiego.
Za wzrost fundamentalizmu, według kardynała, odpowiedzialny
jest „dziki laicyzm”. Ostatecznie nie tylko to jest niepokojące
i groźne, ale i sam fakt, że „Zachód jakby znienawidził
siebie samego. W sposób godny uznania odnosi się nieraz do
wartości zewnętrznych, ale siebie już nie kocha” (w M. Tosatti, Il dizionario doi papa Ratzinger).
Potrzeba korzenia
Całe rozumowanie Benedykta XVI zmierza w jednym kierunku: „Potrzeba korzenia, aby przeżyć. Nie możemy stracić Boga
z pola widzenia, jeśli chcemy, aby godność człowieka nie zanikła.
W tej historycznej chwili potrzebujemy ludzi, którzy
za pomocą oświeconej i przeżywanej wiary uczyniliby Boga
wiarygodnym w tym świecie. Tylko przez ludzi, którzy zostali
dotknięci przez Boga, Bóg może zwracać się do ludzi” (J. Ratzinger, Europa Benedykta w kryzysie kultur, Częstochowa 2005).
Słynny austriacki pisarz pochodzenia żydowskiego kreślił wizję nadejścia Antychrysta.
zobacz więcej
Wzorem takiego człowieka dla Josepha Ratzingera jest św. Benedykt
z Nursji, który w swej Regule pisał: „Podobnie jak istnieje zawziętość
zła i gorzka, która oddala od Boga i prowadzi do piekła,
tak jest i gorliwość dobra, która oddala od grzechów, a prowadzi
do Boga i do życia wiecznego”.
W swą wielką wizję ratowania świata dobrego i prawdziwego
niemiecki papież starał się zaangażować także niewierzących.
Widział potrzebę określenia uniwersalnych zasad moralnych
istotnych dla każdej kultury i każdej wrażliwości, które
byłyby zbieżne z prawem naturalnym i normami etyki chrześcijańskiej.
W epoce oświeceniowej starano się zrozumieć i zdefiniować
istotne normy moralne, takie jednakże, które nie straciłyby
na ważności nawet wówczas, etsi Deus non daretur – gdyby
Bóg nie istniał.
„Należy więc odwrócić aksjomat oświecenia i powiedzieć: także
ten, kto nie potrafi znaleźć drogi akceptacji istnienia Boga, powinien
przynajmniej starać się tak żyć i tak ukierunkować swoje
życie, jak gdyby Bóg istniał – veluti si Deus daretur. Jest to rada,
którą już Pascal dawał niewierzącym przyjaciołom. Ja również
dzisiaj chciałbym jej udzielić moim przyjaciołom, którzy nie wierzą.
W ten sposób nikt nie zostałby ograniczony w swej wolności,
ale wszystkie nasze sprawy znalazłyby oparcie i kryterium,
którego bardzo potrzebują” (J. Ratzinger, Europa Benedykta w kryzysie kultur, Częstochowa 2005).
Czyj jest Kościół?
Wielu osobom głęboko zapadły w pamięci słowa kard. Ratzingera
wypowiedziane przy okazji rozważania drogi krzyżowej
w Wielki Piątek 2005 roku. Mówił on wtedy wyjątkowo mocno
o brudach Kościoła: o pysze, o samowystarczalności i o tym, że
Kościół nieraz przypomina łódź nabierającą wody albo pole, na
którym wzeszło więcej kąkolu niż ziarna. Otóż Kościół i kondycja
samych chrześcijan to trzeci wielki temat bawarskiego papieża.
Jako strażnik wiary czuł potrzebę dbania o czystość doktryny, jako
pasterz widział konieczność czystości katolickich serc. Życiem wewnętrznym
Kościoła jest nawrócenie: „zawsze musimy pamiętać,
że Kościół nie jest nasz, ale Jego. Prawdziwa reforma polega na
tym, by zanikało w najwyższym stopniu to, co jest «nasze», by lepiej
ukazało się to, co jest Jego, Chrystusa” (Raport o stanie wiary. Z Ks. Kardynałem Josephem Ratzingerem rozmawia Vittorio Messori, Kraków–Warszawa–Struga 1986). W tym celu trzeba reformować nie tyle struktury, ile samych siebie.
W związku z tym papież czuł potrzebę demaskowania pokus,
którym lubią ulegać uczniowie Chrystusa, tracąc tym samym na
swej wiarygodności i skuteczności misyjnej. Jedną z nich jest pokusa
działania na poziomie politycznym dla władzy. Choć uznawał
za konieczną obecność katolików w sprawach publicznych,
by rozjaśnionym przez wiarę umysłem wnosili światło Ewangelii
w zawiłe obszary polityki czy ekonomii, niemniej posiadanie
władzy ziemskiej może być niebezpieczne lub wręcz zgubne dla
Kościoła. Kościołowi w tym względzie – według Ratzingera – wyszło
na dobre rozstanie się z ideą Kościoła państwowego. „Państwo kościelne padło w 1870 roku. I dzięki Bogu, musimy przyznać” (Bóg i świat. Z kardynałem Josephem Ratzingerem rozmawia Peter Seewald, Kraków 2001) .
Blisko władzy jest bogactwo. „Niestety, w ciągu dziejów zawsze
było tak, że Kościół nie był zdolny sam oddalić się od dóbr materialnych,
lecz były mu zabierane przez innych, co w końcu okazywało
się dlań zbawienne” (Sól ziemi. Chrześcijaństwo i Kościół katolicki na przełomie tysiącleci. Z kardynałem Josephem Ratzingerem, Benedyktem XVI rozmawia Peter Seewald, Kraków 2005) .
Czymś innym jest dla Ratzingera sprawa Boga w Konstytucji, aby Europa nie ograniczyła się do czystej technokracji, w której jedynym kryterium dobra jest wzrost spożycia. Już Rudolf Bultmann mówił: „Państwo niechrześcijańskie
jest możliwe, ale ateistyczne – nie”. Gdzie nie istnieje prawo
ponad naszymi przekonaniami, pozostaje narzucanie własnej
woli i ogromne ryzyko, że człowiek będzie niszczył samego siebie.
Przekonały nas o tym aż nazbyt dobitnie doświadczenia XX wieku.
Inną niebezpieczną pokusą Kościoła jest porzucanie tego, co
istotne. Porzucenie Chrystusa, by zmieniać świat po ludzku
i siebie samych dostosowywać do płytkich mód zbanalizowanego
myślenia. W tym świetle wielu z tych, którzy są wewnątrz
Kościoła, duchowo jest już poza nim. Z punktu widzenia teologicznego
„w Kościele napotykamy wiele z tego, co jest antykościelne,
wręcz antychrześcijańskie” (Vivere con la Chiesa, con Karl Lehmann, Brescia 1978).
Dla niektórych większy sens ma służba rozwojowi socjalnemu niż głoszenie Ewangelii Chrystusa. „Lecz o jakim pozytywnym rozwoju socjalnym śnimy,
jeśli mu towarzyszy analfabetyzm w dziedzinie Boga?”. Aby odpowiedzieć
na potrzeby człowieka, Kościół bardziej potrzebuje
świętości niż sprawnego zarządzania. Potrzeba wiary dojrzałej,
czyli nie tej, która podąża za falą mód i ostatnich nowości, ale
tej, która jest głęboko zakorzeniona w przyjaźni z Chrystusem.
Wówczas chrześcijaństwo będzie „konkretną alternatywą” wobec
trywializowania człowieka i relatywizowania wszystkiego.
Właśnie będąc antynowoczesnym i odważnym wobec tego, co
jest wygodne i powszechnie uznawane, Kościół potrafi podołać
swej misji „proroczego sprzeciwu”.
Jak zrzucić pancerz?
Filip Memches: Warto przypominać słowa Benedykta XVI: „Kusiciel nie jest do tego stopnia nachalny, żeby nam wprost zaproponował adorowanie diabła”.
zobacz więcej
Kryzys Kościoła – w ocenie Ratzingera – wynika w dużej mierze
z marginalizowania tematu Boga. Nierzadko zajmuje się on
zbytnio sobą samym i nie przemawia z dostateczną mocą i radością
o Bogu, o Chrystusie, podczas gdy świat jest spragniony
nie poznania naszych wewnętrznych problemów, ale przesłania,
które powołało Kościół do istnienia: ognia, który Jezus rzucił na
ziemię. Toteż trzeba nowego zrywu duchowego, nowego napięcia
i nowej pasji wiary.
Jan Paweł II niejednokrotnie mówił, że dzisiejszy Kościół nie
potrzebuje nowych reformatorów. Kościół potrzebuje nowych
świętych. I szukał ich zwłaszcza w najmłodszych pokoleniach,
skłonnych, mimo powodów do narzekania nad sposobem życia
wielu z nich, do wielkiej szczerości i hojności względem Boga.
Mówił im rzeczy trudne i wymagające. W zamian za to miał ich
wokół siebie coraz więcej. W podobny sposób zdawał się patrzeć
w przyszłość Benedykt XVI.
„To, co budzi nadzieję Kościoła powszechnego, a co płynie z samego
kryzysu w Kościele świata zachodniego – zauważył – to
powstawanie nowych ruchów, przez nikogo nie projektowanych,
spontanicznych, będących wyrazem żywotności samej
wiary. Manifestuje się w nich, choć jeszcze w sposób przyciszony,
coś w rodzaju Zielonych Świąt w Kościele. Coraz częściej zdarza
mi się spotkać grupy młodych ludzi całkowicie oddanych
wierze Kościoła. Młodych żyjących wiarą i mających w sobie
wielki zapał misjonarski. Radość wiary, której dają wyraz, ma
w sobie coś zaraźliwego. To wśród tych grup rodzą się autentyczne
powołania do służby kapłańskiej i do życia zakonnego.
Zapału tych młodych ludzi nie zaplanowano w żadnym urzędzie
duszpasterskim, ale objawił się sam… Wyłania się z nich
nowe pokolenie Kościoła, na które patrzę z wielką nadzieją” (Raport o stanie wiary. Z Ks. Kardynałem Josephem Ratzingerem rozmawia Vittorio Messori, Kraków–Warszawa–Struga 1986).
W jednej ze swych książek nawiązał do wspomnień:
„Dla mnie osobiście bliższe zetknięcie się po raz pierwszy w latach
siedemdziesiątych z takimi ruchami jak neokatechumenat,
Comunione e Liberazione i Focolari było cudownym wydarzeniem.
Sam wtedy doświadczyłem wielkiego porywu
i entuzjazmu, z jakim przeżywali swą wiarę, a w tej radości
wiary musieli dzielić się także z innymi otrzymanym darem.
Był to czas, kiedy Karl Rahner i inni często mówili o zimowej
porze w Kościele, i w rzeczywistości – po wielkim zrywie soborowym – wydawało się, że zamiast wiosny pojawił się
mróz, a zamiast nowego zrywu – znużenie… Ale nagle pojawiło
się coś, czego nikt nie zaplanował. Można by powiedzieć,
że Duch Święty znowu sam poprosił o głos” (Por. J. Ratzinger, Ruchy kościelne i ich miejsce w teologii, „Post scriptum”, 3/1998).
O książce
Kim jest Antychryst i czy właśnie nadeszły jego czasy? A może „jego czasy” były zawsze, skoro jego istnienie zapowiada już Pismo Święte? Jak mamy go rozpoznać? Jak się go strzec? Czy będzie miał – jak piszą znawcy – „pojednawczą twarz o zwodzicielskim spojrzeniu”? Czy będzie „uśmiechniętym trucicielem”? A może jest zjawiskiem, których tak wiele towarzyszy nam dzisiaj: łamania zasad liturgii, upadku obyczajów, nazywania „mitem” Zmartwychwstania Pana Jezusa. Jak to wszystko rozumieć? Jak się nie poddać zniechęceniu czy pragnieniu opuszczenia takiego Kościoła? Czy działa w nim jeszcze Boża opatrzność?
Ksiądz profesor Robert Skrzypczak, znany i ceniony rekolekcjonista, autor i tłumacz wielu książek, odkrywca duchowości włoskiego mistyka ks. Dolindo Ruotolo i wybitny promotor nauczania Jana Pawła II, zajął się tym problemem w najnowszej książce „Między Chrystusem i Antychrystem”, której fragment drukujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa Esprit. Dostajemy doskonały, skoncentrowany niczym w pigułce, przegląd opinii i faktów z tej dziedziny, obecnych w życiu Kościoła na przestrzeni dwóch tysięcy lat. Spotykamy najbardziej wytrwanych znawców tematu, takich jak papieże i mistycy, poznajemy nieznane objawienia.
„Płynność stała się kluczem hermeneutycznym opisu obecnego postmodernistycznego świata. Mamy dziś do czynienia z erupcją postnowoczesności w jej płynnej, zmiennej, nieuchwytnej postaci, teologiczna wymowa Antychrysta w Apokalipsie św. Jana jest skojarzona właśnie z symbolem elementu płynnego. Bestie, jedna po drugiej, wyłaniają się z morza. /…/ Moce Antychrysta stamtąd atakują oparty o skalę bastion stabilności, jakim jest Kościół. Informacje i finanse – oto potęga Antychrysta” – pisze we wstępie ks. Robert Skrzpczak.
Ale autor nie straszy i nie gasi nadziei, wręcz przeciwnie: „potrzebujemy ścisłej współpracy ze świętymi – pisze – oraz wielkiego błagania o nowych ludzi, którzy nauczyli się iść pod prąd, którzy swą uległością i pokorną ufnością okazywaną Zmartwychwstałemu są w stanie stawić opór mrocznym obszarom naszego świata”.
– Barbara Sułek-Kowalska