Chrystus podrobiony. Wielkie oszustwo fałszywego dobra
piątek,
26 marca 2021
„Będzie pisał książki o nowej idei Boga, aby mówić ludziom to, co – w obliczu ich własnego stylu życia – chcieliby usłyszeć; wprowadzi wiarę w astrologię, aby obciążyć winą za grzechy nie ludzką wolę, a gwiazdy; będzie wynajdywał dowody psychologiczne na to, że nie istnieje wina, tylko wyparta seksualność; każe on ludziom umierać ze wstydu, gdy inni zarzucą im nietolerancję i brak liberalizmu; on sam będzie tak liberalny, że tolerancję zrówna z obojętnością wobec prawa i niesprawiedliwości, wobec błędu i prawdy” – charakteryzował Antychrysta amerykański kaznodzieja, biskup Fulton Sheen.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa AA publikujemy fragmenty książki Antonia Socciego „Kościół czasu Antychrysta” w tłumaczeniu Marcina Masnego. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji
To dziwne, że w literaturze XX wieku tak gwałtownie wybuchł temat Antychrysta. Warto się nad tym zastanowić, tym bardziej, że dotąd nie udało się znaleźć dostatecznego wytłumaczenia.
Tak naprawdę zaczęło się już pod koniec wieku XIX. Fiodor Dostojewski i Fryderyk Nietzsche z różnych punktów widzenia „wywoływali” tę zagadkową postać. Pierwszy uczynił to wprost w „Legendzie o Wielkim inkwizytorze” (w powieści „Bracia Karamazow”). Drugi zaś w „Antychryście”, którego lepiej się zrozumie, czytając René Girarda i jego książkę „Casus Nietzschego. Nieudany bunt Antychrysta”.
Także u schyłku XIX wieku powstała powieść Szwedki Selmy Lagerlöf „Cuda Antychrysta”.
Humanista, filantrop, ekolog
Zdumiewa jednak przede wszystkim literatura powstała w wieku XX. Przypomnijmy tę nić wiodącą od „Krótkiej opowieści o Antychryście” Włodzimierza Sołowiowa przez „Władcę świata” Roberta Bensona, aż po „Ostatnią bitwę” i „Opowieści z Narnii” C. S. Lewisa, a potem mamy cykl powieściowy Michaela O’Briena. Jest wreszcie dystopijna powieść Josepha Rotha „Antychryst”.
Chociaż dzieła te powstały w wieku totalitaryzmów i ludobójstwa, wieku antychrystusowych postaci Hitlera i Stalina, w wielu z nich portret Antychrysta nie przedstawia jednoznacznego potwora. Jest podstępnie atrakcyjny.
W wielu wypadkach – jak się przekonaliśmy – jest to wizerunek humanisty, filantropa, ekumenisty, Europejczyka i ekologa, czyli w istocie mesjasza poprawności politycznej, co oczywiście nie wyklucza totalitaryzmu i prześladowań za zasłoną.
Uważa się, że taki wizerunek wyłania się z kart pism świętych. Antychryst jako przeciwnik Jezusa, kryjący się – jak pisze Vittorio Messori – pod zwodniczą powierzchownością Chrystusa, to „raczej uśmiechnięty truciciel niż krzykliwy wróg Ewangelii. Raczej wydrąża od środka niż atakuje z zewnątrz”.
Pamiętny jest opis Wielkiego Zwodziciela w jednym z kazań św. Efrema:
Podstępnie spodoba się wszystkim, nie przyjmie godności, nie będzie miał względu na osoby, będzie uprzejmy dla wszystkich, zachowa spokój we wszystkim, odrzuci dary, miły wobec bliźniego, a wszyscy go będą wychwalać wołając: „Oto sprawiedliwy”.
Jest to wizerunek udokumentowany w chrześcijańskiej tradycji. Dowodzi tego wspomniany fresk Signorellego. Antychryst to niemal dokładna kopia Jezusa. Chrystus podrobiony. Wielkie oszustwo fałszywego dobra.
Również w powieściach Sołowiowa i Bensona, od których zaczęliśmy, obaj główni bohaterowie są wizerunkami Antychrysta. Pierwszy – Imperator – małpuje Jezusa i wydaje się we wszystkim podobny do Niego, wyjąwszy jeden detal, którym jest pycha. Ten detal bardzo się odróżnia od pokory Jezusa.
Antychryst w powieści Bensona nazywa się Julian Felsenburgh i nie jest podobny do Chrystusa, lecz za to niesamowicie podobny, wręcz nieodróżnialny od wikariusza Chrystusowego jego czasu Percy’ego Franklina, czyli papieża Sylwestra III.
Bardzo szczególna natomiast jest powieść „Antychryst” Josepha Rotha. Ten pisarz pochodzenia żydowskiego urodził się w 1894 roku w Cesarstwie Austro-Węgierskim, z którym czuł się głęboko związany. Zmarł w Paryżu w 1939 roku. Znany jest szczególnie za sprawą powieści „Krypta kapucynów” i „Legenda o świętym pijaku”.
Moc zatruwająca świat
„Antychrysta” napisał w 1934 roku, gdy Hitler rok już rządził Niemcami. Roth przenikliwie patrzył w przyszłość. Do Stefana Zweiga pisał: „Zbliżamy się do wielkich katastrof. Poza klęskami prywatnymi, bo nasze istnienie jako literatów i nasz byt legły w gruzach, wszystko zmierza ku nowej wojnie. Nie dam już grosza za nasze życie. Udało się wynieść do władzy barbarzyńców. Żadnych złudzeń. Piekło rządzi”. Antychryst jest jednak fikcją literacką, która nie tylko daje drobiazgowy wgląd w obłęd tamtych lat totalitaryzmu, lecz wyraża też wizjonerską intuicję Rotha. Oto ludzkość nurza się w powszechnym zakłamaniu”.
Filip Memches: Warto przypominać słowa Benedykta XVI: „Kusiciel nie jest do tego stopnia nachalny, żeby nam wprost zaproponował adorowanie diabła”.
zobacz więcej
Zjawia się Antychryst jako lodowata rozmyta obecność, moc zatruwająca świat i język:
Już nie rozpoznajemy, w zasadzie od dawna, istoty i wyglądu rzeczy, które nam się zdarzają. Jak ci, co fizycznie są ślepi, mamy tylko nazwy dla wszystkich rzeczy tego świata, których już nie widzimy. Nazwy! […] Ślepiec nie odróżnia jednych od drugich. My, ślepcy, nie odróżniamy ich. Prawdziwym rzeczom nadajemy fałszywe nazwy. […] Ponieważ oślepliśmy, nazw i imion używamy błędnie. Wielkim nazywamy małe, małym – wielkie. Czarnym nazywamy białe, a białym – czarne. Cień nazywamy światłem, a światło – cieniem. […] Imiona i nazwy tracą swoją treść i znaczenie. Jest gorzej niż przy budowie wieży Babel. […] Obecnie wszyscy mówią tym samym, fałszywym językiem, a wszystkie rzeczy mają te same, lecz fałszywe nazwy.
Przytoczę tu genialny finał tej powieści:
Potem polecono mi człowieka pobożnego. Był to człowiek Kościoła świętego. Nosił brązowy habit przepasany sznurkiem. I miał wielki krzyż.
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! – rzekł.
– Na wieki wieków, amen – odrzekłem.
– Widzę – zaczął – że walczy pan z Antychrystem. Chcę panu pomóc. Przybywam z Rzymu, świętego miasta. Jestem jednym z najskromniejszych sług Ojca Świętego. Mam jednak zaszczyt przebywać często w jego pobliżu. Raz na miejscu Ojca Świętego, na Stolicy Piotrowej, zobaczyłem kogoś innego.
Zakonnik milczał chwilę. Potem powtórzył: – No właśnie, kogoś innego.
Ja też milczałem przez dłuższą chwilę. Potem rzekłem: – Napisano, że kiedyś na stolicy Piotra zasiądzie Antychryst, odziany we wszystkie oznaki godności Ojca Świętego. Proszę mi powiedzieć, czy ten czas już nadszedł?
– Tego nie wiem – odpowiedział zakonnik. – Jestem tylko jednym z najpośledniejszych sług w pałacu Ojca Świętego. Któregoś dnia jednak zobaczyłem, że Ojciec Święty śpi. Zasnął tylko na kilka godzin, A w tym czasie ktoś inny usiadł na najwyższym tronie. Wtedy właśnie przybyli delegaci z krajów pogańskich, aby podpisać pokój z Kościołem Świętym.
Delegaci trzech państw reprezentowali Związek Sowiecki, Niemcy i Stany Zjednoczone, a każde z tych państw szukało wsparcia papieża dla własnych projektów. Uniżenie uklękli przed nim w otoczeniu usłużnych kardynałów. Zakonnik ciągnął: „I wszyscy uznawali, że to jest Ojciec Święty. Tylko ja wiedziałem, że Ojciec Święty śpi. I zdumiewałem się, że siedzi na tronie Piotrowym i tak przyjaźnie rozmawia z pogańskimi delegatami”.
Pierwszy z trzech powiedział, że jego kraj chce podbić tylko pół świata i prosił, żeby mu po prostu wolno było trochę porozstrzeliwać i pomasakrować. Wszystko to z obietnicą modlitwy oraz uhonorowania i tym razem Ojca Świętego prezentami: automobilem, telefonem i drobiazgami.
Drugi delegat w imieniu Niemców powiedział, że „z całą pokorą” chcieliby całego świata. Aby otrzymać papieską zgodę, powiedział: „Będziemy się modlili i zadbamy, żeby już nie torturować żadnego kapłana”.
Oczywiście ostrzegali, że zachodzi konieczność rozstrzeliwania i masakrowania, ociupinkę, ale za to swoim dzieciom będą wpajać naukę Odkupiciela. I mieli nie jeden krzyż, ale dwa. Drugi z lekką zmianą, z załamaniami na końcach.
Trzeci delegat powiedział:
– Przybywamy z Hollywood. Niektórzy po niemiecku wymawiają to „Hölle-Wut” (piekielny szał), ale ty, Ojcze Święty, nie wierz w to. Nie chcemy już podbijać świata, bośmy go już podbili. Jesteśmy krajem mroków.
Ta delegacja przedstawiła się jako wysłana przez „Goldwein-Mutro-Mayer”. Ze swymi ludźmi „pracują nad rozpowszechnianiem cienia Odkupiciela na wszystkich ekranach świata. Zgodnie z prawidłami sztuki przerobimy Twoich prawdziwych kardynałów i Twoich prawdziwych kapłanów, żeby się stali prawdziwymi cieniami”.
Ojciec Święty „przyzwolił. Podpisał konkordat z firmą Goldwein-Mutro-Mayer i jej podobnymi”.
Tak skończyła się opowieść zakonnika. Ale tu następuje zwrot narracji.
– Nie wierzę ci, braciszku – zawołałem. – Mylisz się! Ojciec Święty nie zasnął. Antychryst nie zasiada na tronie Piotrowym!
Zakonnik traci rezon. Jąkając się powtarza, że jest tylko najmniejszym trybikiem w maszynie i przypomina, że wszyscy możemy się mylić. Tak się dał przyłapać. „Po tym przekonałem się, że sam jest Antychrystem lub posłańcem Antychrysta”.
Tak właśnie było:
Wieczorem bowiem w pewnym teatrze zwanym kinoteatrem zobaczyłem mój własny cień. Antychryst mnie nagrał, kiedy rozmawiał ze mną jako wróg Antychrysta. Pomiędzy cieniami narciarzy, wioślarzy, tenisistów, pięściarzy, aktorów, polityków, przestępców, pokazywał też mój cień. Ukradł mi cień. Wyszedłem z teatru.
W gruncie rzeczy można być elementem gry Antychrysta, elementem jego „widowiska” nawet prowadząc bój przeciwko Antychrystowi.
Ma on bowiem perfidną moc zatruwania wszystkich dusz. W tym kontekście można byłoby powiedzieć, że w każdym tkwi jakiś Antychryst i nie tylko świat, ale każdy z nas jest polem bitwy, na którym zmagają się Odkupiciel i Jego (nasz) przeciwnik. Rządcy Kościoła też są tym polem bitwy.
Czasami opozycja Antychrysta względem systemu jest „cieniem”, maską, rolą (jak w kinie), którą system sobie przywłaszcza, bo pasuje do jego spektaklu.
Braterstwo bez ojcostwa Boga
Po rozprawieniu się z wojną, około połowy XX wieku pewne wpływowe autorytety katolicyzmu niezależnie od siebie zaczęły interpretować czasy – w kontekście roku 2000 – w optyce, tak to nazwijmy, apokaliptycznej.
Najsłynniejszą „apokaliptyczną” wypowiedzią tamtych lat było kazanie amerykańskiego biskupa Fultona Sheena, obecnie beatyfikowanego przez Kościół, wygłoszone przez radio 26 stycznia 1947 roku w audycji pod tytułem „Zapalcie lampy”. Odcinek nosił tytuł „Znaki naszych czasów”. Warto powtórzyć fragmenty tej słynnej mowy:
Dlaczego mało kto dostrzega powagę obecnego kryzysu? […] Tylko ci, którzy żyją zgodnie z wiarą, wiedzą, co się dzieje w świecie.
Fulton Sheen wyjaśniał:
Nową erę, w którą wkraczamy, można nazwać religijnym etapem ludzkiej historii. Zrozumcie mnie dobrze: „Religijny” wcale nie oznacza, że ludzie zwrócą się do Boga. Oznacza to raczej, że obojętność na absolut, która cechowała liberalny etap cywilizacji, zastąpiona zostanie zapałem wobec absolutu. Odtąd już nie będzie zmagań o kolonie i prawa narodów, lecz o ludzkie dusze. Front jest wyznaczony wyraźnie i nie ma już wątpliwości, co do kwestii fundamentalnych. Odtąd ludzie podzielą się na dwie religie, na nowo pomyślane jako zawierzenie absolutowi. Przyszły konflikt rozegra się między absolutem, którym jest Bóg-człowiek i absolutem, którym jest człowiek-bóg. Między Bogiem, który stał się człowiekiem i człowiekiem, który czyni się bogiem. Między braćmi w Chrystusie i towarzyszami w Antychryście.
Dalej tak tłumaczy:
Antychryst nie będzie się tak nazywał, gdyż nie miałby wówczas żadnych zwolenników. […] Zbawiciel mówi nam, iż Szatan będzie tak bardzo podobny do Niego, że oszuka nawet wybrańców […]. W jaki sposób zdobędzie on zwolenników dla swojej religii w dzisiejszych czasach? W czasach poprzedzających komunizm wierzono w Rosji, że pojawi się on w przebraniu Wielkiego Humanisty, że będzie mówił o pokoju, dobrobycie oraz obfitości nie jako środkach prowadzących nas do Boga, lecz rozumianych jako cel sam w sobie. Będzie pisał książki o nowej idei Boga, aby mówić ludziom to, co – w obliczu ich własnego stylu życia – chcieliby usłyszeć; wprowadzi wiarę w astrologię, aby obciążyć winą za grzechy nie ludzką wolę, a gwiazdy; będzie wynajdywał dowody psychologiczne na to, że nie istnieje wina, tylko wyparta seksualność; każe on ludziom umierać ze wstydu, gdy inni zarzucą im nietolerancję i brak liberalizmu; on sam będzie tak liberalny, że tolerancję zrówna z obojętnością wobec prawa i niesprawiedliwości, wobec błędu i prawdy. Rozpowszechni on kłamstwo, jakoby ludzie tylko wtedy mogliby stać się lepszymi, jeśli najpierw naprawią oni społeczeństwo – i w ten sposób staną się takimi egoistami, że nigdy nie zabraknie środka zapalnego do następnej wojny. Będzie wspierać naukę z tym jedynym sukcesem, że przemysł zbrojny zniszczy jeden cud nauki za pomocą innego; będzie wspierał rozwody pod pretekstem tego, że nowy partner jest „niezbędny do życia”; będzie pomnażał miłość do miłości, pomniejszając jednocześnie miłość do osoby; będzie powoływać się na religię, aby unicestwić religię; będzie nawet mówić o Chrystusie i nazywać Go największym spośród ludzi; będzie głosić, iż jego misja polega na tym, aby wyzwolić ludzi z kajdan zabobonu i faszyzmu – nie definiując nigdy tych pojęć.
Za symbol przyszłości uważał kowbojski kapelusz Mołotowa.
zobacz więcej
Niesamowite, że te słowa wypowiedziano w 1947 roku, a brzmią jakby padły dziś. Dalej duchowny mówił:
Ponieważ jego religią będzie braterstwo bez ojcostwa Boga, oszuka nawet wybrańców. Ustanowi on antykościół, który będzie małpować Kościół, gdyż on, Szatan, jest małpą Boga. [Ów antykościół] Będzie posiadał wszystkie cechy Kościoła, ale w wypaczonej postaci, będzie też wyzuty ze swej Boskiej treści. Będzie on mistycznym ciałem antychrysta, które z wyglądu będzie bardzo przypominać mistyczne Ciało Chrystusa. W rozpaczliwej potrzebie Boga doprowadzi nowoczesnego człowieka w jego samotności i frustracji do śmierci z pragnienia uczestnictwa w jego wspólnocie, która wyznaczy człowiekowi cel wyższy bez konieczności osobistej poprawy, bez uznania własnej winy.
Fulton Sheen w 1947 roku utrzymywał, że „przyszłość będzie czasem próby”. Jedynym z możliwych motywów było „błędne utożsamienie Kościoła ze światem. Nasz Pan chciał, aby ci, co za Nim idą, mieli innego ducha niż ci, co za Nim nie idą. Lecz tę linię podziału rozmyto. Zamiast czerni i bieli jest tylko mętność. Życie wielu chrześcijan naznaczone jest przeciętniactwem i kompromisem. Wpływamy na świat mniej niż świat wpływa na nas. Nie ma już odmienności”.
Fulton Sheen powtórzył i rozszerzył to kazanie w kilku książkach, m.in. w „Komunizmie i sumieniu Zachodu”.
Wykazywał oczywisty błąd komunizmu, lecz również błąd filozofii leseferystycznej, która – powodując właściwe sobie szkody – otwiera komunizmowi drogę.
Ponadto amerykański biskup wskazuje tu źródło, z którego wydobył tę „prognozę” na temat Antychrysta-humanisty: „przedkomunistyczne wierzenie rosyjskie”. To znaczy znowu Sołowiow i Dostojewski. Cytuje bowiem dokładnie i obszernie „Krótką opowieść” Sołowiowa i opowiadanie Dostojewskiego:
W „Braciach Karamazow” Wielki Inkwizytor, który jest Antychrystem, okazuje wielkie współczucie dla człowieka, jest humanistą w sposób widoczny, wręcz namiętnie zainteresowanym ludzkością, której w rzeczywistości jest wrogiem, bo rujnuje jej wolność. Jest powierzchownie podobny do Chrystusa, aby skutecznie zwieść wybranego.
Chcę zasygnalizować jeszcze jeden punkt z rozważań Fultona Sheena:
W nowej erze zabłąkana nowoczesna dusza najbardziej w antykościele ukocha właśnie jego katolickość, czyli internacjonalizm. Antykościół obala wszystkie granice państw, szydzi z patriotyzmu, dyspensuje ludzi od afektu względem krajów wierzących w Chrystusa, wpaja im dumę, że nie są Amerykanami, Francuzami lub Anglikami, lecz tylko członkami klasy rewolucyjnej pod wodzą swego wikariusza rezydującego na Kremlu.
Imperialne plany komunizmu doznały ruiny (przynajmniej na razie w nadziei, że „Kreml” nie odrodzi się pod nazwą „Pekin” i że nie zwycięży w Kościele pod postacią katokomunizmu).