Lata, w których medal olimpijski, zwłaszcza złoty medal olimpijski, był merytoryczną obligacją zwycięstwa w plebiscycie, mamy za sobą. Przekonał się o tym boleśnie Tomasz Majewski po 2008 roku, kiedy wygrał igrzyska w Pekinie, ale przegrał w Warszawie z Robertem Kubicą, który w całym sezonie zwyciężył tylko w jednym wyścigu F1. Decydowały SMS– y młodych fanów.
To więzi emocjonalne kreują obecnie wyniki plebiscytu, choć nie musi to mieć związku z popularnością dyscypliny, którą sportowiec uprawia. Bezwarunkowej miłości narodu do futbolu plebiscyt nie odzwierciadla w najmniejszym stopniu, gdyż w całej jego historii tylko dwaj piłkarze tryumfowali – Zbigniew Boniek i Robert Lewandowski. I gdzie tu logika?
Zamęt wokół jednoznacznego wskazania, co jest dobre, a co popularne, nie budzi szczególnego niepokoju, gdyż pozwala na swobodną interpretację znaczeń. W diagnostyce internetu to jest dobre, co jest popularne. Ta opcja zdominowała funkcjonowanie społeczeństw zarówno w życiu publicznym, jak i prywatnym.
Ujmując rzecz najdelikatniej, to duże uproszczenie. A jego ilustracją jest prześmiewczy status celebryty, czyli kogoś, kto jest znany z tego, że jest znany. Byłoby to zabawne, gdyby nie zrobiło się poważne. Media społecznościowe zaludnili kandydaci na celebrytów oraz tacy, którzy już się nimi poczuli.
Pragnienie bycia znanym i podziwianym, czyli popularnym, opanowało ziemską populację z północy na południe i ze wschodu na zachód. Dla wielu ludzi, zwłaszcza młodych, internet stał się niezbędną protezą egzystencji zgodnie z przekonaniem – jak cię ma w internecie, to nie istniejesz.
Zagrożenia są rozpoznane i oczywiste. Skoro spadek liczby kliknięć pod postami może prowadzić do prób samobójczych, nierzadko niestety udanych, to mamy pandemię Internetu, choć jeszcze jej tak nie nazwano. A jej objawem jest uzależnienie od popularności.
Krótki lont
Czy ma to jakiś związek ze sportem i sportowcami? I ma, i nie ma. Nie ma, ponieważ sportowcy stają się znani przez konkretne i wymierne osiągnięcia. Lecz są i tacy, których popularność znacznie przerasta dokonania sportowe, bo dbają o swój medialny wizerunek i mają do tego smykałkę, czasem większą niż talent sportowy.
Popularność osoby i uprawianej przez nią dyscypliny to nie to samo. Potwierdza to choćby historia plebiscytu i piłki nożnej. Zatem co sprawia, że jeden sport gromadzi większe widownie, a drugi mniejsze? Że jedne sporty zyskują publiczność, a inne ją tracą?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Wpływają na to różne czynniki, które można zauważyć na tej rozkręconej karuzeli. Po pierwsze dynamika widowisk. Podpowiada to pierwsza piątka listy Top. Jak wiadomo piłka nożna trzyma się zdecydowanie na czele.
Na drugiej pozycji jest krykiet (2,5 miliarda, niech będzie, że fanów). Na trzeciej dwa hokeje, ten na lodzie i ten na trawie (2 miliardy). Na czwartym miejscu jest tenis (miliard). Na piątym siatkówka (900 milionów).
Jednak koszykówka, niewątpliwie dynamiczna dyscyplina, ląduje dopiero na siódmej pozycji (825 mln). A piłka ręczna, w której także dużo się dzieje, nie mieści się w „dziesiątce” popularności, którą zamyka golf (450 mln melomanów), który bywa dynamiczny raczej inaczej.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Jak widać tempo i gęstość widowisk nie wyczerpują tematu. Mechanizm popularności musi mieć jeszcze inne napędy, i ma. Kolejnym jest prostota i czytelność formuły imprez. A mówiąc bardziej obrazowo – współczesne widowisko sportowe musi mieć krótki lont.
Akcje na stadionie czy boisku muszą natychmiast i bez przeszkód odpalać emocje widowni. Im dzieje się to szybciej i łatwiej, tym większe szanse na pełne trybuny i miliony rozpalonych telewidzów.
Piłka nożna spełnia oba wymagania, tworzy dynamicznie i proste spektakle. W ich przeżywaniu nie przeszkadzają skomplikowane przepisy, bo są zrozumiałe i powszechnie znane. Widz płynnie podąża za widowiskiem jak piłkarze za piłką. Dlatego popularność futbolu ma zasięg globalny.
Entuzjaści krykieta w liczbie 2,5 miliarda czy golfa w liczbie 450 milinów to także potężne armie wsparcia. Tyle że pierwsza dyscyplina ma korzenie regionalne, wrosłe w określone tradycje, a druga wymaga dobrej znajomości reguł, co wydłuża ten krótki lont.
To jest dobre, co jest popularne
Rankingi popularności nie zawierają patentu na nieomylność ani gwarancji na niezmienność. Zmieniają się gusta i mody, a z nimi listy dyscyplin najliczniej oglądanych, zatem najbardziej popularnych. Nie inaczej jest w Polsce.
Przez całe dekady lekkoatletyka w naszym kraju należała do sportów bardzo popularnych. A od wspomnianego meczu na Stadionie Dziesięciolecia wręcz do legendarnych. Obecnie należy do takich, który jest w rankingach „top” ,albo go nie ma, co zależy od portalu, który prezentuje klasyfikacje.
Czasem pojawia się w pierwszej piątce, innym razem wypada poza dziesiątkę. Wypiera ją żużel, sporty walki, sporty siłowe i oczywiście tenis. Nowe pokolenia kibiców mają własne upodobania i wprowadzają nowe mody.
Ciekawe, że objawiają się one niekoniecznie akurat w okresie dużych sukcesów dyscypliny na igrzyskach olimpijskich czy mistrzostwach świata. Medale i popularność najwyraźniej nie są już kompatybilne. Jednym z powodów może być fakt, że nie jest to prosty ani łatwy w oglądaniu sport.