Felietony

Sezon polowań na popularność

Licznik bije i liczy w kółko przeważnie tych samych kibiców. Mnożąc i dodając, na końcu wychodzi na to, że na planecie, na której żyje 8 miliardów ludzi, mundial obejrzało 10 albo 12 miliardów osób.

65 lat temu. Rok 1958, Warszawa: Stadion Dziesięciolecia i sto tysięcy widzów na trybunach podczas meczu lekkoatletycznego Polska – USA. Przez lata światowy rekord frekwencji w tej dyscyplinie. Wcześniej ani później lekkoatletyka nie była aż tak popularna…

Tylko czy rzeczywiście chodzi o popularność? Co ją definiuje i jak się ją mierzy? Co decyduje o jej zasięgach? Formuła sportu, konkretny moment historii, a może sezonowa moda lub intensywna reklama?

Tamten mecz rozgrywano w szczególnym kontekście dziejowym. Śmierć Stalina skutkowała odwilżą polityczną, która zaczęła się w 1956 w październiku od protestów społecznych i walk frakcyjnych wewnątrz PZPR.

Ta odwilż trwała krótko, bo do roku 1961, jednak wizyta amerykańskich sportowców w komunistycznej PRL była ekscytującym wydarzeniem, co musiało mieć i miało wpływ na frekwencję na trybunach. Tym samym nie sposób oddzielić emocji politycznych od sportowych.

Dziś trudno jednoznacznie ocenić czy stadion zapełniła lekkoatletyka, gdyż była tak popularna, czy widoczne osłabienie reżymu, który popularny nie był. Intuicja podpowiada, że był to raczej incydent o złożonych parametrach zwłaszcza, że nie miał powtórek.

Na tym przykładzie nie da się wyjaśnić istoty większej albo mniejszej popularności różnych dyscyplin sportowych ani zdefiniować zagadnienia. A byłoby warto, ponieważ w obecnych czasach popularność to złoty klucz do sukcesów i pieniędzy.

Liczby robią wrażenie

I właśnie z tej przyczyny nie należy ślepo wierzyć rankingom popularności. Kryteria są mętne i raczej dowolne, gdyż samo pojęcie „popularności” pozostaje niezdefiniowane. Statystycy najczęściej powołują się na liczbę fanów. Tylko co to ma znaczyć?

Bez prześwietlenia szczegółowych metod pomiaru nic nie znaczy albo może znaczyć wszystko, co także oczywiście nic nie znaczy. Dziesiątkę najbardziej popularnych dyscyplin świata otwiera piłka noża liczbą 4 miliardów fanów. Ale kto to ustalił i jakim sposobem?

Zliczając widownie stadionów na meczach wszelkich możliwych rozgrywek włącznie z ligowymi na wszystkich szczeblach, nie pomijając okręgówki? Chyba nie byłoby to możliwe. W dodatku takie badanie trzeba by wykonać w określonym czasie, czego nikt nie deklaruje.

Oglądalności telewizyjne to zwodnicza pułapka. Powiedzmy, że każdy mecz mundialu ogląda w każdym kraju około 20 milionów telewidzów. Mnożąc taką średnią przez liczbę państw uzyskujemy globalną oglądalność tego meczu. Jednego meczu, lecz jest ich wiele, a impreza trwa ponad miesiąc.

Statystyka nie rozróżnia odbiorców widowisk po nazwiskach ani wyglądzie. Licznik bije i liczy w kółko przeważnie tych samych kibiców. Mnożąc i dodając, na końcu wychodzi na to, że na planecie, na której żyje 8 miliardów ludzi, mundial obejrzało 10 albo 12 miliardów osób.

Zabawny lapsus, lecz nie do końca. Liczby robią wrażenie, a ono łatwo się zamienia na pieniądze. Im większe liczby, tym większe pieniądze. Im większe widownie, tym więcej sponsorów. Dlatego warto to i owo podpompować nawet wbrew logice.

Nie twierdzę bynajmniej, że futbol nie ma największych widowni, bo ma. Niewątpliwie jest najliczniej oglądaną dyscypliną sportu. Jednak precyzyjne rachowanie jego fanów wydaje mi się przesadnie ambitne i dość jałowe. Popularność to efekt więzi emocjonalnych, a one są niepoliczalne, a często nieobliczalne. Eksplodują spontanicznie oraz nieprzewidywalnie.

Pandemia internetu

Mamy tego dowód w naszym domu. Doroczny plebiscyt „Przeglądu Sportowego” to taka stała, wybuchowa mieszanka emocji i logiki. Od pierwszej edycji w 1926 roku nie udaje się uzgodnić, o co chodzi ani na kogo kibice głosują.

Czy chodzi o sport, czy o uczucia? O wybór najlepszego czy najbardziej lubianego, inaczej – najpopularniejszego sportowca Polski. Co roku są z tym jazdy bez trzymanki. Ktoś się obraża, ktoś podejrzewa oszustwo. Niekiedy jest to jeden i ten sam ktoś jak choćby Paweł Fajdek. Elektorat bywa rozdarty i mocno podzielony.
Mecz lekkoatletyczny Polska-Stany Zjednoczone w sierpniu 1958 na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie. Fot. PAP/CAF/ Stanisław Czarnogórski
Lata, w których medal olimpijski, zwłaszcza złoty medal olimpijski, był merytoryczną obligacją zwycięstwa w plebiscycie, mamy za sobą. Przekonał się o tym boleśnie Tomasz Majewski po 2008 roku, kiedy wygrał igrzyska w Pekinie, ale przegrał w Warszawie z Robertem Kubicą, który w całym sezonie zwyciężył tylko w jednym wyścigu F1. Decydowały SMS– y młodych fanów.

To więzi emocjonalne kreują obecnie wyniki plebiscytu, choć nie musi to mieć związku z popularnością dyscypliny, którą sportowiec uprawia. Bezwarunkowej miłości narodu do futbolu plebiscyt nie odzwierciadla w najmniejszym stopniu, gdyż w całej jego historii tylko dwaj piłkarze tryumfowali – Zbigniew Boniek i Robert Lewandowski. I gdzie tu logika?

Zamęt wokół jednoznacznego wskazania, co jest dobre, a co popularne, nie budzi szczególnego niepokoju, gdyż pozwala na swobodną interpretację znaczeń. W diagnostyce internetu to jest dobre, co jest popularne. Ta opcja zdominowała funkcjonowanie społeczeństw zarówno w życiu publicznym, jak i prywatnym.

Ujmując rzecz najdelikatniej, to duże uproszczenie. A jego ilustracją jest prześmiewczy status celebryty, czyli kogoś, kto jest znany z tego, że jest znany. Byłoby to zabawne, gdyby nie zrobiło się poważne. Media społecznościowe zaludnili kandydaci na celebrytów oraz tacy, którzy już się nimi poczuli.

Pragnienie bycia znanym i podziwianym, czyli popularnym, opanowało ziemską populację z północy na południe i ze wschodu na zachód. Dla wielu ludzi, zwłaszcza młodych, internet stał się niezbędną protezą egzystencji zgodnie z przekonaniem – jak cię ma w internecie, to nie istniejesz.

Zagrożenia są rozpoznane i oczywiste. Skoro spadek liczby kliknięć pod postami może prowadzić do prób samobójczych, nierzadko niestety udanych, to mamy pandemię Internetu, choć jeszcze jej tak nie nazwano. A jej objawem jest uzależnienie od popularności.

Krótki lont

Czy ma to jakiś związek ze sportem i sportowcami? I ma, i nie ma. Nie ma, ponieważ sportowcy stają się znani przez konkretne i wymierne osiągnięcia. Lecz są i tacy, których popularność znacznie przerasta dokonania sportowe, bo dbają o swój medialny wizerunek i mają do tego smykałkę, czasem większą niż talent sportowy.

Popularność osoby i uprawianej przez nią dyscypliny to nie to samo. Potwierdza to choćby historia plebiscytu i piłki nożnej. Zatem co sprawia, że jeden sport gromadzi większe widownie, a drugi mniejsze? Że jedne sporty zyskują publiczność, a inne ją tracą?

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Wpływają na to różne czynniki, które można zauważyć na tej rozkręconej karuzeli. Po pierwsze dynamika widowisk. Podpowiada to pierwsza piątka listy Top. Jak wiadomo piłka nożna trzyma się zdecydowanie na czele.

Na drugiej pozycji jest krykiet (2,5 miliarda, niech będzie, że fanów). Na trzeciej dwa hokeje, ten na lodzie i ten na trawie (2 miliardy). Na czwartym miejscu jest tenis (miliard). Na piątym siatkówka (900 milionów).

Jednak koszykówka, niewątpliwie dynamiczna dyscyplina, ląduje dopiero na siódmej pozycji (825 mln). A piłka ręczna, w której także dużo się dzieje, nie mieści się w „dziesiątce” popularności, którą zamyka golf (450 mln melomanów), który bywa dynamiczny raczej inaczej. ODWIEDŹ I POLUB NAS Jak widać tempo i gęstość widowisk nie wyczerpują tematu. Mechanizm popularności musi mieć jeszcze inne napędy, i ma. Kolejnym jest prostota i czytelność formuły imprez. A mówiąc bardziej obrazowo – współczesne widowisko sportowe musi mieć krótki lont.

Akcje na stadionie czy boisku muszą natychmiast i bez przeszkód odpalać emocje widowni. Im dzieje się to szybciej i łatwiej, tym większe szanse na pełne trybuny i miliony rozpalonych telewidzów.

Piłka nożna spełnia oba wymagania, tworzy dynamicznie i proste spektakle. W ich przeżywaniu nie przeszkadzają skomplikowane przepisy, bo są zrozumiałe i powszechnie znane. Widz płynnie podąża za widowiskiem jak piłkarze za piłką. Dlatego popularność futbolu ma zasięg globalny.

Entuzjaści krykieta w liczbie 2,5 miliarda czy golfa w liczbie 450 milinów to także potężne armie wsparcia. Tyle że pierwsza dyscyplina ma korzenie regionalne, wrosłe w określone tradycje, a druga wymaga dobrej znajomości reguł, co wydłuża ten krótki lont.

To jest dobre, co jest popularne

Rankingi popularności nie zawierają patentu na nieomylność ani gwarancji na niezmienność. Zmieniają się gusta i mody, a z nimi listy dyscyplin najliczniej oglądanych, zatem najbardziej popularnych. Nie inaczej jest w Polsce.

Przez całe dekady lekkoatletyka w naszym kraju należała do sportów bardzo popularnych. A od wspomnianego meczu na Stadionie Dziesięciolecia wręcz do legendarnych. Obecnie należy do takich, który jest w rankingach „top” ,albo go nie ma, co zależy od portalu, który prezentuje klasyfikacje.

Czasem pojawia się w pierwszej piątce, innym razem wypada poza dziesiątkę. Wypiera ją żużel, sporty walki, sporty siłowe i oczywiście tenis. Nowe pokolenia kibiców mają własne upodobania i wprowadzają nowe mody.

Ciekawe, że objawiają się one niekoniecznie akurat w okresie dużych sukcesów dyscypliny na igrzyskach olimpijskich czy mistrzostwach świata. Medale i popularność najwyraźniej nie są już kompatybilne. Jednym z powodów może być fakt, że nie jest to prosty ani łatwy w oglądaniu sport.

Być jak Robert Lewandowski o poranku

Szymon Majewski zarobił 3 mln złotych na kampanii reklamowej banku PKO BP. Obecnie skutecznie się zużywa. Już nie bawi, raczej monotonnie przynudza.

zobacz więcej
Nawet banalny bieg na sto metrów wymaga pewnego przygotowania: wiedzy o wynikach i rekordach, żeby doświadczyć emocji związanych z wydarzeniem. Przypadkowy kibic nie bardzo wie, na co patrzeć, bo naraz na stadionie za dużo się dzieje. Nie ma mowy o krótkim loncie.

Między innymi dlatego Stadion Śląski w Chorzowie świecił pustkami podczas Memoriału Kusocińskiego i Drużynowych Mistrzostw Europy. Trochę lepiej było przy Diamentowej Lidze, lecz tylko trochę. 25 tysięcy widzów na obiekcie, który mieści blisko 60 000 nie powala z wrażenia.

Czy osobista aktywność fizyczna widzów ma jakiś wpływ na popularność sportu w ogóle lub określonych dyscyplin? Pytanie jest właściwe, lecz odpowiedź niekoniecznie. 45% Europejczyków przyznaje, że nie zażywa żadnego ruchu, nawet spacerów, a ze sportem ma kontakt przez telewizor.

Regularne badania przeprowadza w tej sprawie Eurobarometr, a wyniki wykazują tendencję spadkową. Polacy niestety wypadają poza niską średnią. Aż 65 % rodaków nie podejmuje żadnej aktywności fizycznej ani nie uprawia sportu. Gorsi od nas są tylko Portugalczycy i Grecy.

My nie mamy powodów do mruczenia, ale Grecy powinni wyć z rozpaczy, gdyż to oni dali światu igrzyska olimpijskie z całym ceremoniałem dumy i chwały oraz pierwszą kodyfikacją bezwzględnie przestrzeganych zasad.

Prawdę mówiąc, takie sondaże opisują świat sportu ludzi dorosłych, bo dzieci nie biorą udziału w ankietach. Dzieciaki, które buzują adrenaliną na boiskach wszystkich krajów, tworzą wrażenie, że nie jest tak źle. A jednak jest słabo, więc i one wyrastają ze sportu.

By potem jako młodzież przyklejona do smartfonów, do mediów społecznościowych, do ekranów telewizyjnych napędzać popularność swoich idoli też bardzo aktywnie, tyle że nie przebierając nogami tylko palcami na klawiaturze komputera.

Tymczasem w całym światowym sporcie trwa sezon polowań na popularność. Od niej zależy pozycja konkretnych dyscyplin. Od niej też zależą zyski inwestorów. MKOl. jest szczególnie wyczulony na nowe sporty, które zdobywają popularność. Niedawno pokochał taniec na rurze.

W kreowaniu popularności pomagają reklama i media. Spece od reklamy robią to zawodowo, dziennikarze poniekąd też, choć niektórzy łączą pracę z pasją kibiców. Zwłaszcza dziennikarze od futbolu. Gdyby materiały na temat piłki przeliczyć na reklamę, góra kasy sięgała by wierzchołka Everestu.

Futbol jest najbardziej zadbaną dyscypliną sportu przez reklamę i płatną, i darmową, dlatego najbardziej popularną. A utrwalona popularność sprzedaje się najlepiej, nawet w pakiecie z korupcją, ustawkami czy przekrętami działaczy. Ale o co chodzi? W końcu to jest dobre, co jest popularne i spoko...

– Marek Jóźwik

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023

Zdjęcie główne: Laureaci plebiscytu na 10 najlepszych sportowców Polski w 70. plebiscycie "Przeglądu Sportowego", "Tempa" i TVP 1 podczas ceremonii rozdania nagród w w 2004 roku. Rząd górny, od lewej: Robert Korzeniowski (miejsce drugie), Otylia Jędrzejczak (zwyciężczyni plebiscytu), Tomasz Kucharski (trzecia pozycja); rząd dolny, od lewej: Dorota Sikora (żona biathlonisty Tomasza Sikory), Izabela Małysz (żona Adama Małysza), Sylwia Gruchała, Anna Rogowska i Mateusz Kusznierewicz. Fot. PAP/Przemek Wierzchowski
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?