Pani Joanna z Krakowa po czterech miesiącach od traumatycznego dla niej przeżycia, jak mówi, zdołała się wreszcie przełamać i przyjść do telewizji, by opowiedzieć o tym, co ją spotkało. Jej historia jest dynamiczna i pełna zwrotów akcji. Farmakologiczna aborcja, gorszy dzień, rozmowa z psychiatrą, oprócz lub zamiast pomocy, interwencja wezwanej policji, która chce znaleźć źródło pochodzenia tabletek poronnych, zastosowanych przez kobietę. Bohaterka od chwili pojawienia się w TVN u wielu widzów budzi współczucie. Szczególną estymą otoczyli ją jednak niektórzy politycy. Ta sprawa wróci jeszcze zapewne do mediów ze zdwojoną siłą, gdy nadejdzie czas kolejnego marszu w obronie prawa do aborcji, tym razem na chwilę przed wyborami.
Przed kamerą Pudelka
Przypadek pani Joanny nie jest wcale pierwszym i zapewne nie ostatnim, który rozbudził tak silne emocje. Nie zagłębiając się w odległą historię pionierek w walce o prawo do aborcji, warto przypomnieć stosunkowo niedawną historię feministki i celebrytki Anny Zawadzkiej. Dziś nie jest już ona – z farbowanym różowym serduszkiem na włosach – aż tak rozpoznawalna jak jakieś siedem lat temu, gdy przed kamerą plotkarskiego „Pudelka” na pytanie reporterki, czy ma dzieci, wyznała: – Nie odpowiem na to. Na pewno 6 stycznia dokonałam aborcji.
Młoda reporterka nie kryła zaskoczenia. – Słucham? – upewniła się. Pani Anna powtórzyła swoje wyznanie, dodając, że każda kobieta powinna mieć prawo do aborcji, więc ona jedynie skorzystała ze swojego prawa. Następnie odmówiła odpowiedzi na kolejne pytania, w jaki sposób tego dokonała i jak zaawansowana była jej ciąża, tłumacząc, że to sprawa prywatna.
Na niespójność przekazu zwróciła wtedy uwagę nawet spora część feministycznych aktywistek. Koleżanki Anny Zawadzkiej krytycznie odniosły się także do jej występu w TVN, dokąd zaproszona została wraz z nad wyraz liberalnym ks. Sową. Kobieta rozsadziła program, nie dając nikomu dojść do słowa i deklarując, że nie zamierza dopasować się do reguł panujących w studiu. Zdruzgotany prowadzący, red. Andrzej Morozowski, którego ciężko posądzić o brak sympatii dla postępowych ruchów, musiał przerwać „show”. Cześć działaczek ogłosiła wówczas, że Zawadzka ich nie reprezentuje i przynosi więcej złego niż dobrego.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Dziś już widać, jak bardzo przesunęła się granica od czasu tych pionierskich wybryków, wówczas uznawanych za nieporadne lub zbyt drastyczne w wymowie. Tymczasem obecnie takie zachowania należą do klasyki gatunku. Groteskowe działania Zawadzkiej nie poszły więc na marne, należało jedynie dokonać kilku korekt w strategii.
„Aborcja jest ok”
Wkrótce potem postał nowy ruch, Aborcyjny Dream Team, specjalizujący się m. in. w załatwianiu zgłaszającym się do nich kobietom „lekarstw do aborcji”, czyli tabletek używanych do aborcji farmakologicznej. W 2018 r. działaczki zasłynęły z hasła wypromowanego na okładce „Wysokich Obcasów”, feministycznego dodatku „Gazety Wyborczej”: uśmiechnięte i wyluzowane kobiety, stojące na figlarnie różowym tle, od niechcenie prezentowały napis na koszulkach: „Aborcja jest ok”.