Niestety, zarówno rodzice moi, jak i mojej żony, ulegli tej modzie. Moi rodzice postawili całkiem solidne letnisko własnym sumptem, przy fizycznym wsparciu przyjaciół i rodziny. Oczywiście zatrudniano też kogoś z okolicy. Na przykład pamiętam pana K., który kiedyś przyszedł jak kończyliśmy podczas budowy obiad.
– Napije się pan herbaty?
– Eee, jeszcze nic nie piłem, żeby pić herbatę.
Przyjeżdżałem więc, kiedy byłem potrzebny do jakichś konkretnych prac, by wesprzeć rodziców. Raz nawet zasadziłem jakieś rośliny, bulwy czy coś takiego, i okazało się, że posadziłem je korzeniami do góry. Mama męczyła się z ogródkiem skalnym, który i tak się zdegradował. W tym samym czasie na studiach w Lublinie wynajmowałem domek z ogródkiem, który ostatecznie mnie przekonał do tego, że tak żyć nie chcę. Moje osiągnięcia ogrodnicze były mizerne. No, może poza jednym sukcesem, kiedy niechcący skopałem kawałek ziemi i szybko o tym zapomniałem. Wyrosły tam dwa piękne i olbrzymie osty, takie jak choinki, i ludzie z całej okolicy przychodzili je podziwiać. Do chwastów zdaje się, że mam dobrą rękę.
Z ulgą więc powiedziałem siostrze, gdy zmarli rodzice, by domkiem letnim sama się zajmowała. Tym bardziej, że żona miała też domek po swoich rodzicach. I jak ja, nigdy nie chciała mieć takiej posiadłości. A trzeba się nią było zająć. Oj, żeby ten domek był nad morzem, ale jest w samym sercu Mazowsza – które kocham, ale jak wiadomo nawet z najpiękniejszym uczuciem nie wolno przesadzać.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Posiadanie domku oznacza, że wydajemy na działkę pieniądze, za które moglibyśmy spędzić czas niczym się nie opiekując. Najczęściej nie mamy czasu tam wypoczywać, bo jak dojedziemy, to okazuje się, że musimy podciąć gałęzie, skosić, zgrabić trawę, załatać dziury i tak dalej w nieskończoność. A to naprawić płot. Zaimpregnować drewno. I sto tysięcy innych rzeczy, które trzeba zrobić, bo się te rzeczy zepsuły, albo mogą się zepsuć. Kiedy część z tych zadań wykonamy, wracamy do Warszawy, żeby tutaj kupić to, co trzeba i podczas następnej wizyty to wymienić. Super atrakcyjne zajęcia, odrywające człowieka od codzienności.
Od czasu do czasu dzwonią sąsiedzi, że coś się dzieje. A to ktoś, będąc – jak to się teraz mówi – w stanie nietrzeźwości, zdemolował okno, wybił szybę i uszkodził trochę mienia. Człowiek pędzi po nocy, sprawdza co się stało, liczy straty i organizuje naprawy. Bardzo relaksujące zajęcie.
Innym razem telefon, że kuna demoluje dach. Rzeczywiście, była kuna, upolowała ptaszki, które pod dachem miały gniazdo i skutecznie wykorzystała podczas tego mordu akustykę dachu, zastraszając okolicę. Te wyjazdy, by odłowić kunę, okazały się bardzo pożyteczne, bo podczas ostatniego znaleźliśmy w okolicy skundloną suczkę ratlerkę, która nam już towarzyszy parę ładnych lat.
Stalowa brama znika nagle
W tym roku na wiosnę też był telefon od sąsiadów, że nagle zniknęła stalowa brama. No cóż, kiedyś ukradli też żelazne słupki z ogrodzenia. Podobno te elementy trafiają do punktów skupu złomu, a za uzyskane tą drogą środki pieniężne „pośrednicy” słupków nabywają napoje o różnym stężeniu, które przez gardło wprowadzają do swojego krwioobiegu, utrzymując w ten sposób w miarę stały poziom alkoholu w organizmie.