My chcemy studiować teksty mistrzów, a nie dopisywać do nich cokolwiek – powiedział reżyser.
zobacz więcej
Między rozbitkami zaczyna się więc gra o życie. Debatują oni o tym, w jaki sposób spośród nich wyłonić tego jednego, który będzie przez pozostałych dwóch spożyty.
Wpierw rozważane jest losowanie. Ale szybko zostaje ono odrzucone jako relikt mrocznej przeszłości i anachroniczny przesąd. Dochodząc do tego wniosku, mężczyźni są jednocześnie zgodni, że trzeba wybrać metodę godną ludzi światłych i cywilizowanych. A jest nią demokracja. Tyle że i ona zostaje skompromitowana. Głosowanie okazuje się bowiem nieważne, ponieważ biorą w nim udział trzy osoby, oddane głosy zaś są, z niewiadomych przyczyn, cztery.
Skoro tak, to dochodzi do zmowy dwóch rozbitków, którzy są bardziej przebiegli od trzeciego. Postanawiają oni na nim wywrzeć presję moralną i psychologiczną, żeby ten sam siebie złożył w ofierze. Próbują udowodnić mu, że w hierarchii społecznej stoi on wyżej od nich, więc w imię sprawiedliwości powinien oddać swoje życie, by tę skandaliczną nierówność zrekompensować.
W „Na pełnym morzu” Mrożek pokazuje, jak na postulatach egalitaryzmu żerują demagodzy. W tym sensie szydzi z argumentów wysuwanych nie tylko przez komunistów, ale w ogóle przez szeroko pojętą lewicę. Pod tym względem przekaz jego sztuki – zwłaszcza na polskim podwórku – wydaje się banalny. Po doświadczeniach z „realnym socjalizmem” łatwo się pastwić nad wszelkimi klasowymi „urawniłowkami”.
Ale Mrożek rozprawia się też z bolączkami, które trapią demokrację. I w tej kwestii „Na pełnym morzu” okazuje się utworem aktualnym.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Demokracja jest przecież polityczną świętością naszych czasów. Kto zgłasza do niej zastrzeżenia, naraża się na to, że zostanie okrzyknięty „faszystą” i tym samym skazany na ostracyzm. W kręgu cywilizacji zachodniej obowiązuje bowiem quasi-manichejska wizja rzeczywistości: Światłość ściera się z Ciemnością, czyli demokracja – z wszelkimi rodzajami zamordyzmu.
Tymczasem Mrożek w „Na pełnym morzu” – tak jak i w innych swoich sztukach – występuje jako wielki sceptyk, który wątpi w obietnice składane przez różnych uszczęśliwiaczy ludzkości. I bynajmniej nie chodzi tu tylko o narracje, które poniosły bankructwo wraz z krachem „realnego socjalizmu”.
Dostaje się zatem od pisarza demokracji jako formie rządów podatnej na rozmaite zakulisowe manipulacje. Są przecież cisi tyrani – a w „Na pełnym morzu” należy do nich inicjator kanibalistycznej walki o przetrwanie – którzy nie mają problemów, żeby mechanizmy demokratyczne wyzyskać dla siebie. I bynajmniej sedno sprawy nie leży w fałszerstwach wyborczych. W sztuce Mrożka takie fałszerstwo pełni chyba jednak rolę ilustracyjną czy też metaforyczną.